Thymen Arensman o przyczynach strat: „Głowa zawsze odgrywa jakąś rolę”

fot. INEOS Grenadiers

Thymen Arensman przyjechał na Giro d’Italia jako ostatni pomocnik Gerainta Thomasa i zarazem drugi lider INEOS Grenadiers, który miał jak najdłużej trzymać się w czołówce klasyfikacji generalnej. Holender szybko poniósł jednak straty, a teraz zdradził, że ich przyczyną były nie tylko kwestie fizyczne, ale i psychiczne.

Dziennikarze Eurosportu podeszli po 3. etapie do Thymena Arensmana by zapytać 24-latka o to co się wydarzyło na pierwszych dwóch odcinkach oraz jak się czuje. Ten nie owijał w bawełnę i wprost zdradził, że jego strata wynosząca obecnie aż 4 minuty i 9 sekund do Tadeja Pogačara wynika nie tylko z nienajlepszej dyspozycji fizycznej, ale i kłopotów natury mentalnej.

Mogłoby być lepiej, ale jest jak jest. Miałem nadzieję, że pierwszego dnia będę trochę lepszy, ale wiem, że na początku wielkiego touru zawsze potrzebuję trochę czasu, aby się rozruszać. Pierwszy dzień też był dla mnie trochę rozczarowujący. Drugi był nieco lepszy. Poczułem się też trochę lepiej, miałem trochę więcej mocy w nogach. Niestety miałem też inne rzeczy na głowie, które mocno mi ciążyły psychicznie. To też nie ułatwia sprawy. Giro jest jeszcze długie. Szczególnie dotyczy to mnie w trzecim tygodniu. Po prostu będę dalej walczyć i dawać z siebie wszystko. Zespół nadal jest w bardzo dobrej sytuacji

— przyznawał Thymen Arensman.

Holender, który w 2022 roku zajął 6. miejsce w La Vuelta a España, a rok później zajął taką samą lokatę w klasyfikacji generalnej Giro d’Italia, wciąż wierzy w to, że będzie coraz lepiej. 24-latka mocno wspiera także zespół, który otoczył go odpowiednią opieką.

Głowa zawsze odgrywa jakąś rolę. Zwłaszcza, jeśli podczas takiej wspinaczki wytężysz organizm do absolutnych granic, zwłaszcza przez pierwsze dwa dni. Wtedy bywa bardzo ciężko. To bardzo trudne, jeśli nie jesteś w pełni zaangażowany mentalnie, ale myślę, że teraz wszystko idzie ku lepszemu. Będę dalej dawał z siebie wszystko, będę dalej walczył. Mam szczęście – po prostu jeżdżę w bardzo fajnym zespole. W pełni mnie wspierają i we mnie wierzą. Już po pierwszym etapie zaopiekowali się mną bardzo dobrze. To pomaga. Dlatego po prostu walczę i daję z siebie wszystko

— dodał Thymen Arensman.

Rok temu 24-letni Holender w końcowej klasyfikacji generalnej stracił 6 minut i 5 sekund. Choć obecnie zajmuje lokatę w czwartej „10” to widać, że różnice wciąż są małe, a jeśli ten wejdzie na swój szczyt możliwości to zakończenie zmagań w czołówce jest możliwe. Z pewnością liczy na to cały sztab INEOS Grenadiers.


Wszystko o 107. Giro d’Italia:

Wspomnienie San Remo – zapowiedź 4. etapu Giro d’Italia 2024

Milano-Sanremo 2024 / RCS Sport

Poniedziałkowy odcinek tegorocznego Giro d’Italia zakończył się spodziewanym sprintem, ale poza tym niewiele miał w sobie z przewidywalnej procesji. Dziś peleton włoskiego wielkiego touru czeka sentymentalna podróż do wspomnień z trasy pierwszego monumentu, a pewien elokwentny Walijczyk bardzo liczy, że dzieciak w różowym na chwilę sobie odpuści.

190 kilometrów to nie Mediolan-San Remo, ale ciągle wystarczy, by być drugim najdłuższym etapem pierwszego tygodnia 107. edycji Giro d’Italia. Trasa, prowadząca ze słynącego z wód termalnych już w czasach Imperium Rzymskiego Acqui Terme do jeszcze mniejszej Andory, liczy ponad 2000 metrów przewyższenia. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem pozostaje jednak drugi z rzędu sprint z niewielkim twistem w finale.

Oto, co na temat 4. etapu 107. edycji Giro d’Italia napisaliśmy przed rozpoczęciem wyścigu:

Etap 4, 7 maja: Acqui Terme > Andora (187 km | 2079 m)

Terme w nazwie słusznie wskazuje na pierwsze spotkanie z Apeninami, ale Andora jest już bardzo myląca. W ramach 4. etapu peleton włoskiego wielkiego touru przemierzać będzie Ligurię, w okolicach półmetka osiągając wyraźną dominantę w postaci podjazdu pod Colle del Melogno (8,9 km, śr. 4,3%).

Swój prawdziwy charakter wtorkowy odcinek ujawni jednak dopiero po 130 kilometrach, kiedy na wysokości Savony peleton wjedzie na doskonale znaną z Mediolan-San Remo nadmorską szosę Via Aurelia. Rywalizację tego dnia zwieńczy wspinaczka na pierwszy z trzech Capi – Capo Mele (1,8 km, śr. 4,4%), po zjeździe z którego zlokalizowana jest meta.

Pogoda

Marcowy Mediolan-San Remo coraz rzadziej bywa deszczowy, ale maj w tej części Italii to już inna historia. Dotąd peleton włoskiego wielkiego touru zdołał omijać złą pogodą, która nawiedziała Piemont w poprzednich tygodniach, ale wiele wskazuje na to, że we wtorek szczęśliwa passa dobiegnie końca.

W czasie startu w Acqui Terme szanse wystąpienia opadów wynoszą ok. 80%, na liguryjskim odcinku trasy ponad 50%. Temperatura powietrza w najcieplejszym momencie dnia wyniesie 16 stopni Celsjusza.

Faworyci

Pierwszy finisz z peletonu tegorocznego Giro dał solidne wskazówki odnośnie hierarchii wśród biorących udział w wyścigu sprinterów, ale ostatecznie okazał się dość wyrównanym pojedynkiem. Jak będzie tym razem?

Stawianie na Tima Merliera (Soudal-Quick Step) już wczoraj było bezpieczne, a finisz w Fossano tylko to potwierdził. Belg jest w znakomitej formie i nie przeszkadzają mu krótkie podjazdy, a do tego podejmuje lepsze od rywali decyzje.

Nie odrzucam argumentów tych, którzy twierdzą, że Jonathan Milan (Lidl-Trek) był wczoraj jeszcze mocniejszy, ale… no właśnie, w finiszu z peletonu równie istotne są dokonywane w ułamkach sekund wybory. Dzisiejsza końcówka pozostawia mniej miejsca na taktyczne przepychanki, ale potencjalnie prędkość wyjściowa będzie wyższa, co teoretycznie faworyzuje lepiej żeglujących na kołach rywali sprinterów.

Tworzy to splot okoliczności, w których zazwyczaj świetnie odnajduje się Olav Kooij (Visma | Lease a Bike), ale wysokie umiejętności rozgrywania takich końcówek – jeśli forma dopisze – posiadają także Caleb Ewan (Jayco AlUla), Sebastian Molano (UAE Team Emirates), Alberto Dainese (Tudor Pro Cycling) i Danny van Poppel (Bora-hansgrohe).

Dobre występy z poniedziałku na pewno będą chcieli powtórzyć Tobias Lund Andresen (dsm-firmenich PostNL), Jenthe Biermans (Arkea-B&B Hotels), Ethan Vernon (Israel-Premier Tech) i Stanisław Aniołkowski (Cofidis), a Kaden Groves (Alpecin-Deceuninck) i Laurence Pithie (Groupama-FDJ) staną na starcie zmotywowani, by tym razem spisać się nieco lepiej.

Patrick Lefevere toczył spór o pieniądze z organizatorami Giro d’Italia

fot. Giro d'Italia

Patrick Lefevere ma ostatnio naprawdę ciekawą serię w swoich cotygodniowych felietonach publikowanych na łamach Het Nieuwsblad. Szef Soudal Quick-Step tym razem opowiedział o swoim drobnym konflikcie z RCS Sport, czyli organizatorem Giro d’Italia. Ten dotyczył udziału Remco Evenepoela w zeszłorocznej edycji.

Spór na linii Patrick Lefevere – RCS Sport dotychczas nie był przez nikogo wyciągany publicznie. Jak się jednak okazuje zakulisowo trwał pewien drobny konflikt, który dotyczył opłaty startowej za udział Remco Evenepoela w zeszłorocznej edycji Giro d’Italia. Jak się okazuje organizatorzy włoskiej trzytygodniówki zaoferowali belgijskiej ekipie pewne pieniądze za udział Belga w ich wyścigu, a potem ich nie wypłacili tłumacząc się, że ten go nie ukończył. Sytuację tę obszernie wytłumaczył teraz Patrick Lefevere.

Dla Remco Giro to oczywiście niedokończona sprawa, po tym jak musiał zrezygnować w zeszłym roku z powodu covida. Jak wiemy, organizatorzy – słusznie – oskarżyli nas wówczas o to, że nie poinformowaliśmy ich osobiście, że Remco nie może kontynuować jazdy. To było bardzo emocjonalne i bardzo włoskie. Według dyrektora generalnego RCS, Mauro Vegniego, różowa koszulka odeszła jak un ladro nella notte – złodziej w nocy. W efekcie jeszcze kilka miesięcy temu toczył się na ten temat spór finansowy z RCS. Ponieważ Remco nie ukończył Giro, nie chcieli nam zapłacić uzgodnionej opłaty startowej. Myślałem, że to nonsens, ponieważ słowo „pieniądze na start” mówi wszystko – to pieniądze na start. Nie chcę być w tej kwestii zbyt cyniczny, ale nikt nie może twierdzić, że Remco nie odegrał swojej roli chłopca z plakatów podczas Giro, biorąc na siebie filmy promocyjne czy wywiady przed i w trakcie wyścigu

— napisał w swoim felietonie Patrick Lefevere.

O jakiej kwocie mowa? Tego szef Soudal Quick-Step nie chce ujawnić wprost, ale jednocześnie przyznaje, że wystarczyłoby to na zatrudnienie dodatkowego zawodnika do jego ekipy. Można zatem spodziewać się, że chodziło o 50-100 tysięcy euro, czyli minimalną pensję oraz pewne koszty związane z utrzymaniem kolarza już w trakcie sezonu.

Remco otworzył przecież wyścig w rewelacyjny sposób od wygranej w jeździe na czas. To nie jest zatem tak, że Remco po prostu sobie odpuścił, on musiał się wycofać. Jednocześnie opłaty startowe nie są wielkimi sumami, ale nie zdradzę tajemnicy, gdy powiem, że w ekipie kolarskiej każdy grosz się przyda. Aby podać rząd wielkości – pieniądze za Remco w Giro, a w praktyce suma za pakiet wyścigów RCS, mogły zapewnić, że wystarczy nam budżetu na dodatkowego zawodnika. Ostatecznie RCS zawarło coś w rodzaju polubownego rozwiązania – jeśli Remco ponownie pojedzie ponownie Giro to zapłacą nam także zaległą kwotę. To rozwiązanie, na które mogliśmy przystać

— zakończył Patrick Lefevere.

Wypowiedź 69-letniego Belga przypomina o temacie, o którym nie mówi się głośno na co dzień – tym jak organizatorzy walczą o obecność gwiazd na swoich wyścigach i odwrotnie – o tym, że za dzikie karty trzeba często zapłacić naprawdę duże kwoty. Aż chciałoby się zapytać z ciekawości ile kosztował tegoroczny udział Tadeja Pogačara w Giro d’Italia. To jednak zapewne pozostanie na zawsze tajemnicą.

Simon Carr wycofał się z Giro d’Italia

fot. Tour of the Alps

Dużą stratę poniósł zespół EF Education – EasyPost. Z wyścigu Giro d’Italia wycofał się Simon Carr.

Już od początku wyścigu widać było, że Brytyjczyk nie jest w pełni sił. Na pierwszym etapie stracił ponad 10 minut, a na drugim doszły jeszcze ponad 23 minuty. W klasyfikacji generalnej Simon Carr plasował się dopiero na 122. pozycji i był najniżej sklasyfikowany w swojej drużynie.

Okazało się, że słaba dyspozycja Carra spowodowana jest kontuzją kolana. 25-latek nie ukończył trzeciego etapu. W próbie generalnej przed Giro wygrał etap oraz klasyfikację górską. Liczył więc także na dobry występ w swoim trzecim starcie w tym tourze.

Obecnie najlepszym kolarzem EF Education – EasyPost jest Esteban Chaves. Kolumbijczyk zajmuje 11. pozycję ze stratą 1:26. Aktywnie w wyścigu jechali Andrea Piccolo i Mikkel Honore. Wycofanie się Simona Carra jest sporą stratą. Brytyjczyk został trzecim kolarzem, który pożegnał się z rywalizacją. Do trzeciego etapu nie przystąpił Eddie Dunbar (Team Jayco AlUla), a do drugiego nie wystartował Robert Gesink (Team Visma | Lease a Bike).

Puchar Polski 2024: Wyniki z Zamościa

0
fot. Toruński Klub Kolarski Pacific - Nestlé Fitness Cycling Team

Za nami II seria tegorocznego Pucharu Polski w kolarstwie szosowym. W zawodach organizowanych przez Klub Sportowy „Agros” Zamość rywalizował cały przekrój kategorii wiekowych – w sobotę odbyła się jazda indywidualna na czas, w niedzielę zaś wyścigi ze startu wspólnego.

Po pierwszej serii Pucharu Polski, którą był XXXVII Ogólnopolski Wyścig Kolarski „O Puchar Wójta Gminy Chrząstowice”, teraz cykl ten przeniósł się do województwa lubelskiego, a dokładnie do Zamościa oraz Krasnobrodu. To właśnie tam w sobotę rozegrano jazdę indywidualną na czas, której wyniki znajdą Państwo w poniższym tekście.

W elicie kobiet oraz wśród orliczek po wygraną sięgnęła Natalia Krześlak (TKK Pacific Nestle Fitness Toruń), która pokonała swoją klubową koleżankę Patrycję Lorkowską, zaś podium uzupełniła Anna Długaś (KK Ziemia Darłowska). Wśród orlików w pierwszej trójce znaleźli się kolejno Karol Stelmach (LKS Baszta Golczewo), Bartosz Skwarek (Stajnia Rowerowa Intercars Team) i Antoni Sokół (Kujawy Pomorze Team).

Wśród juniorów na 18-kilometrowej trasie rywali zdeklasował Franciszek Matuszewski (WLKS Krakus), który o prawie minutę pokonał Kacpra Chudego (Velotalent Team Sobótka) i Wiktora Czekay (LKS POM Strzelce Krajeńskie). Rywalizację ich rówieśniczek wygrała Gabija Jonaityte (Litwa), a na podium stanęły Zofia Jakubowska (KK Ziemia Darłowska) i Nadia Hartman (CZKKS Kolejarz-Jura Częstochowa).

Najlepszym juniorem młodszym w aż 119-osobowej stawce był Mateusz Błaszak (UKS TFP Jedynka Kórnik), który pokonał Igora Mitoraja (WMKS Olsztyn) i Oliviera Serafina (KK Ziemia Darłowska). Wśród dziewcząt z tej kategorii wiekowej wygrała Auguste Audinyte (Šilales SM DSK Kvaderna), a podium uzupełniły Maria Okrucińska (UKS Copernicus CCC Toruń) i klubowa koleżanka zwyciężczyni Auguste Mikutyte.

W najmłodszych kategoriach wygrywali Julian Obrusiewicz (UKS Ratusz Maszewo – młodzik), Oliwia Łyżwa (UKS Avatar – młodziczka), Justinas Kuizinas (Šilales SM DSK Kvaderna – żak) i Joanna Mucha (ŚFS Daleszyce – żakini).

PEŁNE WYNIKI JAZDY INDYWIDUALNEJ NA CZAS

W niedzielę rywalizowano w wyścigach ze startu wspólnego. Wśród kobiet obejrzeliśmy pełną dominację TKK Pacific Nestle Fitness Toruń – kolarki tego klubu zajęły aż 6 pierwszych miejsc, a na podium stanęły Natalia Krześlak, Patrycja Lorkowska i Zuzanna Chylińska.

Najdłuższy wyścig do pokonania mieli orlicy, którzy na rundach w sumie przejechali 125 kilometrów. O wygranej zadecydował dwójkowy finisz, który wygrał Antoni Muryj (Lubelskie Perła Polski), a drugi był Szymon Łapsa (TC Chrobry Scott Głogów). Podium z większego peletonu uzupełnił Antoni Sokół (Kujawy Pomorze Team).

Wśród juniorów także doszło do podziałów w stawce, a po wygraną sięgnął Kacper Chudy (Velotalent Team Sobótka), który pokonał Franciszka Matuszewskiego (WLKS Krakus) i Dawida Radkiewicza (WLKS Krakus). Najlepsza wśród ich rówieśniczek była Urszula Sipko (ALKS Stal Grudziądz), która w trójkowym finiszu pokonała Gabiję Jonaityte (Litwa) i Zofię Jakubowską (KK Ziemia Darłowska).

Rywalizacja juniorów młodszych zakończyła się walką z 4-osobowej grupki, którą wygrał Hubert Blokesz (Avatar Silesia Team), który wyprzedził Filipa Podgórskiego (LKS POM Strzelce Krajeńskie), a podium uzupełnił Franciszek Weżgowiec (CZKKS Kolejarz-Jura Częstochowa). Wśród dziewcząt z tej kategorii wiekowej zwyciężyła Maria Okrucińska (UKS Copernicus CCC Toruń), a kolejne metę przecięły Magdalena Polańska (Fundacja KK Agnieszka Skalniak) i Auguste Mikutyte (Šilales SM DSK Kvaderna).

W najmłodszych kategoriach wygrywali Mikołaj Klaczkowski (KLKS Azalia Brzóza Królewska – młodzik), Lena Ruszkiewicz (Avatar Silesia Team – młodziczka), Adam Brzozowski (Stajnia Rowerowa Intercars Team – żak) i Joanna Mucha (ŚFS Daleszyce – żakini).

PEŁNE WYNIKI WYŚCIGÓW ZE STARTU WSPÓLNEGO

Giro d’Italia 2024: Wypowiedzi najlepszych kolarzy 3. etapu

fot. Giro d'Italia

Trzeci etap był pierwszym pojedynkiem sprinterów na tegorocznym wyścigu we Włoszech. Po triumf sięgnął Tim Merlier, który na swoje drugie zwycięstwo w Giro czekał aż 3 lata.

Końcówka etapu w Fossano dostarczył nam wielu emocji. Na podjeździe na 3 kilometry przed metą namieszać próbował Tadej Pogačar. Lider wyścigu został doścignięty dopiero na niecałe 500 metrów przed finiszem. Przez to finisz był chaotyczny. Tim Merlier nieznacznie wyprzedził Jonathana Milana, który wcześniej wygrał dwie lotne premie.

Na podjeździe było trudno. Chciałem trochę się przesunąć, ale Bert Van Lerbeghe czekał za długo. Potem dobrze odnaleźliśmy się w peletonie. Zdążyliśmy wrócić na dobre pozycje, ale na finiszu byłem wystawiony na wiatr. Musiałem finiszować na 300 metrów przed metą, jechałem po lewej stronie, a Jonathan Milan po prawej. Wiedziałem, że będę pierwszy albo drugi. Na szczęście wygrał i było to moje najtrudniejsze zwycięstwo w karierze

– przyznał Belg, który na Giro d’Italia triumfował po raz pierwszy w 2021 roku.

Pojedynek o zwycięstwo z Timem Merlierem stoczył Jonathan Milan. Włoch miał udany początek sezonu i liczył na wygraną w swoim narodowym wyścigu. Na trzecim etapie zwyciężył dwie lotne premie, ale nie finiszował jako pierwszy na linii mety.

W końcówce było bardzo chaotycznie przez podjazd i atak Pogacara i Thomasa. Najpierw trochę straciliśmy, ale na pół kilometra przed metą wróciliśmy do czołówki. Udało mi się wykorzystać prędkość Matteo Trentina, ale Merlier lepiej finiszował ode mnie. Gratuluję mu i jutro muszę ponownie spróbować. Dzisiaj bardzo się bawiłem, a jutro pojawia się kolejna szansa na sprint

– powiedział Milan w wywiadzie na mecie.

Sprinter Lidl-Trek również nie wywalczył prowadzenia w klasyfikacji punktowej. Wygrał dwie lotne premie i był drugi na mecie, ale to nie wystarczyło. Cyklamenową koszulkę założył Tim Merlier. Dwaj kolarze zgromadzili tyle samo punktów, ale zdecydowała wygrana Belga na linii mety. Sprawdzamy jeszcze, co po zajęciu trzeciego miejsca powiedział Binian Girmay.

Trzecie miejsce w pierwszym sprincie na wyścigu napawa optymizmem. Pokazaliśmy, że mamy mocny zespół. Jestem zadowolony z miejsca na podium. Nie mogę się doczekać kolejnych etapów

– przyznał kolarz z Erytrei dla mediów społecznościowych swojej drużyny.

Czwarty etap z Acqui Terme do Andory pomimo kilku trudności także powinien zakończyć się sprinterskim finiszem. Zobaczymy, czy bohaterowie będą tacy sami, czy zrehabilitują się 6. Olav Kooij, 9. Fernando Gaviria, 12. Kaden Groves, 13. Caleb Ewan czy 14. Phil Bauhaus.

Giro d’Italia 2024: Tadej Pogačar po 3. etapie „Ten atak przypomniał mi moją młodość”

fot. INEOS Grenadiers

Jeśli w wyścigu jedzie Tadej Pogačar, to należy się spodziewać, że nie będzie spokojnie. Kolarz UAE Team Emirates mógł wygrać sprinterski etap w różowej koszulce. Aktywnie i czujnie w końcówce pojechał Geraint Thomas.

Giro d’Italia już słynie z tego, że bardzo trudno o klasyczne płaskie etapy dla sprinterów. Krótki podjazd na trzy kilometry przed metą sprowokował ataki. Jako pierwszy ruszył Mikkel Honore (EF Education EasyPost), a niespodziewanie skoczył za nim Tadej Pogačar. Lidera wyścigu nie chciał odpuścić także Geraint Thomas. Skończyło się na tym, że najdłużej przed peletonem jechał Pogačar. Słoweniec został już wyprzedzony praktycznie przez sprinterów, a niecałe 500 metrów przed linią mety.

Nie planowałem samotnie atakować. Pojechałem po prostu za Mikelem Honore. To była dobra sytuacja. Jechałem dalej mocno, ale nie wierzyłem, że uda się wygrać. Pomyślałem, że świetnie, że Geraint Thomas jest z nami. To mnie zaskoczyło i wzbudziło duży szacunek. Starałem się, ale 400 metrów to było jeszcze daleko. Miałem dobre nogi. Ten atak przypominał mi moją młodość. Tak się ścigałem z kolegami i to mi się podoba

– powiedział Słoweniec w wywiadzie na mecie etapu.

Lidera wyścigu nie chciał odpuścić Geraint Thomas. Walijczyk wcześniej już stracił sekundę do Tadeja Pogačara na lotnej premii, ale trzeba przyznać, że na poniedziałkowym odcinku jechał bardzo czujnie. Od razu zareagował na niekonwencjonalny ruch kolarza UAE Team Emirates. Potem dawał zmiany i odpuścił dopiero, jak peleton był za plecami czołowej dwójki.

Dzisiaj chcieliśmy się trzymać z dala od problemów. Koledzy wykonali świetną pracę. Widziałem, jak Pogačar reaguje na atak Honore. Pomyślałem, że oszalał, ale zdecydowałem się pojechać. On zaczyna mi działać na nerwy. Chciałem utrzymać jego koło i byłem zaskoczony, że zrobili tak dużą przewagę. Wiedziałem jednak, że się to nie uda. To dla mnie dobry początek Giro. Czuję się dobrze i mam nadzieję, że będzie tak dalej

– przyznał Geraint Thomas.

Po trzech etapach kolarz INEOS Grenadiers ma 46 sekund straty do Tadeja Pogačara. Jednak nie ma już takiego samego czasu, jak trzeci Daniel Felipe Martinez, jak to miało miejsce przed etapem do Fossano. Thomas nadrobił bowiem sekundę nad Kolumbijczykiem na lotnej premii, gdzie trzy sekund zebrał Ben Swift z grupy INEOS Grenadiers.

Giro d’Italia 2024: Tim Merlier najlepszy na finiszu, Aniołkowski w dziesiątce

fot. Soudal-Quick Step

Bardzo dużo działo się w końcówce trzeciego etapu Giro d’Italia. Jeszcze na 500 metrów przed metą niespodziewanie przed peletonem jechał Tadej Pogačar. Ostatecznie o zwycięstwo walczyli sprinterzy, a triumfował Tim Merlier. Stanisław Aniołkowski zajął 8. miejsce.

Trzeciego dnia wyścigu swoją pierwszą szansę dostali sprinterzy. Etap z Novary do Fossano liczył 166 kilometrów. Nie był całkowicie płaski, gdyż na trasie znalazło się kilka krótkich wzniesień, w tym premia górska 4. kategorii w Lu (po 58 kilometrach). Także na 3 kilometry przed metą znajdował się krótki podjazd, który mógł pokrzyżować szyki niektórym sprinterom i ich ekipom.

Dopiero po przejechaniu 50 kilometrów, przed premią górską od peletonu oderwali się Lilian Calmejane (Intermarché – Wanty) i Davide Ballerini (Astana Qazaqstan Team). Francuz sięgnął po zwycięstwo na podjeździe w Lu, które po raz pierwszy gościło Giro d’Italia.

Po wygraniu premii Calmejane poczekał na peleton. Samotnie na czele jechał już tylko Davide Ballerini z zapasem pod minuty nad grupą zasadniczą. Włoski kolarz także zrezygnował i na 95 kilometrów przed metą nie było żadnej ucieczki.

Tym samym na lotnych finiszach mieliśmy rywalizację z peletonu. Dwie pierwsze premie padły łupem Jonathana Milana (Lidl – Trek). Na trzeciej z nich w Cherasco na 20 kilometrów przed metą finiszował Tadej Pogačar. Lider wyścigu zajął 2. miejsce za Benem Swiftem (INEOS Grenadiers) i zdobył dwie sekundy do klasyfikacji. Trzeci był Geraint Thomas, który zyskał sekundę.

W przygotowaniach do sprintu przeszkodził wspomniany podjazd na 3 kilometry przed końcem etapu. Tam zaatakował Mikkel Honore (EF Education EasyPost). Za nim pojechał Tadej Pogačar, a dojechał jeszcze Geraint Thomas. Zrobiło się naprawdę ciekawie. Po mocnej zmianie kolarza w różowej koszulce odpadł Honore, a Thomas jeszcze utrzymywał tempo Słoweńca.

Peleton był za plecami lidera i wicelidera. Thomas odpuścił na 500 metrów przed metą, a Pogačar chwilę później. Najmocniejszy na pierwszym sprinterskim odcinku okazał się Tim Merlier. Kolarz Soudal-Quick Step wyprzedził Jonathana Milana i Biniana Girmaya (Intermarché – Wanty). Świetny wynik osiągnął Stanisław Aniołkowski, który zajął 8. miejsce.

W klasyfikacji generalnej prowadzi oczywiście Tadej Pogačar, który jeszcze nadrobił sekundę nad Geraintem Thomasem. Ten odskoczył o sekundę od Daniela Martineza.

Results powered by FirstCycling.com

Jedyny w Polsce wyścig tandemów i handbike rangi UCI – Hetman Tandem Cup w Lublinie

fot. Materiały własne

O ile wyścigów rangi UCI w Polsce jest kilka, o tyle jest tylko jeden – pięcioetapowy – mający taką rangę, wyścig dla niepełnosprawnych. Hetman Tandem Cup & Paracycling Hetman Cup, rozgrywany co roku w Lublinie – a zakończona właśnie rywalizacja tandemów i handibike była już 27 edycja tego wyścigu.

XXVII Hetman Tandem Cup to wyścig tandemów i „handbików” o wieloletniej tradycji; i te lata doświadczeń sprawiają, że jest to jeden z najlepiej zorganizowanych wyścigów w Polsce. Mówię to nie tylko z perspektywy redaktora – mam prawo do oceny tego wyścigu też przez pryzmat jego uczestnika – jestem bowiem pilotem jednego z tandemów, biorących w tym wyścigu udział. Za całość odpowiada Hetman klub tandemów z Lublina, pod przywództwem Andrzeja Góźdźa. I by Was zaskoczyć, powiem, że Andrzej także jest osobą niewidomą.

Każdy szczegół dopięty na ostatni guzik, wszystko precyzyjnie rozplanowane i przygotowane, każdy element układanki doskonale wkomponowuje się w organizację na światowym poziomie – uwierzcie, brałem udział w niejednym wyścigu mastersów, który nie był nawet w części tak dobrze zorganizowany, jak Hetman Tandem Cup. Pięć etapów; dwa poza Lublinem (Dys I Garbów) trzy w obrębie miasta. Jedna jazda na czas, trzy etapy ze startu wspólnego i jedno techniczne kryterium. Są samochodu do przewozu tandemów i handbików, jest pełne wsparcie serwisowe.

Walka rozgrywa się nie tylko o puchar, nie tylko o punkty UCI. To w zasadzie jeden z trzech ostatnich startów, na których rozegra się być albo nie być w kontekście Paraigrzysk w Paryżu, kolejny start rangi Pucharu Świata na dniach, w Belgijskiej Ostendzie.

Pierwszy etap pod Lublinem, w miejscowości Dys. Stojąc na starcie, zapoznawszy się z profilem trasy zdołałem pomyśleć tylko „Łot is Dys” i już rozległ się strzał startera. I tu, już od samego startu, widać różnicę między trzema najlepszymi tandemami a resztą stawki. Załogi, składające się Marcina Białobłockiego i Karola Kopicza, Michała Podlaskiego i Piotra Kołodziejczuka, Tomka Bali i Marka Torli – bawią się z resztą stawki jak z młodzikami. Odjeżdżają już na pierwszym podjeździe, a my do mety walczymy już nie o pozycję, a o to, by stracić do nich jak najmniej. Ze środka peletonu realia wyglądają tak – że z Marcinem Białobłockim, Michałem Podlaskim widzimy się na starcie, potem idzie gazicho, i ponownie widzimy się z nimi po dwóch godzinach, już na mecie, gdzie oni są już przebrani i zrelaksowani po wysiłku. Dla nich walka idzie o udział w Igrzyskach; i szczerze im w tym względzie kibicuję. Pierwszy etap kończy się zwycięstwem załogi Marcin Białobłocki z Karolem Kopiczem; gdy my w tym czasie, w grupetto, na pełnym zapieku ud walczymy o przetrwanie. Dojeżdżamy do mety i my; ulga, oddech, i świadomość, że przed nami jeszcze cztery ciężkie etapy.

Zaczyna się etap w Garbowie; tuż za startem jest ostry podjazd, i już na nim, dosłownie 400 metrów za startem ostro atakuje Michał Podlaski. Gonić ich zaczyna „Biały” i Bala – odskakują nam błyskawicznie na kilkaset metrów, żaden z pozostałych tandemów nie może się z nimi równać. Robią swój wyścig; odjeżdżają w szalonym tempie, a my już na pierwszym podjeździe czujemy gorycz, wiedząc że dla nas wyścig jest bardziej o przetrwanie, niż o wynik. Jedziemy już na części zjazdowej – w Garbowie jest odcinek bardzo wymagający technicznie, co roku ktoś tam przegrywa z grawitacją, padając na asfalt. I chwilę później widzę coś, czego widzieć nikt nie chce – przed nami, na sekwencji zakrętów, upada Marcin Białobłocki z Karolem Kopiczem; Marcin jest opatrywany, Karol jest w karetce – jeszcze wtedy nie wiedziałem, co z nimi, ale jasne się stało, że wyścigu nie ukończą. Wieczorem potwierdzenie – mocno poobijani, ale nie połamani – dla nich wyścig się skończył, etap wygrał Michał Podlaski z Piotrem Kołodziejczukiem. Kraksa naszego najlepszego tandemu pozostawia we mnie wątpliwość, co do wyników startu pucharowego w Ostendzie…

Kolejny dzień to prawdziwa wisienka na torcie – dwa etapy jednego dnia (czasówka i start wspólny). Przed południem techniczna i wietrzna trasa – 21 km pokonywane na pętlach; trasa wymagająca, i cicho łudziłem się możliwością odrobienia jednej, dwóch pozycji bo na czas bardzo lubię jeździć. Ten plan nam nie wyszedł – ale i pozycji naszej nie straciliśmy. Czasówka kończy się zwycięstwem Michała Podlaskiego. Odsapnąć, zjeść coś, przebrać się – i po południu etap ze startu wspólnego, także na pętlach.

Na starcie stajemy już mocno zmęczeni. A wiedzieć musicie, że tandem prowadzi się inaczej, niż solówkę; wymaga zaangażowania większej siły fizycznej, niż jazda solo. Dokuczają już mięśnie karku i przedramion. Startujemy – i ponownie dosyć szybko przychodzi akcja Podlaskiego; rozrywa skutecznie grupę, pędzą jak po swoje, za nim Bala i Torla; reszta tandemów rozsypuje się, i w niewielkich grupach jedziemy – a będąc realistami patrzymy, kiedy przyjdzie pierwszy dubel. Trasa fajna, szybka – bardzo mały podjazd i część pętli ze sprzyjającym wiatrem. Michał Podlaski i Piotr Kołodziejczuk potwierdzają swoją wysoką formę. Oni też jadą do Ostendy.

Do hotelu docieramy umordowani, ze świadomością że czeka nas jeszcze jeden etap w centrum Lublina – techniczne kryterium wokół placu teatralnego. Sześć zakrętów na pętli półtorakilometrowej, jedna mała hopka, ale pokonywana przy przeciwnym wietrze – etap bardzo widowiskowy, ale i wymagający dużej techniki. Grupa startuje, i od samego startu do pierwszego zakrętu idzie niesamowity gaz; wyraźnie widać, że mocne tandemy chcą uczynić wyścig możliwie najtrudniejszym – po chwili na czele jedzie już sam Michał Podlaski z Piotrem Kołodziejczukiem. Wiem o tym, bo dublują nas na 14 okrążeniu. Łącznie – mamy do pokonania 30 kółek. Pędzimy ile sił, ale wystarcza to „tylko” na dwa duble, włożone nam przez Podlaskiego…

Kończymy wyścig umordowani, ale zadowoleni. My swoje miejsce w szeregu znamy. Marzeń o podium mieć nie możemy – bo z tak mocnymi tandemami zwyczajnie szans najmniejszych nie mamy.

Rozdanie nagród. Zdjęcia. Wywiady. Podium. Wyścig kończy się zwycięstwem w generalce Michała Podlaskiego i Piotra Kołodziejczuka.

Koniec. Fantastycznie zorganizowana edycja przechodzi do historii. Chcę tam wracać. Bo to dobre ściganie jest.

Giro d’Italia 2024: Martínez, Thomas, Tiberi i O’Connor podsumowują 2. etap

fot. BORA-hansgrohe / Sprint Cycling Agency

Za plecami Tadeja Pogačara na Santuario di Oropa działo się naprawdę wiele. Na podium 2. etapu Giro d’Italia znaleźli się Daniel Felipe Martínez i Geraint Thomas, którzy to nadrobili nad pozostałymi rywalami. Na podjeździe przeszarżował Ben O’Connor, a ogromnego pecha związanego z defektami miał Antonio Tiberi. Co powiedział każdy z nich na mecie?

Przegląd wypowiedzi zacznijmy od tych kolarzy, którym poszło najlepiej. Daniel Felipe Martínez zameldował się na szczycie Santuario di Oropa jako 2. i awansował na 3. miejsce w klasyfikacji generalnej. Kolumbijczyk z BORA-hansgrohe ma dokładnie taką samą stratę co drugi Geraint Thomas. 28-latek wraz z starszym o 9 lat Walijczykiem zyskali już pierwsze sekundy (a w niektórych przypadkach i minuty) nad głównymi rywalami w walce o miejsce na podium.

Ostatecznie wypadliśmy dobrze. Mamy świetny punkt wyjściowy w klasyfikacji generalnej, a tego właśnie szukaliśmy. Czuję się świetnie. Wynik ten dodaje pewności siebie i morale, nie ma co do tego wątpliwości. Teraz musimy się skoncentrować na tym, co jeszcze przed nami

— krótko wypowiedział się Daniel Felipe Martínez.

Nieco więcej do powiedzenia miał Geraint Thomas, który w swoim stylu pozwolił sobie na zadawanie retorycznych pytań, zaczepki i żarty. 37-letni Walijczyk zdaje się świetnie bawić, a jego forma zdaje się być idealnie trafiona w punkt, jakim było rozpoczęcie 107. Giro d’Italia.

Czy jestem zadowolony? Tak, choć nie czułem się tak dobrze jak wczoraj. Dziś zabrakło mi nieco wybuchowości, ale wszystko jest jeszcze możliwe… Niemniej Tadej to Tadej. Spodziewaliśmy się jego ataku, miałem nadzieję, że uda mi się pojechać za nim. Patrząc na odjeżdżającego Tadeja i Bena O’Connora byłem na granicy wytrzymałości. Musiałem odpuścić. Potem grupa nadeszła z tyłu, a ja starałem się zafiniszować. Teraz jestem drugi w wyścigu, wszystko co dobre przed nami, w dodatku mam to szczęście, że mój tata nie ma Twittera

— zakończył żartem Geraint Thomas nawiązując do zamieszania z wpisami ojca Thymena Arensmana.

Mocno przeszarżował za to Ben O’Connor. Australijczyk jako jedyny odpowiedział na atak Tadeja Pogačara, ale po chwili nie tylko nie wytrzymał jego tempa, ale i zaczął być mijany przez kolejnych rywali by na mecie stracić aż minutę. Lider Decathlon AG2R La Mondiale Team dość obrazowo opowiadał o popełnionych przez siebie błędach.

Byłem odważny. Chciałem spróbować dogonić Poga, ale prawdopodobnie byłem najgłupszym zawodnikiem w wyścigu. Zbyt długo próbowałem. Potem po prostu się zagotowałem. Szkoda, bo uważam, że byłem drugim najsilniejszym zawodnikiem. Za głupotę się płaci. Jestem tu po to, żeby się ścigać. Robię to zawsze instynktownie. Może trochę by mi pomogło, gdybym spojrzał na ekran i zobaczył, co robię. Pogi obejrzał się, zobaczył, że jadę za nim, a wyraźnie chciał jechać solo. Potem znowu przyspieszył i przekroczyłem swoje granice. Myślałem, że mogę z nim pojechać, ale jeśli zbytnio zbliżysz się do słońca to po prostu poparzysz się. Dostałem dzisiaj wielką lekcję

— z uśmiechem opowiadał Ben O’Connor.

Ogromnego pecha miał za to Antonio Tiberi. Lider Bahrain-Victorious podczas finałowej wspinaczki najpierw złapał gumę, a w zastępczym rowerze miał problemy z napędem. W efekcie młody Włoch stracił aż 2 minuty i 24 sekundy.

Miałem mnóstwo pecha. Byłem dobrze ustawiony przez kolegów gdy ostatni podjazd zaczął się robić bardziej stromy, a tempo wzrosło. Złapałem gumę, a potem pojawił się kolejny problem mechaniczny z moim nowym rowerem. Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, aby wrócić i ograniczyć stratę, ale było to niemożliwe

— zdradzał Antonio Tiberi.

Teraz przed kolarzami 4 stosunkowo płaskie etapy, które prawdopodobnie zakończą się sprintem z peletonu. Wśród kolarzy czekających na nie jest debiutujący w wielkim tourze Stanisław Aniołkowski, z którym porozmawialiśmy na tę okoliczność – rozmowę znajdą Państwo pod tym linkiem. Kolejna walka faworytów nastąpi zaś w piątek, kiedy to rozegrana zostanie przeszło 40-kilometrowa jazda indywidualna na czas, po której różnice w klasyfikacji generalnej zapewne jeszcze bardziej wzrosną.


Wszystko o 107. Giro d’Italia:

Walka do ostatniego metra – Ron Rooni i Marceli Pera szaleli na ulicach Grudziądza [wypowiedzi]

0
fot. Irek Pyszora

Ostatni etap 33. Międzynarodowego Wyścigu Juniorów o Puchar Prezydenta Miasta Grudziądza zakończył się zwycięstwem Rona Rooniego z reprezentacji Estonii. 17-latek po całodniowej ucieczce zregenerował się w końcówce i zdołał jeszcze sięgnąć po zwycięstwie w sprincie. Blisko triumfu był także Marceli Pera, któremu zabrakło centymetrów do wygrania całego wyścigu. Porozmawiałem z oboma juniorami na temat ich występu w Grudziądzu.

Nazwisko Rona Rooniego wyraźnie wyróżniało się na liście startowej jeszcze przed startem 33. Międzynarodowego Wyścigu Juniorów o Puchar Prezydenta Miasta Grudziądza. Wszystko za sprawą tego, że reprezentant Estonii na co dzień ściga się dla Decathlon AG2R La Mondiale U19 Team, czyli jednej z najlepszych drużyn na świecie dla tej kategorii wiekowej. 17-latek szybko pokazał, że będzie groźny – najpierw zebrał bonifikatę na 1. etapie, później stanął na podium 2. odcinka, zaś ostatniego dnia znalazł się w ucieczce dnia, a po jej złapaniu zdołał jeszcze wygrać finisz z peletonu. W związku z tym poprosiłem młodego Estończyka o podsumowanie swojego występu w Polsce i porównanie naszego wyścigu UCI z imprezami rozgrywanymi na zachodzie.

To były ciężkie 4 dni ścigania. Rywale, przede wszystkim ci z Polski, okazali się być bardzo mocni. Swoje dokładały także zagraniczne reprezentacje narodowe. Od początku działo się przez to wiele i trzeba było jeździć bardzo czujnie. Ostatniego dnia postawiłem przez to na odjazd, jechałem przed peletonem przez dobre 70 kilometrów, a po złapaniu tylko dzięki pomocy kolegów potrafiłem jeszcze znaleźć się w dobrej pozycji i sięgnąć po zwycięstwo.

W przyszłym tygodniu wybieram się do Belgii, gdzie będę już startował w barwach mojej drużyny, czyli Decathlon AG2R. Ściganie tam wnosi wiele do mojego doświadczenia, które przydało się tu, na polskich szosach. Stawka tutaj była bardzo mocna, trasy zaskakująco ciekawe jak na to co mi mówiono przed przyjazdem i tak naprawdę jedynym mankamentem były liczne kraksy. To wymagało od nas wyjątkowej ostrożności, bo w połączeniu z wysokimi prędkościami trzeba było dawać z siebie 100% by wygrać choć jeden etap

— przyznawał Ron Rooni, zwycięzca etapu w Grudziądzu.

Cały wyścig wygrał Szymon Bęben, który przejął koszulkę lidera w Świeciu i obronił ją zajmując 3. miejsce na ostatnim odcinku. Bardzo blisko odebrania mu jej na ostatnim odcinku był broniący tytułu w klasyfikacji generalnej Marceli Pera (KTK Kalisz), który sięgnął po triumf jako pierwszoroczny junior, a w swoim drugim starcie w grudziądzkiej imprezie zakończył zmagania na 2. miejscu.

Chciałem pojechać o wiele lepiej, to jedno miejsce na finiszu na pewno boli w serduszku, ale nie poddaje się i myślę, że następne wyścigi będą jeszcze lepsze. Dziś miałem łapać bonifikaty, ale pojechał odjazd, więc stwierdziliśmy z kolegami, że czekamy na finisz. Było nas tylko trzech, być może nieco mi zabrakło drużyny tak mocnej jak rok temu

— opowiadał na gorąco Marceli Pera.

Młody kolarz zdradził mi, że było bardzo blisko by sięgnął po końcowy triumf i może mówić o sporym pechu. Choć jeśli chodzi o specjalizację 18-latek nie jest typowym sprinterem to był bardzo pewny siebie przed finiszem w Grudziądzu, ale kilometr przed metą stracił pozycję w peletonie i mimo atomowej końcówki ostatnia prosta okazała się być dla niego nieco za krótka by wyprzedzić rywali. Tuż przed nim metę przeciął Szymon Bęben (rozmowa z kolarzem SMS Świdnica pod tym linkiem) i to on wygrał cały wyścig, a Marceli musiał zadowolić się 2. lokatą.

Gdyby nie incydent na rondzie mógłbym wygrać, a przynajmniej wskoczyć na 1. miejsce w generalce. Rywal z Czech wywiózł mnie na niespełna kilometr przed metą, niemal doszło do kraksy i musiałem od nowa przechodzić do czoła grupy. Gdyby prosta była dłuższa być może wygrałbym wyścig

— kontynuował Marceli Pera.

Młody kolarz z KTK Kalisz jest drugorocznym juniorem, a to oznacza, że nie mogło zabraknąć rozmowy na temat przyszłości. Wypytałem 18-latka zarówno o jego plany startowe, główne cele i marzenia, jak i to w jakim zespole widzi się w następnym sezonie.

Mam prosty cel – chcę się ścigać w międzynarodowym klubie. Zanim to jednak nastąpi chcę pojechać na Mistrzostwa Świata czy pokazać się z dobrej strony na Pucharach Narodów oraz innych wyścigach UCI

— zakończył 2. zawodnik 33. Międzynarodowego Wyścigu Juniorów o Puchar Prezydenta Miasta Grudziądza.

Tegoroczna edycja jedynego polskiego wyścigu UCI dla juniorów pokazała, że biało-czerwoni bez kompleksów mogą rywalizować ze swoimi rówieśnikami z zagranicy. Szymon Bęben, Marceli Pera, Wojciech Płonka, Marcin Włodarski, Antoni Biłyk, Wiktor Gałdyn, Michał Strzelecki, Szymon Wrona i wielu innych pokazało się w czołówkach etapów, acz warto też pamiętać, że na tym nie kończy się lista polskich talentów. Część zawodników miała gdzieś pecha, inni mieli podczas wyścigu nieco inne role, ale finalnie konfrontacja biało-czerwonych z zagranicznymi rywalami wyglądała naprawdę solidnie i to napawa optymizmem na przyszłość. Wielka w tym zasługa klubów, trenerów i sponsorów, bez których nie byłoby polskiego kolarstwa. Warto o tym pamiętać.

Z Grudziądza Jakub Jarosz

Nowa wersja napędu SRAM Red AXS – jeszcze oficjalnie nie wydana – zaobserwowana na 1. etapie Giro d`Italia

fot. Lidl-Trek

Internet obiegły zdjęcia nowego, najwyższego napędu SRAMA w wersji Red AXS; zobaczmy, co więcej dało się „podejrzeć” na rowerach ekip, które ten zestaw testują. Pogłoski o powstaniu ulepszonej wersji najwyższej klasy napędu pojawiały się już od jakiegoś czasu – teraz można było zobaczyć, czym on się charakteryzuje. Nowa wersja napędu zaobserwowana została na rowerach Visma-Lease a Bike, Lidl-Trek oraz BORA-hansgrohe. Jedynie Movistar korzystał z bieżącej wersji osprzętu.

Nowy AXS charakteryzuje się zmienionym, bardziej ergonomicznym kształtem i wykorzystaniem wydrążonych materiałów dla „zbicia” wagi zestawu. „Wydrążenia” widać i na tylnej przerzutce, na zaciskach, na zębatkach oraz na łańcuchu – na każdym z tych elementów są dodatkowe otwory, zmniejszające wagę.

Ergonomię chwytu, co oczywiste, najbardziej widać na dźwigniach hamulców, które mocno odbiegają kształtem od obecnego zestawu. Są one dłuższe i bardziej zakrzywione, mają też mniejszą głębokość i wyraźne, przekątne wgłębienie, ułatwiające chwyt. Kluczową zmianą w dźwigni jest przesunięcie głównego punktu obrotowego do góry, co wraz z wycięciem ku górze, ma ułatwiać hamowanie w górnych chwycie na kierownicy. Na samym dole dźwigni pojawiło się też charakterystyczne zakrzywienie, pozwalające na łatwiejsze hamowanie w dolnym chwycie. Da się też zauważyć małe wycięcie na gumowej osłonie na górze – ale jeszcze nie udało się ustalić, do czego ma ono służyć.

Pozostałe elementy zestawu także przeszły kosmetyczne zmiany; w korbie zmodyfikowano kształt pająka. Kaseta pozostaje 12 rzędowa. Na Giro D`Italia wszystkie zespoły, korzystające z nowego zestawu SRAM`a miały kasety 10-36 z zębatkami 54/41. Sporą zmianę da się zauważyć w łańcuchu; ma nie tylko dodatkowe otwory, co jeszcze ma zewnętrzne, dodatkowe ogniwa. Tylna przerzutka, także na rzecz zbicia wagi, ma więcej otwartej przestrzeni, wyciętej w miejscu łączącym górną i dolną część mechanizmu. Przednia, większa zębatka ma także dodatkowe wycięcia. Przednia przerzutka nie przeszła dostrzegalnych modyfikacji.

Dużą zmianę widać na hamulcach i tarczach hamulcowych; te są znacznie bardziej wydrążone, niż poprzedni model, także zaciski mają znacznie większy prześwit między tamą a tłokami, które także mają dodatkowe wycięcia po dwóch stronach.

Na chwilę obecną są to wszystkie dostrzeżone zmiany; na ich potwierdzenie i dokładne przybliżenie musimy poczekać na oficjalną informację od amerykańskiego producenta.

Najnowsze artykuły

Ze szczyptą sterrati – zapowiedź 6. etapu Giro d’Italia 2024

W czwartkowym menu Giro d’Italia ta Toskania, którą kibice kolarscy kochają najbardziej, choć w zdroworozsądkowych dawkach. Jeszcze przed rozpoczęciem wyścigu Tadej Pogačar zapowiadał ten...

Polecane artykuły

Giro d'Italia 2024: Pogačar pokonuje Gannę

Tadej Pogačar znów wygrywa. Słoweniec nieznacznie pokonał Filippo Gannę i zdecydowanie pokonuje rywali w klasyfikacji generalnej. 40 kilometrów indywi...