Alpago / Giro d'Italia 2024 / RCS Sport

Przez szerokie bulwary Padu i szosę z widokiem na San Remo, niespokojne ziemie Neapolu i ustronne szczyty Abruzji, lśniące jeziora północy i ciche alpejskie doliny, aż po szczyt Stelvio i równie monumentalny Rzym. Trasa 107. edycji Giro d’Italia może sprawiać wrażenie niedoprawionej, jednak bliższym prawdy będzie stwierdzenie, że nigdy nie miała być gotowym przepisem, a jedynie bazą, na której uczestnicy wyścigu sami mają zbudować niezapomniany spektakl. W tym roku amore infinito to konieczny kompromis, którego celem jest stanie się częścią czegoś znacznie większego.

To za nim tęsknimy podczas zimowej przerwy, to o nim skrycie marzymy ekscytując się klasykami, kiedy najlepsi specjaliści od wyścigów wieloetapowych po cichu szlifują formę na Teneryfie. Bo pierwszy wielki tour sezonu to zjawisko daleko wykraczające poza sportowe wydarzenie. To żarliwa, zaraźliwa i kompletnie pozbawiona organizacji pasja włoskich tifosi, która u zarania miała jednoczyć wbrew wszelkim podziałom i jednoczy po dziś dzień. To najnowocześniejszy z największych wyścigów etapowych, który jako pierwszy potrafił wyciągnąć rękę do przeciętnego kibica i stworzyć spójną medialną oprawę, idealnie wpisującą się w rytm naszego życia. Wreszcie to angażująca narracja rozpisana na wszystkie zmysły, która bezbłędnie przenika przez systemowe bariery i dociera to tego miejsca, które jest źródłem podejmowania większości nieracjonalnych decyzji.

I kiedy poczuliśmy się już całkiem komfortowo w przekonaniu, że wszystko o nim wiemy i że Giro d’Italia nie byłoby dłużej sobą bez tego zdumiewającego koktajlu brutalności, przesady i kiczu, organizatorzy imprezy udowadniają, że bardziej kameralne podejście do konstruowania ostatnich edycji wyścigu nie było chwilowym kaprysem. Włoski wielki tour dojrzewa na naszych oczach jak najdoskonalsze wino, zupełnie odstawiając ekstrema i kierując się przesłaniem, że tym razem to kolarze mają stworzyć niezapomniany spektakl.

Jeśli drogę w poprzedniej edycji imprezy wyznaczał główny grzbiet Apeninów, klucz do tegorocznej odsłony włoskiego wielkiego touru nie leży w geografii, ale filozofii tworzenia całej trasy – jest nim umiar. Etapy są krótsze niż zwykle, decydujące podjazdy łagodniejsze, a rola sporadycznie pojawiających się ikon Giro d’Italia sprowadzona została do cameo. Nie jest to wyścig, który wbrew siłom natury trzeba przetrwać i przecierpieć, ale zachęta do celebrowania radosnego, uwolnionego od zachowawczych rozwiązań taktycznych kolarstwa.

Co dokładniej wyróżnia 107. edycję Giro d’Italia?

Delikatność

Czyli wspomniany już umiar. Wyraźnie krótsze odcinki, relatywnie łatwe finisze na podjazdach, nieskomplikowane technicznie końcówki dedykowane sprinterom i niewiele posiadających większy ciężar gatunkowy zjazdów łącznie tworzą obraz wyścigu, który jest delikatny i możliwie bezpieczny. Jeśli Superga, Mortirolo i Stelvio, to od najłatwiejszej strony i we wczesnej fazie rozgrywania etapu. Jeśli toskańskie białe drogi, to w wymiarze symbolicznym i z pominięciem najbardziej wymagających sektorów. Jeśli znana z Mediolan-San Remo Via Aurelia, to tylko do pierwszego z trzech Capi.

Ten medal ma oczywiście drugą stronę, ponieważ otwarta trasa tegorocznego włoskiego wielkiego touru pozostawia naprawdę mnóstwo miejsca kreatywności. Zamiast budzić respekt czy lęk, zachęca do wzięcia wyścigu we własne ręce i wyczarowania czegoś wyjątkowego na sposób znany z wyścigów jednodniowych – pod tym względem przypomina pierwszą z wygranych przez Tadeja Pogačara edycji Wielkiej Pętli.

Podporządkowanie wyższemu celowi

Trudno dłużej ukrywać, że drugim kluczem do tegorocznego Giro d’Italia jest właśnie Tadej Pogačar. Organizatorzy wyścigu podjęli cały szereg kroków mających zachęcić Słoweńca do udziału w imprezie i namaścili go na swoją gwiazdę na sposób, który jest pewnym nietaktem w stosunku do jego bezpośrednich rywali. Włodarze włoskiego wielkiego touru od początku zdawali sobie sprawę, że nawet obietnica zwycięstwa na tym etapie kariery nie wystarczy ani Pogacarowi, ani sponsorom jego ekipy, a zaproponowana na ten sezon trasa była (ostatecznie skuteczną) próbą rozwiązania tego problemu. Nie tylko doskonale kamufluje ona luki w pancerzu tego fenomenalnego kolarza i od pierwszego dnia umożliwi mu ściganie się w sposób, który kocha on najbardziej, ale pozwala wierzyć, że dublet Giro-Tour jest możliwy.

Słoweniec uwierzył, a fakt, że w następstwie zaczęły sprzyjać temu pozostałe gwiazdy, daje do myślenia.

Oddanie najnowszym miłostkom

Bez Italii nie byłoby światowej mody, a wyraźnym kilkuletnim trendom podlega też trasa włoskiego wielkiego touru. Pod tym względem ten rok bardziej przypomina zamknięcie pewnego cyklu niż wkroczenie w nową erę, w związku z czym peleton ponownie zagości między innymi w Neapolu, Apeninie Abruzyjskim, nad Gardą i w Rzymie.

107. edycja Giro d’Italia w liczbach to:

8 klasycznych etapów sprinterskich
2 etapy jazdy indywidualnej na czas (łącznie 71,6 kilometra)
3 odcinki dedykowane specjalistom od wyścigów jednodniowych
8 górskich etapów (włączywszy średnie góry)
6 finiszy na podjeździe (Oropa, Prati di Tivo, Bocca della Selva, Mottolino, Monte Pana, Passo Brocon)

Giro d’Italia 2024: Trasa

Etap 1, 4 maja: Venaria Reale > Turyn (136 km | 1854 m przewyższenia)

Tegoroczna edycja Giro d’Italia rozpocznie się krótką i niewątpliwie dynamiczną przejażdżką po okalających Turyn wzgórzach, z których wykonywane są najbardziej charakterystyczne panoramy miasta z Padem i Alpami w tle. W menu dnia znajdują się pokonywana od łatwiejszej strony Superga (8,2 km, śr. 4,3%), Colle della Maddalena (6,8 km, śr. 7,0%) i poprawka wokół parku San Vito (1,4 km, śr. 9,8%), które wraz z pomniejszymi trudnościami złożą się na 1854 metry przewyższenia na dystansie 136 kilometrów.

Na papierze to nie tak wiele, ale już rozmieszczenie tych podjazdów (ostatni 2,9 km od mety nad Padem) i charakterystyka dróg – na wielu odcinkach krętych i wąskich – upodabnia ten etap do listu miłosnego do Tadeja Pogačara. Będzie to wiedział zarówno faworyzowany Słoweniec, jak i każdy z pozostałych 175 kolarzy stających na starcie włoskiego wielkiego touru.

Etap 2, 5 maja: San Francesco al Campo > Santuario di Oropa (150 km | 2250 m)

Pierwszy finisz na podjeździe, okraszony nieuniknionymi nawiązaniami do problematycznej legendy Marco Pantaniego, czeka uczestników Giro d’Italia już drugiego dnia rywalizacji. W niedzielę peleton przemierzy 150-kilometrową trasę wiodącą na północny wschód od stolicy Piemontu, która zahaczy między innymi o zaprojektowaną przez włoskiego projektanta mody Oasi Zegna.

Podczas gdy o wynikach sobotniego odcinka zadecydować mogły umiejętności wyniesione z wyścigów jednodniowych, końcówka 2. etapu z klasycznym podjazdem do Santuario di Oropa (11,8 km, śr. 6,2%) ustali wstępną hierarchię liderów tegorocznego Giro.

Etap 3, 6 maja: Novara > Fossano (165 km | 831 m)

Pętlę po Piemoncie, tym razem w jego najbardziej płaskim wydaniu, zamknie odcinek z Novary do Fossano. Na dystansie 165 kilometrów uczestnicy wyścigu pokonają zaledwie 831 metrów przewyższenia, co wskazuje na pierwszy pojedynek sprinterów, przy czym warto zwrócić uwagę na krótkie wzniesienie ze szczytem 3000 metrów od linii mety. Na pewno będzie ono miało wpływ na charakter poniedziałkowej końcówki.

Etap 4, 7 maja: Acqui Terme > Andora (187 km | 2079 m)

Terme w nazwie słusznie wskazuje na pierwsze spotkanie z Apeninami, ale Andora jest już bardzo myląca. W ramach 4. etapu peleton włoskiego wielkiego touru przemierzać będzie Ligurię, w okolicach półmetka osiągając wyraźną dominantę w postaci podjazdu pod Colle del Melogno (8,9 km, śr. 4,3%).

Swój prawdziwy charakter wtorkowy odcinek ujawni jednak dopiero po 130 kilometrach, kiedy na wysokości Savony peleton wjedzie na doskonale znaną z Mediolan-San Remo nadmorską szosę Via Aurelia. Rywalizację tego dnia zwieńczy wspinaczka na pierwszy z trzech Capi – Capo Mele (1,8 km, śr. 4,4%), po zjeździe z którego zlokalizowana jest meta.

Etap 5, 8 maja: Genua > Lukka (176 km | 2180 m)

W środę na tapecie znajdą się wschodnia część Ligurii, Toskania i wiele punktów na mapie, które kojarzyć się będą zarówno z kilkoma poprzednimi edycjami Giro, jak i najbardziej klasycznymi odcinkami Tirreno-Adriatico. Pomimo konieczności pokonania 2180 metrów przewyższenia na dystansie 176 kilometrów, peleton zanadto nie oddali się od morza, a płaska końcówka wskazuje na pojedynek sprinterów w Lukce.

Etap 6, 9 maja: Viareggio > Rapolano Terme (177 km | 1858 m)

Uczestnicy tegorocznego Giro d’Italia pozostaną w Toskanii nieco dłużej, a w ramach 9. odcinka imprezy przyjdzie im się zmierzyć z jej białymi drogami. W porównaniu do poprzednich wizyt włoskiego wielkiego touru w okolicach Sieny, tym razem sektorów sterrati będzie relatywnie niewiele: tylko 11,6 kilometra na 177 kilometrach etapu. Jeśli jednak ktoś będzie chciał za ich sprawą zrobić różnicę, z pewnością da radę – tym bardziej, że druga część wytyczonej na czwartek trasy z Viareggio do Rapolano Terme jest bardzo kręta i pagórkowata.

Etap 7 (ITT), 10 maja: Foligno > Perugia (40,6 km | 404 m)

Pierwszy z dwóch etapów jazdy indywidualnej na czas tej edycji Giro to małe mistrzostwo świata w budowaniu suspensu, bo chociaż na przeszło 40-kilometrowej trasie z Foligno do Perugii umieszczone zostały dwa punkty pomiaru czasu, żaden z nich prawdopodobnie nie wskaże piątkowego zwycięzcy. Obydwa umieszczone zostały bowiem w zupełnie płaskim terenie, podczas gdy rywalizację zwieńczy 6-kilometrowa wspinaczka, w ramach której kolarze zmierzą się z nachyleniem miejscami znacznie przekraczającym 10% (max. 16%).

Etap 8, 11 maja: Spoleto > Prati di Tivo (153 km | 3823 m)

Chociaż w pierwszym tygodniu włoskiego wielkiego touru nie brakuje atrakcji, pierwszy “prawdziwy” górski etap rozegrany zostanie dopiero w drugą sobotę imprezy, kiedy to peleton trawersować będzie grzbietem Apeninów w Perugii i Abruzji. Wspinaczka od samego startu daje spore nadzieje uciekinierom, a finisz w ustronnej stacji narciarskiej Prati di Tivo (14,7 km, śr. 7,0%) obiecuje widoki na położony nieopodal masyw Gran Sasso d’Italia.

Tego dnia uczestnicy wyścigu pokonają 153 kilometry i 3823 metry przewyższenia.

Etap 9, 12 maja: Avezzano > Neapol (206 km | 1584 m)

W poprzednich dekadach ścieżki Giro d’Italia i Neapolu przecinały się niezwykle rzadko, ale od kilku lat ten wyścig i to miasto po prostu nie mogą bez siebie żyć. Na tle etapów z metą w stolicy Kampanii rozgrywanych w poprzednich sezonach, tegoroczny odcinek nie obfituje w fajerwerki, choć peleton kolejny raz przejedzie przez skrywające jeden z najgroźniejszych superwulkanów Campi Flegrei.

Dystans 206 kilometrów czyni niedzielny etap drugim najdłuższym tej edycji włoskiego wielkiego touru, podczas gdy przewyższenie o wartości 1584 metrów wskazuje na finisz z dużego peletonu.

Etap 10, 14 maja: Pompeje > Cusano Mutri/ Bocca della Selva (141 km | 2952 m)

Po dniu przerwy peleton Giro wyruszy z Pompejów, które wyznaczają najdalej wysunięty na południe punkt na mapie tegorocznego wyścigu, i wróci w Apeniny. Łagodna natura pokonywanych na 141-kilometrowej trasie podjazdów może wskazywać na uciekinierów, chociaż płaskie 50 kilometrów otwierające ten etap utrudni wyłonienie odpowiedniej grupy. Odcinek zamknie wspinaczka na Bocca della Selva (18,0 km, śr. 5,6%).

Etap 11, 15 maja: Foiano di val Fortore > Francavilla al Mare (203 km | 1886 m)

Środowy odcinek z Foiano di val Fortore do Francavilla al Mare nie próbuje ukrywać swojego przelotowego charakteru, a jego główną rolą jest przesunięcie miejsca akcji na wybrzeże Adriatyku. Pomimo umiarkowanej porcji wspinaczki w początkowej fazie rywalizacji, po pokonaniu 203 kilometrów finiszować powinni sprinterzy.

Etap 12, 16 maja: Martinsicuro > Fano (183 km | 2134 m)

Podczas 12. odcinka włoski wielki tour odda cześć Tirreno-Adriatico, nie stroniąc od wąskich uliczek i stromych ścianek w często odwiedzanym przez wiosenną etapówkę terenie. W zależności od wcześniejszych zdarzeń losowych, ogólnego morale peletonu i pogody, to może być dzień dla harcowników lub liczących na sprint ze zredukowanej grupy klasykowców, choć z Pogačarem w wyścigu nikt i nigdy nie będzie zupełnie bezpieczny.

W czwartek uczestnicy imprezy pokonają 183 kilometry i 2134 metry przewyższenia, a płaską końcówkę zaliczyć można do technicznych.

Etap 13, 17 maja: Riccione > Cento (179 km | 200 m)

Nizina Padańska wita. Nie ma bardziej sprinterskich etapów niż ten.

Etap 14 (ITT), 18 maja: Castiglione delle Stiviere > Desenzano del Garda (31,0 km | 242 m)

Jezioro Garda to kolejne z miejsc, które regularnie powracają na mapę pierwszego wielkiego touru kolarskiego kalendarza. W tegorocznej odsłonie będzie to jazda indywidualna na czas u jego południowego brzegu, w ramach której na dystansie 31 kilometrów zawodnicy pokonają skromne 242 metry przewyższenia. W przeciwieństwie do pierwszego starcia z tykającym zegarem będzie więc płasko, choć za sprawą wąskich i dość krętych szos obok czystej mocy liczyć powinna się technika.

Meta zlokalizowana została w Desenzano del Garda, ale realizator transmisji najprawdopodobniej skupi się na unikalnie położonym Sirmione.

Etap 15, 19 maja: Manerba del Garda > Livigno/ Mottolino (222 km | 5711 m)

Środkową fazę rywalizacji w 107. edycji Giro d’Italia zamknie odcinek, któremu charakterem zdecydowanie bliżej do tapponi typowych dla ostatniego tygodnia włoskiego wielkiego touru. Niedzielny etap znad Gardy do Livigno będzie najdłuższym i zawierającym najwięcej wspinaczki w całym wyścigu, licząc 222 kilometry i potężne 5711 metrów przewyższenia.

Po rozgrzewce w niższych partiach gór oddzielających Gardę od Iseo, właściwą część rywalizacji wyznaczy Passo del Mortirolo (12,6 km, śr. 7,6%). Podjazd ten, choć ikoniczny, został włączony do trasy tego odcinka niejako w zastępstwie, a pokonywanie go od łatwiejszej strony (Monno) implikuje dwie rzeczy: możliwość dłuższego sycenia się najpiękniejszą częścią cichej Val Camonica oraz znacznie trudniejszy zjazd, szczególnie w niepogodę.

Wybór Passo di Foscagno (14,6 km, śr. 6,5%) i Mottolino (4,7 km, śr. 7,3%) na finał tak znaczącego etapu może dziwić, ale to już część machiny promocyjnej związanej z Zimowymi Igrzyskami Milano-Cortina 2026.

Etap 16, 21 maja: Livigno > Santa Cristina Valgardena/ Monte Pana (202 km | 4244 m)

Po dniu przerwy w samym sercu Alp powrót na szosę może być bolesny – tym bardziej, że aby startując z Livigno wspiąć się jeszcze wyżej, celować trzeba w sam dach tegorocznego Giro d’Italia, Passo dello Stelvio (19,6 km, śr. 7,5%). Pokonywany na samym początku 202-kilometrowego etapu i w dodatku od strony Bormio, Stelvio potraktowany został przez organizatorów włoskiego wielkiego touru jak ścieżka amatorska, jednak ma to swoje uzasadnienie: ewentualna konieczność usunięcia go z trasy nie wpłynie ani na charakter wtorkowego odcinka, ani jego znaczenie in the grand scheme of things.

Dalsza część tego etapu to mozolny przejazd dolinami Adygi i Isarco (ponad 100 kilometrów) oraz finał już w Dolomitach, serią podjazdów w Val Gardena: Passo di Pinei (23,3 km, śr. 4,7%) i Monte Pana (6,5 km, śr. 6,1%). Całość rysuje się jako jeden z lepszych dni dla ucieczki.

Etap 17, 22 maja: Selva di Val Gardena > Passo Brocon (154 km | 4141 m)

Aby tradycji stało się zadość, swój “królewski” etap Giro muszą mieć także Dolomity, chociaż jego przebieg wpisuje się w ogólną charakterystykę tegorocznej edycji imprezy: ikoniczne podjazdy są jedynie ozdobą, podczas gdy kluczowe role przypadają mniej znanym wzniesieniom.

W ramach środowego odcinka z Selva di Val Gardena na Passo Brocon, uczestnicy wyścigu pokonają 154 kilometry i 4141 metrów przewyższenia, w pierwszej części rywalizacji wspinając się na relatywnie łatwe Passo Sella (8,9 km, śr. 7,4%) i Passo Rolle (19,8 km, śr. 4,8%).

Finał na Passo Brocon zapowiada się już ciekawiej – tym bardziej, że kiedy ostatni raz peleton Giro d’Italia gościł w tych stronach, triumfował niezapomniany Charly Gaul. Podjazd pokonany zostanie w dwóch wariantach: najpierw od wschodu (13,3 km, śr. 6,5%), a następnie od południowego zachodu (11,8 km, śr. 6,6%).

Etap 18, 23 maja: Fiera di Primiero > Padwa (166 km | 800 m)

Etap dla sprinterów, który w rzeczywistości posłużyć ma przede wszystkim jako dzień przerwy dla liderów na klasyfikację generalną w wypakowanym atrakcjami ostatnim tygodniu. Przemierzając płaskie krainy prosecco, uczestnicy wyścigu pokonają 166 kilometrów i 800 metrów przewyższenia, a finał rozegra się w uniwersyteckiej Padwie.

Etap 19, 24 maja: Mortegliano > Sappada (164 km | 3258 m)

Na ostatni piątek przypada etap liczący 164 kilometry i 3258 metrów przewyższenia, który składa się z dwóch części. W pierwszej peleton przemierzać będzie równiny Friuli, w górę biegu Tagliamento aż do Tolmezzo. Finał na terenie historycznego regionu Cadore to wspinaczka na Passo Duron (4,4 km, śr. 9,7%), Sella Valcalda (6,5 km, śr. 5,9%) i do stacji narciarskiej Sappada (8,3 km, śr. 4,8%), zaliczanej do ciekawej inicjatywy “I Borghi più belli d’Italia” (najpiękniejszych włoskich miasteczek).

Etap 20, 25 maja: Alpago > Bassano del Grappa (184 km | 4312 m)

Ten etap jest dla Giro d’Italia tym, czym dla futbolu amerykańskiego jest hail mary. Daje on dość miejsca, w dodatku w spektakularnych okolicznościach przyrody, by rzucić wszystko na szalę i odwrócić losy klasyfikacji generalnej. Prawdopodobieństwo powodzenia jest niewielkie, ale jeśli się uda, miejsce na kartach historii obok Chrisa Froome’a i jego Colle delle Finestre jest w zasadzie gwarantowane.

W sobotę uczestnicy włoskiego wielkiego touru zmierzą się z trasą, która liczy 184 kilometry i 4312 metrów przewyższenia. Po starcie znad jeziora Santa Croce w prowincji Belluno, peleton ponownie przejedzie przez winnice Valdobbiadene, by w drugiej części etapu dwukrotnie zmierzyć się z podjazdem pod Monte Grappa (18,1 km, śr. 8,1%). Równie istotny może okazać się miejscami techniczny zjazd, który prowadzi na metę w Bassano del Grappa.

Etap 21, 26 maja: Rzym > Rzym (126 km | 692 m)

Podobnie jak przed rokiem, trzytygodniowa rywalizacja na włoskich szosach zakończy się w Rzymie. Oznacza to, że ostatnie słowo w 107. edycji Giro d’Italia należeć będzie do sprinterów, którzy zmierzą się na wypełnionych tifosi i przygodnymi turystami ulicach Wiecznego Miasta.

126-kilometrowy etap ze startem i metą w Rzymie to w pierwszej części typowa parada, po której rywalizacja nabierze rumieńców na ośmiokrotnie pokonywanej rundzie o długości 9,5 kilometra.

Już w kolejnych dniach zapraszamy na kolejne zapowiedzi Giro d’Italia 2024: faworytów klasyfikacji generalnej wyścigu i omówienie klasyfikacji pobocznych.

Poprzedni artykułLa Vuelta Femenina 2024: Marianne Vos z bezapelacyjnym zwycięstwem
Następny artykułPuchar Prezydenta Grudziądza 2024 – zapowiedź
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
5 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
szczebelek
szczebelek

Obsada wyścigu jest tak mocna, że jak jeden z kolarzy dojedzie do mety bez kraks to będzie mógł sobie wpisać swoje pierwsze Giro do CV w

Krzysiek
Krzysiek

Giro słynęło z kapitalnych stromych albo dlugich i ciezkich podjazdów,a tu klops w tym roku bo trasę zrobili pod Pogacara,jeśli tak,to słabo ustalasctrase pod zawodnika. Spodziewakem się że Pogadać sprawdzi się na ikonicznych podjazdach a organizatorzy nie dali żadnych ikonicznych podjazdów, a etapy przypominają klasyki jednodniowe w których Pogadać potrafi jeździć. Szkoda ze nie dali szansy innym kolarzon,góralom żeby walczyć w wysokich Górach. Mam nadzieję że nie będzie to nudny wyścig z faworyzowanym Pogacarem tylko

Krzysiek
Krzysiek

A może się mylę i trasa spowoduje że inni będą walczyć z Pogacarem,chociaż gdzie miałby Pogacar stracić to na ikonicznych podjazdach wysokich Górach a niestety tego w tym roku brakuje

Jacek
Jacek

Pani Ola w formie ☺️. Tekst świetny merytorycznie, a przy tym ten styl, jedyny taki styl. Mniam mniam 😋.

Rzeczywiście tego typu trasy dają zazwyczaj eksplozję emocji. Kolarzom wyłącza się chyba blokada, że „o matko, za dzień czy tydzień muszę jeszcze przeżyć to i to, no to się schowam i będę cicho”. Miejmy nadzieję, że to się sprawdzi , i będziemy mieli spektakl. Pani Olu, kiedy Pani napisze o aktorach, bo obsada tego spektaklu zdaje się nieźle się zapowiada?

Marcin
Marcin

Właśnie że jest wiele ikonicznych podjazdów. problem jest taki, że wszystkie zostały zmarnowane. Stelvio na rozgrzewkę, mortirolo w najgorszym możliwym wariancie, żeby się na zjeździe pozabijali. Finisz na długim i bardzo łatwym foscagno i poprawce za nim też bardzo średni. A mogli to puścić na Lago do cancano. Byłoby mniej przewyższeń, ale za to zdecydowanie ciekawsza końcówka i sporo krótszy, bardziej dynamiczny etap.