Krajowe mistrzostwa 2021

0

W minionym tygodniu nie tylko w Polsce, lecz także w innych krajach odbyły się krajowe mistrzostwa w jeździe indywidualnej na czas oraz w wyścigach ze startu wspólnego.

W Polsce mistrzami ze startu wspólnego zostali Maciej Paterski i Karolina Karasiewicz, która wygrała także jazdę indywidualną na czas. Natomiast w elicie mężczyzn na czas Maciej Bodnar wręcz zmiótł konkurentów.

Wyścig o mistrzostwo Belgii wśród panów rozstrzygnął się na finiszu, który wygrał Wout van Aert, a na „czasówce” najlepszy okazał się Yves Lampaert. Podobnie jak w Polsce wśród kobiet dwa złote medale wywalczyła jedna zawodnicza, a była nią Lotte Kopecky.

We Francji zwyciężył Remi Cavagna, który udanie walczył ze sporą ekipą Groupama – FDJ. Dwa złote medale w Norwegii padły łupem Tobiasa Fossa, a takim samym wyczynem popisała się w Niemczech Lisa Brennauer. W elicie mężczyzn u naszych zachodnich sąsiadów triumfował Maximilian Schachmann.

Po solowym ataku tytuł mistrza Słowenii wywalczył Matej Mohoric. Co ciekawe podwójną mistrzynią tego kraju została… Eugenia Bujak, która od kilku lat reprezentuje słoweńskie barwy.

Dość nieoczekiwane rozstrzygnięcia w Holandii. Wyścigu nie ukończył Mathieu van der Poel, a mistrzem kraju został Timo Roosen. We Włoszech zwyciężył Sonny Colbrelli, a nowym mistrzem Hiszpanii jest Omar Fraile.

 

Kraj Elita mężczyzn start wspólny Elita kobiet start wspólny Elita mężczyzn ITT Elita kobiet ITT
Australia Cameron Meyer Sarah Roy Luke Plapp Sarah Gigante
Austria Patrick Konrad Kathrin Schweinberger Matthias Brändle Anna Kiesenhofer
Białoruś Stanislau Bazhkou Tatsiana Sharakova Yauheni Karaliok Tatsiana Sharakova
Belgia Wout van Aert Lotte Kopecky Yves Lampaert Lotte Kopecky
Kolumbia Aristobulo Cala Yeny Lorena Colmenares Walter Vargas Sérika Guluma
Chorwacja Viktor Potocki Maja Perinović Toni Stojanov Mia Radotić
Czechy Michael Kukrle Tereza Neumanova Josef Cerny Nikola Nosková
Dania Mads Wurtz Schmidt Amalie Dideriksen Kasper Asgreen Emma Norsgaard
Ekwador Jefferson Alexander Cepeda Miryam Maritza Nunez Jorge Montenegro Miryam Maritza Nunez
Estonia Mihkel Räim Rein Taaramäe Mari-Liis Mottus
Etiopia Hailemelekot Hailu Trhas Tesfay Hailemelekot Hailu Trhas Tesfay
Finlandia Joonas Henttala Antonia Gröndahl Matti Hietajärvi Tiina Pohjalainen
Francja Remi Cavagna Évita Muzic Benjamin Thomas Audrey Cordon-Ragot
Niemcy Maximilian Schachmann Lisa Brennauer Tony Martin Lisa Brennauer
Grecja Polychronis Tzortzakis Eleni Michali Tsavari
Węgry Viktor Filutas Erik Fetter Kata Blanka Vas
Islandia Rúnar örn Ágústsson Agusta Edda Bjornsdóttir
Izrael Vladislav Logionov Omer Goldstein Rotem Gafinovitz
Włochy Sonny Colbrelli Elisa Longo Borghini Matteo Sobrero Elisa Longo Borghini
Kazachstan Yevgeniy Fedorov Makhabbat Umutzhanova Daniil Fominykh Rinata Sultanova
Łotwa Toms Skujins Toms Skujins Dana Rožlapa
Litwa Ignatas Konovalovas Evaldas Šiškevičius Inga Češuliene
Luksemburg Kevin Geniets Christine Majerus Kevin Geniets Christine Majerus
Meksyk Eder Frayre Lizbeth Yareli Salazar Ignacio de Jesús Prado Adriana Barraza
Namibia Drikus Coetzee Vera Looser Drikus Coetzee Vera Looser
Holandia Timo Roosen Amy Pieters Tom Dumoulin Anna van der Breggen
Nowa Zelandia George Bennett Georgia Williams Aaron Gate Georgia Williams
Norwegia Tobias Foss Vita Heine Tobias Foss Katrine Aalerud
Panama Franklin Archibold Wendy Ducruex Christofer Robín Jurado Cristina Michelle Mata
Polska Maciej Paterski Karolina Karasiewicz Maciej Bodnar Karolina Karasiewicz
Portugalia Jose Neves Maria Martins Joao Almeida Daniela Campos
Rosja Artem Nych Seda Krylova Aleksandr Vlasov Tamara Dronova-Balabolina
Serbia Jelena Eric
Słowacja Peter Sagan Tereza Medveďová Ronald Kuba Nora Jenčušová
Słowenia Matej Mohoric Eugenia Bujak Jan Tratnik Eugenia Bujak
RPA Marc Oliver Pritzen Hayley Preen Ryan Gibbons Candice Lill
Hiszpania Omar Fraile Mavi García Ion Izagirre Mavi García
Szwecja Victor Hillerström Rundh Carin Winell
Szwajcaria Silvan Dillier Marlen Reusser Stefan Küng Marlen Reusser
Tajlandia Sarawut Sirironnachai Supaksorn Nuntana Peerapol Chawchiangkwang Phetdarin Somrat
Turcja Onur Balkan Ahmet Örken Ezgi Bayram
Ukraina Andrii Ponomar Mykhaylo Kononenko Valeriya Kononenko
USA Joey Rosskopf Lauren Stephens Lawson Craddock Chloe Dygert

Dorwać ten dublet – o tych, którzy chcieli być jak Pantani

1
fot. Strade Bianche

Już 26 lat czekamy na to, by grono kolarzy, którzy w jednym roku wygrali Giro d’Italia i Tour de France zwiększyło się do ośmiu. Czy Tadej Pogačar będzie tym, który przerwie posuchę?

W tekście przeczytasz:

  • Jak dużą rolę w dubletowej posusze odegrało przeniesienie Vuelta a Espana na jesień
  • O magicznej historii Alberto Contadora, która nigdy się nie wydarzyła
  • O tym, kto był najbliżej powtórzenia wyniku Pantaniego i reszty

W 1949 roku Fausto Coppi został pierwszym kolarzem, który ustrzelił dublet Giro-Tour. Dlaczego tak późno? No cóż, peleton internacjonalizował się stopniowo. Początkowo w obu wielkich tourach (szczególnie w Giro d’Italia) występowali głównie krajowi zawodnicy i dopiero wraz z biegiem lat do rywalizacji włączało się coraz więcej zawodników z zagranicy. Odkąd jednak Coppi sięgnął po wielkotourową pełną pulę (dosłownie pełną pulę, bo Vuelta a Espana po pierwsze raczkowała, a po drugie, w 1949 roku doszło do rocznej przerwy w jej rozgrywaniu), regularnie znajdowali się kolarze, którzy powtarzali jego wyczyn:

Zawodnicy, którzy sięgali po dublet Giro-Tour
  • 1949 – Fausto Coppi
  • 1952 – Fausto Coppi – 3 lata później
  • 1964 – Jacques Anquetil – 12 lat później
  • 1970 – Eddy Merckx – 6 lat później
  • 1972 – Eddy Merckx – 2 lata później
  • 1974 – Eddy Merckx – 2 lata później
  • 1982 – Bernard Hinault – 8 lat później
  • 1985 – Bernard Hinault – 3 lata później
  • 1989 – Stephen Roche – 4 lata później
  • 1992 – Miguel Indurain – 3 lata później
  • 1993 – Miguel Indurain – 1 rok później
  • 1998 – Marco Pantani – 5 lat później

Jak widać, ustrzelenie dubletu przez wiele lat było czymś, co przypadało w udziale wyłącznie największym kolarzom na świecie, jednak zdecydowanie nie uchodziło za wyczyn nieosiągalny. Wręcz przeciwnie, od 1949 tylko raz – w latach 1952-64 trzeba było czekać na kolejny taki wyczyn dłużej niż dekadę. Zdecydowanie częściej zaś zdarzało się, że ten niebywały z dzisiejszej perspektywy wyczyn powtarzał się co 2-3 lata, a największe natężenie mieliśmy w latach 1985-93, gdy z dziewięciu edycji Tour de France aż cztery padły łupem tych, którzy kilka miesięcy wcześniej wygrywali również Giro d’Italia.

Tymczasem w tym roku od ostatniego takiego sukcesu, osiągniętego przez Marco Pantaniego minie już 26 lat. I choć od tego czasu zdarzali się śmiałkowie, którzy próbowali pogodzić ze sobą oba wyścigi, to ostatecznie żadnemu z nich nie udawało się powtórzyć wyczynu legendarnego (niezależnie od sympatii lub jej braku) Włocha.

Vuelta przeszkodą? Niekoniecznie!

Do tej pory wynik Włocha nie był ani przez moment zagrożony. W ciągu ostatnich 26 lat tylko sześciokrotnie zdarzało się, że jeden kolarz w tym samym roku zdołał zająć miejsce w czołowej “10” Giro d’Italia i Tour de France. Byli to Denis Menchov (2008), Alberto Contador (2015), Alejandro Valverde (2016), Chris Froome, Tom Dumoulin (obaj 2018) i Mikel Landa (2019). Wychodzi więc na to, że już samo wejście do czołowej “10”, od którego do zwycięstwa jest przecież zwykle bardzo daleka droga, jest czymś, co udaje się naprawdę niewielu kolarzom. 

Można byłoby pomyśleć, że olbrzymią część “winy” za taką posuchę ponosi… przeniesienie trzeciego z wielkich tourów – Vuelta a Espana na przełom sierpnia i września. W teorii taka teoria brzmi bardzo sensownie. W końcu wcześniej najmłodszy z wielkich tourów rozgrywany był właściwie tuż przed samym Giro d’Italia – na przełomie kwietnia i maja. To oznaczało, że pogodzenie ze sobą tych dwóch wielkich wyścigów było czymś wiążącym się z olbrzymimi wyrzeczeniami.

– Po powrocie z Hiszpanii zdążyłem jedynie zmienić ubranie i zamienić parę słów z żoną. A później znów ruszyłem w trasę.

– opowiadał Giovanni Battaglin – jeden z dwóch kolarzy, którym udało się ustrzelić dublet Vuelta-Giro w tamtych czasach. 

Gdy spojrzymy na historię dubletów, sytuacja wydaje się klarowna. Do 1994 Giro d’Italia oraz Tour de France w jednym roku ustrzelono aż 11-krotnie w ciągu 44 lat. Natomiast od 1995 w tym roku upływa 29 lat, a mimo to jedynym kolarzem, który ustrzelił w tym czasie dublet był Marko Pantani. 

W tej sytuacji łatwo o tezę, że tak jak kiedyś kolarze chcący przejechać dwa wielkie toury w ciągu roku masowo wybierali sekwencję Giro-Tour, zamiast szalonego pomysłu Vuelta-Giro, tak teraz, gdy hiszpański i włoski wyścig dzielą trzy miesiące, wielu odpuszcza klasyczny dublet, by wybrać bezpieczniejsze – apenińsko-pirenejskie rozwiązanie. O tym, że byłoby to spore uproszczenie, dość dobrze mówi nam jednak ta tabelka:

Z którym wielkim tourem łączyli występ w Giro d’Italia zwycięzcy tego wyścigu z lat 1970-2023?
1970-1994 1995-2018 2019-2023
Tour 13 12 0
Vuelta 5 7 3
Żaden 7 5 2

 

Jak widać, przesunięcie Vuelty rzeczywiście w jakiś sposób wpłynęło na planowanie sezonu przez kolarzy, którzy w kolejnych latach wygrywali Giro d’Italia, jednak różnica, przynajmniej do pewnego czasu, była marginalna. W dodatku częstsze łączenie Vuelta a Espana z Giro d’Italia nie odbywało się kosztem Tour de France, a było wynikiem tego, że zawodnicy zwyczajnie częściej decydowali się łączyć ze sobą wielkie toury. 

Łączenie Giro d’Italia z Vuelta a Espana stało się normą dopiero niedawno – od 2019 roku. Pomijając rok pandemiczny, gdy było to absolutnie niemożliwe, ponieważ wyścigi na siebie nachodziły, każdy ze zwycięzców Giro d’Italia przynajmniej planował swój start w Vuelta a Espana. I o ile jeszcze w 2019 roku Carapazowi przeszkodziła w tym kontuzja, to już kolejni – Jai Hindley, Egan Bernal oraz Primož Roglič godzili oba wyścigi – z niezłym, choć nieoszałamiającym skutkiem. Pięć lat to jednak na tyle krótki czas (zwłaszcza odejmując rok pandemiczny), że równie dobrze może być to tylko chwilowy trend.

Czy to oznacza, że wpływ zmiany terminu rozgrywania Vuelta a Espana faktycznie nie miał wpływu na tak długą posuchę, jeśli chodzi o dublety Giro-Tour? Nie do końca – nawet jeśli gwiazdy nie odpuszczały częściej Touru po wygraniu Giro, to nierzadko odpuszczały start w Giro przed wygraniem Touru. Największym gwiazdom Tour de France, a więc wyścigu, w którym najczęściej startują kolarze na tyle wielcy, by liczyć na dublet, często wygodniej jest pojechać na drugi wielki tour już po realizacji swojego najważniejszego celu w sezonie.

– Wtedy do Touru przystępuje się wypoczętym, a na Vuelcie każdy zawodnik jest już trochę zmęczony sezonem i cały wyścig generalnie jest nieco mniej konkurencyjny

– mówił nam niedawno Chris Froome, który w czasach swojej świetności aż trzykrotnie startował w hiszpańskim wielkim tourze, podczas gdy w Giro próbował swoich sił tylko raz (o tym będzie za chwilę). Gdyby zamiast tego częściej decydował się na start w Giro d’Italia, to kto wie? Być może dołączyłby swoje nazwisko do wspomnianej wcześniej siódemki?

Bez szans

To jednak tylko gdybanie. Warto jednak w końcu przyjrzeć się tym, którzy rzeczywiście próbowali to zrobić. Jako pierwszy sukces Pantaniego starał się powtórzyć Ivan Gotti – już rok po dublecie „Pirata”. Niestety zwycięzca Giro d’Italia 1999, podczas Tour de France szybko ucierpiał w kraksie, która kosztowała go sześć minut straty. Co by było gdyby? Mógł się zastanawiać, jednak patrząc na występy swoich następców raczej nie miał poczucia niewykorzystanej szansy. Ani Gilberto Simoni (2003), ani Paolo Savoldelli (2005), ani nawet Denis Menchov (2009) i Ivan Basso (2010) nie byli bowiem w stanie po wygranym Giro zbliżyć się do jakiegokolwiek sukcesu w „generalce” Tour de France.

Wprawdzie Simoni i Savoldelli zdołali wygrać poszczególne etapy, jednak w klasyfikacji generalnej zajmowali odległe lokaty, a źródła, z których korzystałem nie wskazują na to, by głównym powodem ich niepowodzeń były kraksy. A francuska niemoc nie dotyczyła wyłącznie włoskich królów własnego podwórka, którzy na przestrzeni całej kariery pokazywali, że na dobre wyniki stać ich niemal wyłącznie na Półwyspie Apenińskim. Basso i Menchov, choć i wcześniej, i później osiągali sukcesy w Tour de France, to chwilę po zwycięstwie nie potrafili powalczyć ani o “generalkę”, ani o etap.

Pierwszy prawdziwy skok

Walka o klasyczny dublet rozgorzała więc dopiero w… 2011 roku, choć szybko okazała się  całkowicie pozbawiona sensu. Bo choć dziś za zwycięzcę Giro d’Italia z tamtego sezonu oficjalnie uznaje się Michele Scarponiego, to w lipcu 2011 roku, gdy Tour de France się rozpoczynało, na liście triumfatorów widniał jeszcze Alberto Contador. Hiszpan wiedział, że sytuacja ta może być jedynie tymczasowa – w drugiej połowie 2010 roku w jego  próbce wykryto clanbuterol i choć w lutym został uniewinniony, to przez niemal cały kolejny sezon w jego sprawie wciąż toczyło się postępowanie odwoławcze.

Hiszpan wiedział, że wszystko to, co uda mu się wygrać, może później zostać anulowane. Miał jednak nadzieję na zrobienie czegoś wielkiego – zdobycie dubletu w takich okolicznościach, uświetnione później odrzuceniem złożonego przez UCI odwołania. Zrobienie tego na przekór wszystkim – kibicom, organizatorom, Astanie, a przede wszystkim organom antydopingowym i skażonej wołowinie z pewnością byłoby jedną z najpiękniejszych kolarskich historii. Niestety tak się nie stało, nawet mimo oficjalnego wsparcia hiszpańskiego rządu z premierem Zapatero na czele.

Zaczęło się jednak doskonale – Contador od początku sezonu szedł od zwycięstwa do zwycięstwa i tak samo było w Giro d’Italia. We Włoszech wygrał dwa etapy, a w klasyfikacji generalnej pokonał drugiego Michele Scarponiego o ponad 6 minut, zaś czwartego Johna Gadreta o 10. Absolutnie zdominował rywalizację mimo tego, że przed wyścigiem mówił ostrożnie – Nie byłem na wakacjach i nie jestem w pełni wypoczęty. Bjarne Riis powiedział mi, aby nie dostać obsesji na tym punkcie. Pojadę na Giro bez ciśnienia, ale jeśli będę czuć się dobrze, postaram się wygrać. 

Tour de France okazało się jednak dla niego barierą nie do przeskoczenia. Na zajęte ostatecznie piąte miejsce z pewnością miało wpływ zmęczenie, które uwidoczniło się szczególnie na 18. etapie z metą na Galibier. Na cały występ Hiszpana warto jednak spojrzeć łagodniej ze względu na kraksy, w których uczestniczył – w ciągu pierwszych dziewięciu dni leżał aż czterokrotnie. To przełożyło się na ponadminutową stratę i ból kolana, który z pewnością miał wpływ na późniejsze poczynania Hiszpana. Misja “Dublet” zakończyła się niepowodzeniem, ale po latach wiemy, że nikt – ani my, ani on, nie ma raczej czego żałować. W końcu wszystkie jego wyniki z tamtego sezonu i tak zostały później wykreślone. To, że wtedy mu się nie udało, wyszło nam wszystkim zagrożon

Być może nie najgorsze wyniki Contadora (abstrahując od ciągu dalszego) ośmieliły Rydera Hesjedala. Sensacyjny zwycięzca Giro d’Italia z 2012 roku wcale nie zadowalał się pokonaniem Joaquima Rodrigueza w różowym wyścigu, ale głośno zapowiadał, że chce powtórzyć sukces we Francji. I choć zaczął naprawdę dobrze, od niezłego występu w prologu i czujnej jeździe bez strat na kolejnych, nieraz pagórkowatych etapach, to skończyło się boleśnie – po upadku na 6. etapie Kanadyjczyk musiał wycofać się z rywalizacji.

Dublet musiał poczekać, a to oczekiwanie miało zakończyć się, po 17 latach od sukcesu Pantaniego, w 2015 roku. Prawdopodobnie o dublecie nigdy nie mówiło się tak głośno, jak wtedy, a być może najważniejszą z przyczyn była postać Olega Tinkova – kontrowersyjnego rosyjskiego biznesmena, który od momentu przejęcia Saxo Banku – ówczesnego zespołu Contadora non-stop wywoływał szum swoimi wypowiedziami. Zdarzało mu się postulować o… Grand Tour Challenge, które miałoby polegać na tym, że wszyscy najlepsi górale świata wystartują we wszystkich trzech wielkich tourach, a jeśli nie, to przynajmniej w dwóch najstarszych.

Tinkovowi nie udało się przekonać do swojej wizji, nawet do tej mniej ambitnej, żadnej z kolarskich gwiazd, jednak echa tego pomysłu spowodowały, że o celu Contadora stało się naprawdę głośno. Warto pamiętać o tym, że na początku 2015 roku niemal nie dało się określić tego, który z grandtourowców jest tak naprawdę tym największym. Nibali owszem, wygrał poprzednie Tour de France z olbrzymią przewagą, ale nie musiał walczyć z Contadorem i Froomem, których wyeliminowały kontuzje. Zaś Froome mógł wciąż wspominać swoje świetne występy z Tour de France 2012-13, jednak podczas Vuelta a Espana 2014 lepszy od niego okazał się Contador.

Hiszpan, który coraz częściej przebąkiwał już o zasłużonej emeryturze, postanowił dać sobie wtedy jeszcze jedną szansę na przejście do historii. Jako jedyny postanowił się wpisać w wizję swojego szefa i jako niekwestionowany kandydat do zwycięstwa wystartował w Giro d’Italia. We Włoszech przeżywał trudne chwile. Musiał praktycznie sam walczył przeciwko bardzo mocnej Astanie. Znów trapiły go kraksy – po jednej uszkodził kolano, po drugiej stracił koszulkę lidera. A gdy ją odzyskał po indywidualnej czasówce, to defekt i następujący po nich atak kolarzy Astany zmusił go do heroicznej pogoni na Mortirolo, która przeszła do historii kolarstwa. 

Ze wszystkimi tymi trudnościami przez długi czas radził sobie znakomicie, pokazując swoją absolutną wyższość nad Fabio Aru, lecz w końcówce siły go opuściły. Dwa etapy wystarczyły mu, żeby z 6 minut przewagi nad Włochem zrobiły się zaledwie dwie i choć ostatecznie wyjechał z różową koszulką, to kilka tygodni później do Francji przyjechał zmęczony. Delikatnie przebąkiwał o tym przed wyścigiem, a później potwierdziło się to na trasie. W efekcie postawa Contadora okazała się dużym rozczarowaniem. Hiszpan miał walczyć z Brytyjczykiem, a tymczasem dostał od niego srogi łomot. Od kilkunastu sekund straty na Mur de Huy, aż do emocjonującego finału na Alpe d’Huez – za każdym razem, gdy pojawiały się jakiekolwiek różnice między tą dwójką, zawsze górą był Froome. Nawet gdy na tym ostatnim etapie miał kryzys, który próbował wykorzystać walczący z nim o zwycięstwo Nairo Quintana. 

– Giro zawsze będzie dla mnie specjalnym wyścigiem. To najpiękniejszy wyścig na świecie, ale lepiej będzie obejrzeć go w telewizji. Będzie to trudne, ale jeśli chcę walczyć w Tour de France, myślę, że lepiej będzie odpuścić Włochy.

– powiedział kilka miesięcy później, oficjalnie wywieszając białą flagę.

Ten ostatni raz

Contadorowi się nie udało, ale to nie był koniec prób. Ostatecznie marzenie Tinkova miało się częściowo ziścić. Contador, Nibali i Froome – cała trójka najlepszych grandtourowców drugiej dekady XXI wieku, podjęła próbę połączenia Giro d’Italia i Tour de France. W 2016 roku na taką próbę zdecydował się Nibali – kompletnie nieudaną, bo po kapitalnej remontadzie we Włoszech nie miał siły na powtórzenie sukcesu we Francji. Dużo lepiej poszło jednak Froome’owi, który w 2018 roku dokonał podczas Giro d’Italia dokładnie tego samego, co Nibali dwa lata wcześniej. Tak samo, jak Włocha wcześniej, tak i jego wszyscy skreślali po rozczarowujących pierwszych kilkunastu etapach. Różnice były dwie – Froome’owi do odrobienia strat wystarczył jeden etap, a Nibali potrzebował dwóch. Druga to ta, że Froome po wszystkim był jeszcze w stanie powalczyć w Tour de France. Nawet jeśli on sam dziś przekonuje, że nie miał na to szans.

– Szczerze mówiąc, nie czuję, że byłem w stanie wygrać tamten wyścig. W 2017 roku wygrałem Tour de France, potem Vuelta a Espana, a to Giro przejechałem po to, żeby skompletować hat-trick w ciągu 12 miesięcy. Natomiast gdy przyjechałem na Tour de France, czułem już zmęczenie. Nie miałem tej świeżości, która zwykle towarzyszy mi w pierwszych tygodniach tego wyścigu. Nie wierzyłem, że mogę go wygrać

– opowiadał po latach, choć przed wyścigiem wszystko – zarówno przewidywania ekspertów, jak i wypowiedzi samych zawodników, wskazywały na to, że liderem Team Sky będzie Froome, a nie Thomas, który wygrał wyścig. Ostatecznie jednak dwa zwycięstwa Thomasa w środku wyścigu dały Walijczykowi życiową szansę, którą ten wykorzystał. I chyba dla wszystkich dobrze się stało – Team Sky osiągnął swój cel, a kibice zamiast kontrowersyjnego triumfu Froome’a*, otrzymali piękną historię o Walijczyku, który pokazał, że wiek to tylko cyfra.

*Za Froomem wciąż ciągnął się smród dopingowego dochodzenia, które zakończyło się dzień po tym, jak organizatorzy Tour de France zagrozili wykluczeniem Brytyjczyka z wyścigu. 

To jest ten moment?

Jak widać, przez ostatnie 25 edycji Tour de France, ani razu nikt na poważnie nie zagroził wyczynowi Marco Pantaniego. Były obiecujące zapowiedzi. Byli najmocniejsi zawodnicy swoich czasów będący w formie pozwalającej we Włoszech na robienie rzeczy wielkich. Problem jednak w tym, że wraz z przyjazdem do Francji wielka forma zazwyczaj znikała i zastępowało je wielkie zmęczenie. O tym należy pamiętać podczas oglądania tegorocznego Giro d’Italia. 

Nawet jeśli Pogačar, co zresztą wielu przewiduje, całkowicie zmiecie tutaj swoich rywali z powierzchni ziemi, we Francji i tak będzie mu piekielnie ciężko. Przypomnijmy – z połączeniem Giro d’Italia i Tour de France mierzyli się w przeszłości najwięksi górale i wszyscy przegrywali z kretesem – nie z jednym kapitalnym rywalem, a z armią kolarzy, których zazwyczaj pokonywali bez kłopotów.

Słoweniec musi to wszystko mieć na uwadze, jednak jeśli chce być porównywany z najlepszymi kolarzami w całej historii kolarstwa, nie może się bać tego wyzwania. Eddy Merckx, z którym często jest porównywany (zresztą nie bez podstaw), w latach 1970-74 czterokrotnie wygrywał w jednym roku dwa wielkie toury. Nic więc dziwnego, że Pogačar też chce tego spróbować.

Lepszego momentu na to może już nie być. Pogačar zaczął sezon od spektakularnych wyczynów, które pozwoliły mu zapisać kolejne linijki w historii kolarstwa, podczas gdy Roglič, Evenepoel i Vingegaard wciąż liżą rany po upadku w Itzulia Basque Country. Może i  sam będzie bardzo osłabiony po Giro d’Italia, ale wiele wskazuje na to, że również oni nie będą w pełni formy. To oznacza, że Słoweniec może stanąć przed życiową szansą. Na razie jednak musi wygrać to Giro.

La Classique Morbihan 2024: Marta Lach druga, Kaja Rysz siódma

0
fot. CERATIZIT - WNT Pro Cycling

Ależ formę prezentuje w ostatnim czasie Marta Lach! Polka otarła się o zwycięstwo w La Classique Morbihan – francuskiej jednodniówce pierwszej kategorii. Finalnie 26-latkę nieznacznie wyprzedziła Eleonora Camilla Gasparrini, zaś w pierwszej „10” była jeszcze inna z biało-czerwonych – 7. miejsce zajęła Kaja Rysz.

Na panie rywalizujące w 10. edycji La Classique Morbihan czekało dziś 115 kilometrów ze startem i metą w Josselin. Trasa była pełna pagórków, a do rywalizacji przystąpiły m.in. 4 Polki – Marta Lach (CERATIZIT-WNT Pro Cycling Team), Karolina Kumięga i wracająca po dłuższej przerwie Dominika Włodarczyk (UAE Team ADQ) oraz Kaja Rysz (Lifeplus Wahoo).

fot. Procyclingstats

Sama rywalizacja, choć pełna akcji zaczepnych, z kilometra na kilometr coraz bardziej prowadziła nas do tego, że o wygranej zadecyduje rywalizacja z grupy faworytek. Tak rzeczywiście się stało i obejrzeliśmy piękny finisz na podjeździe. Po wygraną finalnie sięgnęła 22-letnia Eleonora Camilla Gasparrini (UAE Team ADQ), a tuż za utalentowaną Włoszką metę przecięła Marta Lach (CERATIZIT-WNT Pro Cycling Team)!

Powody do radości miały dziś także wszystkie pozostałe Polki w stawce – 7. na mecie zameldowała się Kaja Rysz (Lifeplus Wahoo), dla której to jeden z największych sukcesów w zawodowej karierze. Dominika Włodarczyk i Karolina Kumięga co prawda zajęły nieco dalsze lokaty, ale to dzięki ich pracy po wygraną sięgnęła Eleonora Camilla Gasparrini, więc zapewne obie Polki dziś wypiły lampkę szampana z okazji zwycięstwa.

Wyniki 10. La Classique Morbihan:

Wyniki dostarcza FirstCycling.com

Nowy lider Pucharu Prezydenta Grudziądza – kim jest Szymon Bęben? [wypowiedzi]

0
fot. Irek Pyszora

33. edycja Międzynarodowego Wyścigu Juniorów o Puchar Prezydenta Miasta Grudziądza jest pełna zwrotów akcji. Każdego dnia do mety przed peletonem dojeżdżały ucieczki, a ta piątkowa przyniosła nam nowego lidera. Jest nim Szymon Bęben – kolarz SMSu Świdnica, który do ostatniego etapu przystąpi w żółtej koszulce.

18-letni Szymon Bęben to duży talent i wiadomo o tym było już od dłuższego czasu. Reprezentującego na co dzień MKS Polkowice ucznia SMSu Świdnica mieliśmy Państwu okazję nieco szerzej przedstawić w zeszłym roku, kiedy to jako pierwszoroczny junior ten wywalczył brązowy medal Mistrzostw Polski w jeździe indywidualnej na czas. Tym razem okazją do rozmowy było przejęcie przez Szymona koszulki lidera Wyścigu o Puchar Prezydenta Grudziądza w przeddzień zakończenia zmagań.

Jestem bardzo szczęśliwy, tej zimy trenowałem naprawdę dużo i myślę, że zasłużyłem na ten sukces. Przyjechałem tu po to, żeby walczyć, żeby zdobyć tę koszulkę, także jutro postaramy się całą drużyną to utrzymać – będziemy rywalizować do samego końca na całego

— przyznawał na rynku w Świeciu Szymon Bęben.

Ostatni etap wokół Grudziądza zapowiada się naprawdę ciekawie. Na zawodników czekają 3 lotne premie, a także bonifikaty na mecie, tymczasem kolarz SMSu Świdnica nad drugim Marcelim Perą (KTK Kalisz) ma przewagę wynoszącą… 0 sekund. W sumie w 6 sekundach mieści się jeszcze 3 kolejnych kolarzy, a to oznacza ostrą walkę do samego końca.

Ten wyścig to z pewnością ważny cel, chociaż jeśli chodzi o szczyt formy to celuję w Mistrzostwa Polski. Tam marzę o złocie

— dodawał zawodnik jadący w barwach SMSu Świdnica.

Do Szkoły Mistrzostwa Sportowego uczęszczają talenty z przeróżnych klubów i w przypadku Szymona jego macierzystą ekipą jest MKS Polkowice. Przy okazji przejęcia koszulki lidera nie mogło zatem zabraknąć podziękowań dla osób, bez których nie byłoby tego sukcesu.

Chciałbym podziękować mojemu trenerowi Januszowi Pytlakowi, bez którego to wszystko nie byłoby możliwe. To on mnie prowadzi, pokazał mi wszystko, wprowadził mnie w ten świat kolarstwa. Również chciałbym podziękować szkole, w której na co dzień się uczę i trenuję, czyli SMSowi Świdnica. Trener, koordynator, cały nasz sztab – ich rola jest bardzo ważna, wspierają nas i pomagają, także wielkie podziękowania

— zakończył Szymon Bęben.

Takie wyścigi jak ten w Grudziądzu to świetna okazja by zobaczyć na żywo wiele polskich talentów, takich jak właśnie Szymon Bęben. Zawsze warto pamiętać, że za każdym z nich stoi cała grupa ludzi – nie tylko trenerów, ale i rodziców, nauczycieli czy sponsorów, bez których nie ma szans na sukces w kolarstwie. Tego typu podziękowania nie są zwykle wyuczoną formułką, a wynikają z faktycznej wdzięczności za swoją szansę. Oby kiedyś te mogły zostać wygłoszone także przy okazji seniorskiego sukcesu.

Z Grudziądza Jakub Jarosz

Magia cyklamenu – faworyci klasyfikacji punktowej Giro d’Italia 2024

0
fot. Giro d'Italia

Klasyfikacja punktowa, a właściwie od dekady niejako zestawienie sprinterskie to idealna okazja dla najszybszych zawodników w peletonie do tego by do domu zabrać nie tylko etapowe skalpy, ale i jedną z koszulek. Kto w tym roku wyjdzie na podium w Rzymie by odebrać trykot w kolorze cyklamenowym?

Historia klasyfikacji punktowej sięga 1966 roku. Przez dekady zasady jej rozgrywania zmieniały się, a sama koszulka trafiała do zawodników różnych specjalności. Starczy powiedzieć, że do domu zabierali ją zarówno Eddy Merckx, Roger De Vlaeminck, Gianni Bugno czy Tony Rominger, jak również Mario Cipollini czy Alessandro Petacchi. W pewnym momencie swoją dłuższą serię w tym zestawieniu zaczęli mieć górale – kolejno do domu koszulkę punktową zabierali Danilo Di Luca (2009), Cadel Evans (2010), Michele Scarponi (2011) i Joaquim Rodríguez (2012). Działo się tak za sprawą tego, że wszystkie etapy były identycznie punktowane, a to zmotywowało organizatorów do zmian.

Od 2014 roku pojawiło się wyraźne rozgraniczenie na etapy płaskie, pagórkowate i górskie, a na tych pierwszych za wygraną do zdobycia jest przeszło 3-krotnie więcej oczek niż na najtrudniejszych przeprawach. To sprawiło, że klasyfikacja punktowa w ciągu ostatniej dekady padała łupem wyłącznie kolarzy kojarzonych z łatką sprinterów. Przed rokiem najlepszy w tym zestawieniu był Jonathan Milan i 23-letni Włoch wraca przed własną publiczność by powtórzyć swój sukces.

Zasady punktacji

Zanim przejdziemy do nazwisk to przyjrzyjmy się dokładnie regulaminowi. Ten nie jest skomplikowany – na każdym etapie ze startu wspólnego mamy 2 lotne premie (zwykłą oraz intergiro), a następnie punkty przyznawane są także na mecie. Te podzielone są na 3 kategorie trudności.

Etapy płaskie (3, 4, 11, 13, 18 i 21)

  • Na mecie: 50 – 35 – 25 – 18 – 14 – 12 – 10 – 8 – 7 – 6 – 5 – 4 – 3 – 2 – 1 

Etapy pagórkowate (1, 2, 5, 6, 9, 10, 12 i 19)

  • Na mecie: 25 – 18 – 12 – 8 – 6 – 5 – 4 – 3 – 2 – 1

Etapy górskie i jazda indywidualna na czas (7, 8, 14, 15, 16, 17 i 20)

  • Na mecie: 15 – 12 – 9 – 7 – 6 – 5 – 4 – 3 – 2 – 1

Lotne premie

  • 2 razy na każdym etapie ze startu wspólnego: 12 – 8 – 6 – 5 – 4 – 3 – 2 – 1
Faworyci klasyfikacji punktowej

Przegląd wypada rozpocząć od obrońcy tytułu, czyli Jonathana Milana. Lidl-Trek mocno postawił na młodego Włocha, który będzie mógł liczyć na długi i bardzo mocny pociąg sprinterski. U jego boku wystąpią m.in. Simone Consonni, Jasper Stuyven, Edward Theuns czy Daan Hoole i to powinno sprawiać, że koszulki amerykańskiego zespołu będą regularnie widywane w czołówce podczas płaskich końcówek.

Smak wygranej klasyfikacji punktowej w 2023 roku poznał także Kaden Groves (Alpecin-Deceuninck). Ten był najlepszy podczas zeszłorocznej La Vuelta a España, acz warto pamiętać, że wówczas prezentował wybitną formę i nie miał zbyt wielu rywali. Ten sezon dla Australijczyka rozpoczął się dużo gorzej, a na Giro d’Italia przyjeżdża świeżo po kontuzji kolana. Timo Kielich, Edward Planckaert, Fabio Van den Bossche czy Jimmy Janssens zrobią zapewne wszystko dla swojego sprintera, ale ciężko zgadywać czy wystarczy to do wygrania jakiegoś etapu.

Wielkim faworytem zdaniem wielu jest Tim Merlier (Soudal Quick-Step). Teoretycznie Belg zdaje się być w tym sezonie najregularniejszym ze sprinterów, ale rodzą się przy omawianiu go 2 pytania. Po pierwsze 31-letni Belg brał udział w karierze w tylko trzech wyścigach trzytygodniowych, spośród których ukończył ledwie jeden, po drugie zaś ciężka druga połowa wyścigu może sprawić, że ten zrezygnuje z walki o dotarcie do Rzymu. Jeśli Belg nie założy cyklamenu to o motywacje może być bowiem niezwykle ciężko. Tima Merliera wspierać na płaskich końcówkach będą m.in. Luke Lamperti, Bert Van Lerberghe, Josef Černý i Pieter Serry.

Jeśli już jesteśmy przy sprinterach, co do których ciężko mieć pewność czy dotrą aż do Rzymu to z pewnością takim zawodnikiem jest Fabio Jakobsen (Team dsm-firmenich PostNL). Holender niedawno odniósł pierwsze zwycięstwo w nowych barwach, ale później sukcesywnie rozprowadzał już 21-letniego Tobiasa Lunda Andresena. Jak będzie wyglądała hierarchia w tym zespole podczas Giro d’Italia? Ciężko powiedzieć, acz obu panów wspierać z pewnością będzie Bram Welten.

Jeśli mowa o kolarzach, których nie spodziewam się w Rzymie to na starcie staje także Caleb Ewan (Team Jayco AlUla). Chyba tylko cyklamen na ramionach mógłby zmotywować kieszonkowego Australijczyka do dalszej jazdy. Ten bowiem staje na starcie Giro d’Italia po raz szósty, a mety nie osiągnął jeszcze nigdy. Wspierać w walce będą go m.in. Luka Mezgec i Max Walscheid.

Fajny i zmotywowany pociąg sprinterski do walki wysyła także Movistar Team. Choć Fernando Gaviria nie wygrywa ostatnio na potęgę to warto pamiętać, że mocną stroną Kolumbijczyka jest regularność, która jest niezbędna w tego typu klasyfikacjach. 29-latek już raz w karierze wygrał tę koszulkę – był najlepszy w swoim debiucie w Giro d’Italia w 2017 roku. O pomoc w powtórzeniu tamtego sukcesu postarają się m.in. Davide Cimolai, Albert Torres, Lorenzo Milesi czy Will Barta.

Pisząc o wygranej klasyfikacji punktowej w trzytygodniowym debiucie płynnie przechodzimy do Olava Kooija (Team Visma | Lease a Bike). 22-letni Holender być może nie ma doświadczenia, ale ma za to ogromną szybkość i skuteczność, a także takich kolarzy jak Christophe Laporte czy Eduardo Affini do pomocy.

5 startów w wielkich tourach, 5 razy obecność na mecie i w sumie w aż trzech z nich zwycięstwa etapowe w swoim dorobku ma za to Alberto Dainese (Tudor Pro Cycling Team). Dotychczas Włoch nie angażował się w walkę na lotnych premiach, przez co zwykle w klasyfikacji punktowej bywał dość daleko od wygranej, ale być może w nowym zespole zostanie postawiony przed nim cel walki także i o ten trykot. Choć 26-latek nie jest oczywistym typem to z pewnością stać go na wywalczenie cyklamenu, a pomóc mu w tym będą próbowali m.in. Matteo Trentin, Marius Mayrhofer, Robin Froidevaux czy Alexander Krieger.

Jeśli chodzi o klasycznych sprinterów to jest ich rzecz jasna na liście startowej zdecydowanie więcej, acz ciężko zakładać by ci mieli być na tyle regularni i konkurencyjni by być w stanie wygrać klasyfikację punktową. Mimo to warto ich wymienić – do walki o etapowe skalpy w sprincie przystępują także Juan Sebastián Molano wspierany przez Rui Oliveirę (UAE Team Emirates), Phil Bauhaus z przybocznym Andreą Pasqualonem (Bahrain-Victorious), Max Kanter z Davide Ballerinim (Astana Qazaqstan Team), Danny van Poppel, który może liczyć na Jonasa Kocha i Ryana Mullena (BORA-hansgrohe), Ethan Vernon (Israel – Premier Tech), David Dekker (Arkéa – B&B Hotels), Giovanni Lonardi (Team Polti Kometa) czy Enrico Zanoncello (VF Group – Bardiani CSF – Faizanè).

Spokojnie, nie zapomniałem o polskiej nadziei na ten wyścig. Stanisław Aniołkowski (Cofidis) również ma szanse by wysoko zafiniszować na niejednym etapie, acz warto pamiętać, że to trzytygodniowy debiut Polaka i nie wiadomo jak zachowają się jego nogi w drugiej części wyścigu. Oby było dobrze, acz nie ma co pompować balonika.

Ktoś mądry zapytałby jeszcze „A gdzie Biniam Girmay?”. Erytrejczyka z Intermarché – Wanty pomijałem dotychczas nie bez powodu – 24-latek zdaje się być bowiem nieco bardziej wszechstronnym zawodnikiem niż wszyscy wcześniej wymienieni i to może być jego mocna strona. Jeśli popularny Bini będzie wysoko kończył płaskie etapy i dołoży do tego walkę na tych uznanych przez organizatorów za pagórkowate to stać go na wywalczenie cyklamenu. Podobne podejście przez lata prezentował zresztą także Andrea Vendrame (Decathlon AG2R La Mondiale Team), a do grona „szybkich, acz wytrzymałych” świetnie pasuje też debiutujący w wielkim tourze Laurence Pithie (Groupama-FDJ).

A co jeśli sprinterzy będą się regularnie dzielić etapami i przez to żaden nie wyrobi sobie wielkiej przewagi? Przy takim założeniu, a także w sytuacji gdy część z najszybszych się wycofa, teoretycznie istnieje szansa, że koszulka punktowa trafi do kogoś z faworytów wyścigu. Każdy z nas jest bowiem sobie w stanie wyobrazić, że Tadej Pogačar (UAE Team Emirates) nagle wygrywa 7 etapów uznawanych za pagórkowate czy górskie, a to może wystarczyć do pogodzenia sprinterów. To oczywiście mało realny scenariusz, ale warto o nim pamiętać.


Wszystko o 107. Giro d’Italia:

Ronde de l’Isard 2024: Sam Maisonobe z życiowym sukcesem

0
Foto: Ronde de L'Isard

Sam Maisonobe (Vendée U) wygrał po solowym ataku trzeci etap Ronde de l’Isard. Liderem wyścigu pozostał Jørgen Nordhagen (Team Visma | Lease a Bike Development). 

Trzeci dzień młodzieżowego wyścigu we Francji przyniósł pagórkowaty etap z Bagnères-de-Luchon do Saverdun. Do przejechania były 153 kilometry, a po drodze zawodnicy musieli pokonać trzy oznaczone podjazdy.

Od samego początku mieliśmy próby ataków. Niestety po 28 kilometrach ścigania mieliśmy kraksę z udziałem jednego z motorów obsługi wyścigu. Rywalizacja została wstrzymana i po dłuższym czasie wznowiona.

Po restarcie wyścigu na samotny atak zdecydował się Marco DI BERNARDO (UC Trevigiani Energia pura Marchiol). Wygrał on pierwszą górską premię usytuowaną na Col des Ares (7,1 km długości; średnie nachylenie 4,6%). Na zjeździe peleton ponownie się zjechał.

Bardziej wymagająca była wspinaczka pod Col de Portet d’Aspet (5 km długości; średnie nachylenie 9,2%). Tam mocne tempo rozkręciła grupa lidera, czyli Team Visma | Lease a Bike Development. 400 metrów przed szczytem zgodnie z oczekiwaniami zaatakował Jørgen Nordhagen.

Po górskiej premii dojechało do niego kilkunastu zawodników, w tym między innymi wczorajszy etapowy zwycięzca Max van der Meulen (CTF Victorious). W tej grupie nie znalazł się drugi w klasyfikacji generalnej Jarno Widar (Lotto Dstny Development Team).

Na lotnej premii trzy sekundy wywalczył Tijmen Graat (Team Visma | Lease a Bike Development). Czołowa grupka rozpadła się i na czele pozostali: Sam MAISONOBE (Vendée U), Max VAN DER MEULEN (CTF Victorious), Zachary MARRIAGE (Team Bridgelane), Luke TUCKWELL (Trinity Racing), Darren VAN BEKKUM oraz Menno HUISING (obaj Team Visma-Lease a Bike Development).

Van Bekkum wygrał kolejną górską oraz lotną premię. W kolejnej grupie ze stratą niespełna 30 sekund jechał lider wyścigu. 15 kilometrów przed metą z czołówki zaatakował Maisonobe. Francuz wypracował sobie kilkanaście sekund przewagi, a pół minuty tracił peleton, w którym jechał Widar.

Mimo, że kontrująca grupka mocno naciskała, to Sam Maisonobe zdołał na solo dojechać do mety i zanotować największy sukces w swojej karierze. Drugi był Darren van Bekkum (Team Visma-Lease a Bike Development), a trzeci Fergus Browning (Trinity Racing).

W peletonie na siedemnastym miejscu finiszował Mateusz Gajdulewicz (Vendée U).

Wyniki trzeciego etapu Ronde de l’Isard 2024:

Results powered by FirstCycling.com

 

La Vuelta Femenina 2024: Évita Muzic triumfuje na etapie, świetne Nerlo i Perekitko

0
Foto: Cxcling Creative Agency / La Vuelta Femenina

Évita Muzic (FDJ – SUEZ) pokonała na kresce Demi Vollering (Team SD Worx – Protime) i wywalczyła wielki sukces w karierze. Ze świetnej strony pokazały się dziś Aurela Nerlo oraz Karolina Perekitko. 

Szósty odcinek kobiecej Vuelty ponownie kończył się na podjeździe. Tym razem była to wspinaczka pod La Laguna Negra (6,5 km długości; średnie nachylenie 6,7%). Etap rozpoczynał się w Tarazonie i liczył 132 kilometry.

Niestety jeszcze przed rozpoczęciem dzisiejszego etapu dowiedzieliśmy się, że z powodu choroby z wyścigu wycofała się Katarzyna Niewiadoma. Oprócz Polki na taki sam ruch musiała zdecydować się Gaia Realini (Lidl – Trek).

Od startu ostrego zawodniczki zawiązywały co rusz to nowe odjazdy. W akcje zabierały się między innymi: Karlijn Swinkels (UAE Team ADQ), Romy Kasper (Human Powered Health) czy Liane Lippert (Movistar Team).

Jednak dopiero po 30 kilometrach dłuższy odjazd zaprezentowała Eva van Agt (Team Visma | Lease a Bike). Holenderka wypracowała sobie pół minuty przewagi, ale także ostatecznie została doścignięta.

Ucieczka dnia uformowała się później. Znalazła się w niej Aurela Nerlo (Winspace). Oprócz Polki na czele kręciły: Laura Molenaar (VolkerWessels Women’s Pro Cycling Team), Fauve Bastiaenssen (Lotto Dstny Ladies) i Claudia San Justo (Eneicat – CMTeam).

50 kilometrów przed metą ucieczka miała ponad dwie minuty przewagi. Z tyłu pracę rozpoczęły zawodniczkiTeam Visma | Lease a Bike, które chciały dogonić harcowniczki przed lotną premią w miejscowości Vinuesa.

Ucieczka rozpadła się i na czele zostały Molenaar i Bastiaenssen. Mimo ogromnych ambicji one także zostały doścignięte 18 kilometrów przed metą. Lotną premię bez większej walki wygrała Marianne Vos (Team Visma | Lease a Bike).

Powoli droga zaczęła się wznosić, a tempo rosło sukcesywnie. Już na początku finałowego podjazdu La Laguna Negra (6,5 km długości; średnie nachylenie 6,8%) mieliśmy sporą selekcję w peletonie. Wysoko jechała Karolina Perekitko (Winspace).

3700 metrów przed szczytem na czele pojawiła się liderka wyścigu Demi Vollering (Team SD Worx – Protime). Jej tempa nie wytrzymała niestety Perekitko. W czołówce zostało kilkanaście zawodniczek. Zaatakowała Pauliena Rooijakkers (Fenix-Deceuninck), ale szybko została doścignięta.

Cały czas na czele kręciła Vollering, która przyspieszyła na 600 metrów przed metą. Na jej kole utrzymała się tylko Évita Muzic (FDJ – SUEZ). 24- letnia Francuzka z trudem utrzymywała tempo, ale tuż przed metą zdołała wyjść z koła i wywalczyć bardzo ważne zwycięstwo w swojej karierze.

Trzecia była Yara Kastelijn (Fenix-Deceuninck). Siedemnaste miejsce zajęła dziś Karolina Perekitko.

Wyniki szóstego etapu La Vuelta Femenina 2024:

Results powered by FirstCycling.com

 

Puchar Prezydenta Grudziądza 2024: Roei Edinger z etapem, Szymon Bęben liderem

0
fot. Irek Pyszora

Za nami 3. etap 33. Międzynarodowego Wyścigu Juniorów o Puchar Prezydenta Miasta Grudziądza. Na ulicach Świecia ze zwycięstwa z 10-osobowego odjazdu cieszyć mógł się Roei Edinger. Uciekinierzy przesunęli się także na czoło klasyfikacji generalnej, a nowym liderem został Szymon Bęben.

Po dwóch etapach zakończonych skutecznymi ucieczkami wszyscy obecni na wyścigu w Grudziądzu zadawali sobie pytanie czy i 3. odcinek zakończy się takim scenariuszem. Tym razem na zawodników czekało ściganie się na rundach wokół Świecia – w sumie do pokonania było ich 7, co sumarycznie dawało dystans 102,2 kilometra. Przy ujściu Wdy, w promieniach słońca i przy silnym wietrze, z widokiem na malowniczy zamek krzyżacki miała się stoczyć prawdziwa batalia.

Zredukowany z początkowych 162 do 127 zawodników peleton rozpoczął dziś zmagania o 15:00. Na starcie nie stanął m.in. 7. kolarz klasyfikacji generalnej Gavrilo Markovic (Lotus Team), który ucierpiał wczoraj w kraksie na ostatnich trzech kilometrach. Nieobecność jednych jest jednak zawsze okazją dla innych i tak od startu do przodu ruszył Jakub Abramek (Velotalent Team Sobótka). Młody Polak utrzymywał przez całą pierwszą rundę około 20 sekund przewagi, a pod jej koniec, już na ulicach Świecia skutecznie przeskoczyli do niego Igor Pietrzak (ALKS Stal Grudziądz), Bartosz Łyżwa (Województwo Śląskie), Dmitriy Yanev (Reprezentacja Bułgarii) i Olivers Jekabs Skrapcis (Reprezentacja Łotwy). Piątki kolarzy nie chcieli jednak odpuścić rywale i na 2. rundzie znów mieliśmy cały peleton na czele.

Na dojeździe do zakończenia 2. pętli i zarazem pierwszej lotnej premii znów oglądaliśmy sporo ataków. Próbował m.in. Kacper Kozak (SMS Świdnica), acz finalnie o bonifikatach zadecydował finisz z peletonu. 3 sekundy zyskał lider klasyfikacji najaktywniejszych Joonas Puuraid (Reprezentacja Estonii), dwie zdobył Briek van Dessel (GMS Cycling Team Glabbeek), zaś jedną Jēkabs Zujevs (Dobeles Dzirnavnieks). Tempo na wyjeździe ze Świecia ponownie mocno wzrosło, a za peletonem zostawać zaczęło wielu kolarzy.

Choć z tyłu zostawali kolejni zawodnicy to inni wciąż próbowali ataków. Na 3. rundzie wyskoczył reprezentant miejscowego ALKSu Stali Grudziądz, a konkretnie Artur Vareljyan. Również i jego akcja potrwała jednak jednocyfrową liczbę kilometrów i zakończyła się fiaskiem.

Pod koniec 3. rundy do przodu wyskoczyli dwaj Polacy – Maciej Bajdor (KTK Kalisz) i Krystian Sztaba (SMS Świdnica). W kontrę za nimi ruszyli Roi Ben-Ari (TACC Israel) i Paul-Felix Petry (Reprezentacja Niemiec). Różnice na linii mety był jednak cały czas mierzone w sekundach. Finalnie na wjeździe do miasta ucieczka została skasowana.

Peleton szykował się do drugiej lotnej premii, ale przygotowania te przerwała ogromna kraksa. Większość głównej grupy znalazła się na asfalcie bądź utknęła co mocno podzieliło stawkę. Z przodu jednak nikt nie czekał, a po 3 sekundy sięgnął Jakub Gilicki (KTK Kalisz). Dwie zyskał król lotnych premii Joonas Puuraid (Reprezentacja Estonii), zaś jedną wywalczył Filip Brückner (Rexonix Kovo Praha).

Peleton praktycznie całą 5. rundę jechał podzielony na co najmniej 3 części – 2 pierwsze powstały w efekcie podziałów podczas kraksy, trzecią zaś stanowili zawodnicy mniej lub bardziej poszkodowani w tym zdarzeniu. Czołówka połączyła się dopiero na ulicach Świecia – około 30 kilometrów przed metą w walce było wciąż około 60 kolarzy.

Pod koniec okrążenia do przodu ruszył Dawid Rutkowicz (SMS Świdnica), za którym w pogoń wyskoczyło w sumie aż 9 kolarzy. W ten sposób uformowała nam się duża ucieczka, w której kręcili także Marceli Pera (KTK Kalisz), Szymon Bęben (SMS Świdnica), Wojciech Płonka (KK Tarnovia), Artur Vareljyan i Aleksander Kasprowicz (ALKS Stal Grudziądz), Ksawery Gancarz (UKKS Imielin Team), Roei Edinger (Reprezentacja Izraela), Riko Tammepuu (Reprezentacja Estonii) oraz Antoine Quint (Grinta Team Noord). Na 6. rundzie odjazd zyskał minutę przewagi.

Na ostatniej lotnej premii po 3 sekundy sięgnął Dawid Rutkowicz, a za nim kreskę przecięli Marceli Pera i Wojciech Płonka. Te bonifikaty mogły być bardzo ważne, albowiem różnica między odjazdem a peletonem wzrosła na tyle, że uciekinierzy znaleźli się na czele wirtualnej klasyfikacji generalnej. 10 kilometrów przed metą różnica wzrosła już do 1:45 i jasnym się stało, że poznamy dziś nowego lidera wyścigu.

Na finiszu najlepszy z odjazdu okazał się być Roei Edinger, ale kolarz z Izraela miał nieco większą stratę i nowym liderem został 2. na mecie Szymon Bęben. Kolarz SMS Świdnica do ostatniego etapu przystąpi z tym samym czasem w klasyfikacji generalnej co broniący tytułu Marceli Pera (KTK Kalisz).

Wyniki 3. etapu 33. Pucharu Prezydenta Grudziądza:

Wyniki dostarcza FirstCycling.com

Transmisja:

Giro d’Italia 2024: Nowe stroje EF Education-EasyPost i Intermarche-Wanty

fot. Giro d'Italia

Niektóre drużyny wykorzystują wielkie toury do okazjonalnej zmiany swoich koszulek. W tym roku w odświeżonych strojach do Giro d’Italia przystąpią kolarze EF Education-EasyPost oraz Intermarche-Wanty.

Jutro rozpocznie się pierwszy wielki tour w tym sezonie – Giro d’Italia. Za nami prezentacja zawodników, podczas której mogliśmy zobaczyć nowe stroje EF Education-EasyPost oraz Intermarche-Wanty. Zawodnicy obu zespołów będą w nich rywalizować przez najbliższe trzy tygodnie.

Zmiana barw ekipy Jonathana Vaughtersa na Giro d’Italia staje się już małą tradycją. Wszystko z powodu różowego koloru, który – ze względu na maglia rosa – musi zostać zastąpiony innymi. Tym razem drużyna EF Education-EastPost zdecydowała się na czarno-żółto-różową wariację, którą można zobaczyć poniżej.

Na zmianę kolorów swoich trykotów zdecydowała się również ekipa Intermarche-Wanty, która w Giro d’Italia przystąpi w strojach z mocnymi niebieskimi akcentami. W ten sposób ekipa chce wyróżnić jednego ze swoich głównych sponsorów – Vini Fantini.

 

 

 

 

Katarzyna Niewiadoma wycofała się z La Vuelta Femenina 2024!

fot. Canyon//SRAM Racing

Niestety wczorajsza gorsza dyspozycja Katarzyny Niewiadomej na 5. etapie La Vuelta Femenina nie była tylko kwestią formy dnia. Polka z powodu choroby musiała wycofać się z hiszpańskiej etapówki.

Katarzyna Niewiadoma od ardeńskich klasyków cały czas pozostawała lekko chora. 29-latka mimo tych przeciwności i braku możliwości regularnego trenowania stanęła na starcie La Vuelta Femenina, gdzie przez pierwsze dni nawiązywała równą walkę z rywalkami zajmując m.in. 4. miejsce w drużynowej jeździe na czas oraz 4. lokatę na 2. etapie. Po 5 dniach Polka cały czas utrzymywała się w czołowej „10” – konkretnie zajmowała 8. pozycję w klasyfikacji generalnej.

Canyon//SRAM Racing ogłosiło jednak, że Polka nie była w stanie stanąć dziś na starcie z powodów zdrowotnych. Teraz przed 29-latką czas na pełne wyzdrowienie i zbudowanie formy przed kolejnymi celami tego sezonu – m.in. Igrzyskami Olimpijskimi. Wraz z Katarzyną Niewiadomą peleton La Vuelta Feminina opuściła dziś także m.in. również chora Gaia Realini (Lidl-Trek).

Rick Zabel kończy karierę

1
fot. Tour de Yorkshire

Kolejny kolarz podjął decyzję o zakończeniu przygody z zawodowym kolarstwem. Peleton opuszcza Rick Zabel, który zapowiedział już swój ostatni start – ten będzie miał miejsce pod koniec maja.

30-letni Rick Zabel kończy zawodową karierę. Niemiec podczas swojej przygody z seniorskim kolarstwem reprezentował kolejno Rabobank Development Team (2012-13), BMC Racing Team (2014-16), Team Katusha Alpecin (2017-19) i Israel – Premier Tech (2020-24). W barwach klubowych już go nie zobaczymy – jego ostatnim wyścigiem był Paryż-Roubaix, acz Niemiec chce jeszcze stanąć jako członek kadry narodowej na starcie Rund um Köln – domowej dla niego jednodniówki zaplanowanej na 26 maja.

Kariera Ricka Zabela nie była wybitna, acz miała swoje momenty. 30-latek, który przez lata był porównywany do dużo słynniejszego ojca Erika, odniósł w sumie 2 zawodowe zwycięstwa – na etapach Tour de Yorkshire i Int. Österreich-Rundfahrt. Poza tym Rick Zabel wygrał Ronde van Vlaanderen do lat 23, a także bywał 2. w worldtourwych Eschborn-Frankfurt i na etapie Amgen Tour of California czy zajął 3. lokatę na odcinku Tirreno-Adriatico.

Po trzynastoletniej karierze kolarskiej moja przygoda dobiega końca. To był naprawdę fajny czas. Jestem dumny z tego, co osiągnąłem w swojej karierze i szczęśliwy ze wszystkiego, czego mogłem doświadczyć. Poznałem wspaniałych ludzi. Nie mogę się doczekać, aż po raz ostatni przypnę numer na koszulce podczas mojego domowego wyścigu w Kolonii i okolicach. Wtedy zacznie się nowy rozdział w moim życiu

— przyznawał Rick Zabel.

To nie pierwszy zawodnik, który ogłosił zakończenie kariery podczas sezonu 2024. Wcześniej uczynili to m.in. Rigoberto Urán, Simon Geschke, Robert Gesink, Julien Simon, Alexis Vuillermoz czy Luis Ángel Maté.

Męski komplet dresowy – nie tylko na sportowo

0
komplet dresowy w Answear
komplet dresowy w Answear

Choć jeszcze jakiś czas temu komplety dresowe wykonane z miękkiej bawełny stanowiły odzież kojarzoną stricte z aktywnością fizyczną lub wygodnym outfitem domowym, dziś często stanowią bazę stylizacji streetwearowej. Jakie komplety dresowe dla mężczyzn będą na topie w tym sezonie? Z czym je łączyć, by stworzyć świeże, intrygujące stylizacje? Podpowiadamy!

Wygodne, elastyczne spodnie i miękka bawełniana bluza rozpinana lub z kapturem – taki zestaw wykorzystasz zarówno do joggingu, jak i podczas codziennych zakupów. Męskie komplety dresowe są na tyle uniwersalne, że bez trudu dostosujesz swój outfit do okoliczności. Sprawdź, jak nosić modne dresy męskie i jakie modele są szczególnie polecane przez projektantów!

Komplety dresowe na co dzień – jak je nosić?

Każdy mężczyzna powinien mieć w swojej garderobie przynajmniej jeden uniwersalny outfit na różne okazje. Warto więc zakupić komplet dresowy w Answear, gdzie znajdziesz męskie zestawy w różnych odsłonach zarówno od sportowych marek, jak i projekty znanych domów mody. Możesz na przykład zdecydować się na klasyczny komplet dresowy utrzymany w jednolitej kolorystyce z bluzą wkładaną przez głowę albo wybrać nieco bardziej wyrazistą opcję – dwukolorowy zestaw z rozsuwaną górą i lampasami.

Dresy męskie na różne okazje

Najlepszą cechą uniwersalnych kompletów dresowych jest to, że możesz je nosić tak, jak chcesz. Idąc na jogging czy na siłownię, robiąc zakupy, spacerując w parku czy jadąc w dłuższą trasę samochodem – w stylowym dresie zawsze będziesz wyglądał modnie i czuł się komfortowo. Aby dopełnić stylizacji i dobrać odpowiednie akcesoria, zajrzyj do sklepu internetowego Answear – modne ubrania, buty i dodatki czekają na odkrycie!

Athleisure – styl casualowo-sportowy

Athleisure to nowoczesny trend, który łączy w sobie sportowe stylizacje z miejskim lookiem. Męski komplet dresowy może być w tym przypadku idealną bazą outfitu na różne okazje. Zestawiając spodnie od dresu z T-shirtem i skórzaną kurtką, marynarką lub bomberką, sprawisz, że całość nabierze ciekawego, niebanalnego charakteru.

Jakie dodatki do kompletu dresowego?

W zależności od okazji komplet dresowy możesz połączyć z koszulką typu polo lub casualową koszulą. Jeśli chodzi o buty, doskonale sprawdzą się klasyczne sneakersy czy trampki, ale także trapery na grubszej podeszwie. Świetnym uzupełnieniem stylizacji sportowo-casualowej będzie czapka z daszkiem lub popularna beanie.

Jakie komplety dresowe wybierać w tym sezonie?

Niesłabnącą popularnością wśród męskich kompletów dresowych cieszą się te jednolite, utrzymane w stonowanej kolorystyce. Jeśli jednak lubisz się wyróżniać, możesz wybrać zestaw dwukolorowy lub ozdobiony firmowymi napisami czy lampasami. Zwróć też uwagę na krój i fason. Spodnie z kieszeniami czy bluzy ze stójką będą w tym sezonie szczególnie pożądane. Na stronie Answear.com znajdziesz szeroki wybór kompletów dresowych dla mężczyzn!

Red Bull sponsorem tytularnym BORA-hansgrohe od Tour de France 2024

0
fot. BORA-hansgrohe/Sprint Cycling Agency

Ekipa BORA-hansgrohe oficjalnie poinformowała o zmianach w nazwie zespołu. Zgodnie z medialnymi doniesieniami, sponsorem tytularnym drużyny od Tour de France 2024 będzie firma Red Bull, główny udziałowiec zespołu. Już za niespełna 2 miesiące, dobrze znana formacja będzie nosiła nazwę Red Bull – BORA – hansgrohe.

Niespełna 2 miesiące temu media informowały o zmianach w nazwie ekipy BORA-hansgrohe, do których miało dojść od rozpoczęcia tegorocznego Tour de France. Głos w tej sprawie zabrała zainteresowana drużyna, która poinformowała o dołączeniu firmy Red Bull do grona głównych sponsorów.

Od początku Wielkiej Pętli, zespół będzie nosił nazwę Red Bull – BORA – hansgrohe. Zmienią się również jego barwy.

– Jestem bardzo wdzięczny wszystkim trzem sponsorom tytularnym. To jasne, że mamy jeden cel i wizję, kiedy spojrzy się na to, jak szybko doszliśmy do porozumienia w kwestii tej współpracy. Bez firm BORA i hansgrohe nie doszlibyśmy do tego poziomu. Red Bull jest otwarty na współpracę z obiema firmami. Razem przeżyjemy wiele świetnych chwil

– mówił Ralph Denk na temat współpracy ze sponsorami tytularnymi.

– Razem z BORA i hansgrohe osiągnęliśmy niezwykły poziom. Chcemy wygrywać również w przyszłości. Właśnie dlatego szukałem partnera, który pasuje do mnie i do drużyny, podziela naszą wizję oraz działa innowacyjnie. Znamy Red Bull jako partnera od trzech lat, to firma kojarzona z działalnością sponsorską i rozwojem, jak żadna inna. Teraz dostaliśmy się do świata Red Bulla. Ta wiedza jest wyjątkowa w świecie sportu, nie możemy się doczekać korzystania z niej i wspólnego robienia kolejnych kroków

– dodał.

Celem Red Bull – BORA – hansgrohe będzie zostanie najlepszą kolarską ekipą na świecie. Drużyna liczy również na rozwój młodych zawodników. Już teraz firma Red Bull wspiera niemiecką drużynę pod kątem skautingu – dodatkowo cały czas funkcjonuje juniorski klub GRENKE – Auto Eder, z którego wywodzi się wielu worldtourowych zawodników.

Zespół Ralpha Denka planuje również powołanie drużyny dla kolarzy do lat 23, co będzie miało za zadanie umożliwienie im płynnego przejścia do najwyższej dywizji.

Najnowsze artykuły

Ronde de l’Isard 2024: Sam Maisonobe z życiowym sukcesem

Sam Maisonobe (Vendée U) wygrał po solowym ataku trzeci etap Ronde de l’Isard. Liderem wyścigu pozostał Jørgen Nordhagen (Team Visma | Lease a Bike...

Polecane artykuły

Dorwać ten dublet – o tych, którzy chcieli być jak Pantani

Już 26 lat czekamy na to, by grono kolarzy, którzy w jednym roku wygrali Giro d’Italia i Tour de France zwiększyło się do ośmiu. Czy Tadej Pogačar będzie tym, który pr...