Giro d'Italia 2024 / RCS Sport

Tuż po etapie zacytowaliśmy Państwu wypowiedź najlepszego na 4. etapie Jonathana Milana, ale na tym nie kończyły się rozmowy z zawodnikami na temat przebiegu i końcówki tamtego odcinka. Dziennikarze przepytali wielu kolarzy, a poniżej znajdą Państwo cytaty z szóstki z nich.

Czytając kolejne wypowiedzi kolarzy po 4. etapie Giro d’Italia można dojść do jednego wniosku – najlepszym sportowcom nie podobała się końcówka prowadząca zjazdem prosto na finisz. Narzekali na to praktycznie wszyscy – sprinterzy, faworyci klasyfikacji generalnej czy po prostu szeregowi pomocnicy. Jednym z mocniej wypowiadających się zawodników był Phil Bauhaus.

Szczerze mówiąc, nie jestem fanem takich końcowek jak dzisiaj. Zjeżdżamy całym peletonem z prędkością ponad 80 kilometrów na godzinę. To nie jest konieczne, prawda? W pewnym momencie dla mnie ważniejsze było to aby wszyscy przetrwali bez kraksy niż jakikolwiek wynik. Wszyscy podejmujemy duże ryzyko, ponieważ każdy zespół potrzebuje zwycięstw. Wiem, że sprinty grupowe są zawsze niebezpieczne, ale żeby dokładać do tego zjazd… Miałem założoną koronkę 58. Mój mechanik powiedział, że od 26 lat nie zakładał takiego przełożenia w rowerze

— mówił 3. na kresce Phil Bauhaus.

Drugi na mecie Kaden Groves nie miał innej opinii. Australijczyk z Alpecin-Deceuninck był co prawda nieco bardziej powściągliwy w słowach, ale ogólny sens jego wypowiedzi jest podobny co Niemca.

To był naprawdę bardzo intensywny sprint. Jechaliśmy bardzo szybko, a wszystkie drużyny walczyły o pozycje. Momentami było to dość przerażające. Swoją cegiełkę dołożyło też to, że wiatr nam sprzyjał. Ja się cieszę, że wszyscy są cali, a moje nogi są coraz lepsze. Czuję pewność siebie zespołu. Z niecierpliwością czekamy na kolejne dni

— krótko mówił Kaden Groves.

5. metę przeciął Tim Merlier (Soudal Quick-Step), który jeszcze przed startem tego etapu był dość krytyczny dla końcówki po Capo Mele. Ostatecznie Belg nie zdołał powtórzyć swojego zwycięstwa z dnia poprzedniego i stracił koszulkę lidera klasyfikacji punktowej.

Jestem szczególnie szczęśliwy, że żyję, ponieważ na kilometr przed metą zobaczyłem dwóch kolarzy ramię w ramię. Jeden prawie przeleciał przez płot. Zacząłem z nerwów sprint przedwcześnie, prędkość była bardzo duża. Przez chwilę myślałem, że mogę wygrać, ale do mety było jeszcze trochę za daleko. Jestem trochę rozczarowany. Dziś można było wygrać, ale było bardzo nerwowo i trochę zbyt niebezpiecznie. Ale cóż, to część mojej pracy

— dodawał od siebie Tim Merlier.

Niewiele zabrakło, a wszystkich sprinterów pogodziłby Filippo Ganna. Włoch zaatakował na Capo Mele, szczyt osiągnął kilka sekund przed peletonem i zjazdy pokonał na czele. W samej końcówce Włoch był jednak zbyt wolny w stosunku do szalenie szybko pędzącego peletonu.

Imponujący atak? Nie było to zbyt imponujące, inaczej bym wygrał. Jestem więc rozczarowany. Atak nie był zaplanowany, po prostu tak się stało. Ostatecznie jednak ostatnie słowo należało do sprinterów. Gdybym odskoczył trochę bliżej szczytu, kto wie… Może by mi się to udało

— mówił dziennikarzom Rai Filippo Ganna.

Zupełnie z innej perspektywy finisz oglądał za to Tadej Pogačar. Słoweniec nie mieszał się w walkę i metę przeciął bezpiecznie, w głębi grupy, dokładnie na 30. pozycji. Lider wyścigu też był nieco rozczarowany takim poprowadzeniem finału.

To był stosunkowo spokojny dzień, zwłaszcza że zespół wykonał dobrą robotę. Zapewnili mi bezpieczeństwo, także to był dla nas dobry dzień. Molano upadł na 15 kilometrów przed metą, więc zrezygnowaliśmy z wyprowadzania go. To byłoby zbyt niebezpieczne, nawet gdyby Molano był w pełni sił. Na szczycie Capo Mele zjechałem w głąb grupy i tylko obserwowałem ten chaos przede mną

— zdradzał Tadej Pogačar.

Kolejny raz do walki nie włączył się za to Fabio Jakobsen. Tym razem 27-letni Holender zdołał chociaż dojechać do mety w peletonie, choć nie było to wcale pewne. Tylko dzięki wielkiej pracy swoich kolegów z Team dsm-firmenich PostNL sprinter tej ekipy wrócił do głównej grupy, albowiem wcześniej odpadł od niej na przeszło 100 kilometrów przed metą na dość łagodnej górskiej premii pod Colle del Melogno (7,5 km; 4,8%).

Chłopcy jechali dobrze, ale było bardzo nerwowo i na zjazdach doszło do wielu wypadków. Poradziliśmy sobie dobrze, ale myślę, że finał był trochę za trudny dla Fabio. Stracił zbyt wiele pozycji na szczycie wspinaczki pod Capo Mele. Został przeprowadzony przez swoich kolegów z drużyny, ale później uderzono go na 500 metrów przed metą i jego sprint dobiegł końca. Do tego straciliśmy dziś jednego kolarza. Szkoda, że ​​Bram Welten musiał wrócić do domu przed startem z powodu choroby. Nie możemy nic z tym zrobić, ale jest to duża strata dla zespołu. To było trochę przygnębiające

— mówił dyrektor sportowy Team dsm-firmenich PostNL Matt Winston.


Wszystko o 107. Giro d’Italia:

Poprzedni artykułSamo Tirreno – zapowiedź 5. etapu Giro d’Italia 2024
Następny artykułTour de Hongrie 2024: Sam Welsford triumfuje w cieniu kraksy
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments