Foto: Paryż - Nicea

Za nami tydzień, na który czekało naprawdę wielu kibiców kolarstwa. Dwie bardzo ważne imprezy etapowe, pojedynek Tadeja Pogačara i Jonasa Vingegaarda, powrót na szosy Primoža Rogliča. Teoretycznie miało być pięknie, acz patrząc w przeszłość z perspektywy czasu czuć pewien niedosyt.

Duże wyścigi zazwyczaj unikają nakładania się na siebie w kalendarzu Międzynarodowej Unii Kolarskiej. Jest od tej zasady jednak jeden wielki wyjątek – Paryż-Nicea i Tirreno-Adriatico. Choć teoretycznie powinno to sprawiać, że ciężko będzie się oderwać od telewizora to paradoksalnie mam wrażenie, że przez ostatnie kilka dni odpocząłem od kolarstwa – często w godzinkę można było „obskoczyć” obie końcówki, a wcześniej nie opłacało się odpalać, bo ktoś z moich kolegów mi zawsze meldował, że jeszcze nic się nie dzieje.

Czegoś zabrakło

Być może wszystko polega na tym, że im bardziej nadmucha się balonik oczekiwań, tym bardziej potem człowiek jest rozczarowany jak wszystko będzie standardowe. Nie chcę mówić, że pojedynek Tadeja Pogačara i Jonasa Vingegaarda podczas Paryż-Nicea był nudny, ale… chyba każdy oczekiwał czegoś więcej. Raz zaatakował Duńczyk, który jednak później mocno osłabł, a w kolejnych dniach mieliśmy już wyjątkowo jednostronne show. Do tego ta jazda drużynowa na czas, która miała być nowością, a w sumie pominąwszy rozprowadzanie się na ostatnich 2-3km to nie zmieniła nic od klasycznego formatu.

Znużeni Paryż-Nicea kibice mogli odpalać transmisje z Tirreno-Adriatico… ale tam było równie jednowymiarowo. Tym, co zapamiętam z tego tygodnia to będzie widok Enrica Masa, który zaginał się w walce na kreskę, a z jego koła bez najmniejszego problemu wyszedł Primož Roglič i zgarnął swój kolejny etap. Ile bym dał, żeby znów były podczas Wyścigu Dwóch Mórz emocje jak w 2021 roku…

fot. Tirreno-Adriatico
Klimat się zmienia

Czy kiedyś odwoływano wyścigi? Oczywiście. Czy działo się to aż tak często jak teraz? Na ile moja pamięć sięga to mam wrażenie, że nie. Klimat się zmienia, a wraz z tymi procesami coraz częściej jesteśmy świadkami nieprzewidywalnych i skrajnych sytuacji pogodowych. Niestety w połączeniu z wydłużającym się kalendarzem startów sprawia to, że coraz częściej będziemy świadkami odwoływania kolejnych wyścigów i etapów. GP Oetingen, Drentse Acht van Westerveld, 6. etap Paryż-Nicea – to tylko niektóre z wydarzeń, które nie doszły w tym tygodniu do skutku.

fot. Elisa Balsamo/Twitter
Bartłomiej Proć – solidna stabilizacja

Aż ciężko mi w to uwierzyć, ale swój akapit w artykule innym niż Naszosowe podsumowanie sezonu otrzymał Bartłomiej Proć. Nie należałem do osób wierzących w duży rozwój 23-latka, acz gdy ten wyszedł w Santic-Wibatech z cienia Bartosza Rudyka (który przeszedł do Voster ATS Team) to jego wyniki naprawdę mogą robić wrażenie. Bartłomiej co roku robił jakieś fajne wyniki – rok temu solidnie pojechał Dookoła Mazowsza + Puchar MON, a w tym drugim był nawet sklasyfikowany na 2. miejscu. Tegoroczna „kampania chorwacka” 23-latka pokazuje jednak, że progres cały czas trwa, a 4 finisze w top6 nie mogą być dziełem przypadku. Chyba mamy kolejnego solidnego sprintera na poziomie kontynentalnym.

fot. Istrian Spring Trophies
Będzie dobrze?

Chyba jestem łatwowiernym człowiekiem, ale cóż… tak już mam. Wziąłem w tym tygodniu udział w konferencji prasowej Polskiego Związku Kolarskiego, gdzie prezes Rafał Makowski i dyrektor sportowy Marek Rutkiewicz najpierw opowiedzieli o tym co było, następnie zarysowali plany na przyszłość i zmierzyli się z pytaniami zgromadzonych dziennikarzy. Oczywiście zabrakło tych, co kręcą na co dzień najwięcej afer i szukają sensacji, ale może to i dobrze, bo dzięki temu na spokojnie padło sporo potrzebnych słów.

Czy jest w naszym kolarstwie dobrze? Zdecydowanie nie. Czy może być lepiej? Zdaje się, że wciąż istnieją na to perspektywy. Dzięki zewnętrznemu finansowaniu nasi orlicy, orliczki czy juniorzy mogą liczyć na fajne kalendarze startowe, a sam Związek ma szansę wyjść na prostą. Ja wciąż wierzę i obym nie musiał odszczekiwać tych słów za 1,5 roku – osobiście liczę, że sprawy finansowe uporządkują się do końca tego roku, a Igrzyska Olimpijskie w Paryżu będą dla PZKol takim wydarzeniem, po którym wizerunek tej organizacji zacznie się powoli ocieplać w społeczeństwie.

fot. Polski Związek Kolarski

Zgadzacie się z moimi opiniami? Zapraszam do dyskusji, a ja w wolnym czasie spróbuję wejść w polemikę z każdym komentarzem, który do takowej w jakiś sposób zaprosi. I, mam nadzieję, do usłyszenia (przeczytania?) za tydzień – do omówienia będzie przede wszystkim Mediolan-San Remo, ale kto wie co jeszcze zaskakujący świat kolarstwa nam przyniesie.

Wcześniej w cyklu:

06.03.2023 – Subiektywnym okiem #3: Ah ten doping
27.02.2023 – Subiektywnym okiem #2: Bez transmisji nie ma kolarstwa
20.02.2023 – Subiektywnym okiem #1: Zimowe kolarstwo też może być piękne

Poprzedni artykułTour de France 2024: Zaprezentowano trudne profile dwóch ostatnich etapów
Następny artykułMichael Matthews z pozytywnym wynikiem testu na koronawirusa
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
11 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Julian
Julian

Z tą wiarą w PZKOl to oczywiście żart? Przecież toto trzeba zaorać

Albert
Albert

Problem z brakiem emocji i tym że z góry właściwie wiadomo kto wyścig wygra uważam jest podwójny. Pierwsze to że wyścigi są ustawione pod górali. I kto jest lekki i mocny na podjazdach wygrywa. To jest nudne i przewidywalne. Obserwujemy tylko jak najmocniejszy zawodnik po kolei urywa kolejnych kolarzy. Gdzie podziały się wyścigi z płaskimi etapami lub na ciekawej pętli z małymi hopkami lub etapy z podjazdem ale ze zjazdem i płaskim odcinkiem przed metą. Takie etapy kreują zupełnie innych bohaterów. Drugi problem to już pisałem w którymś komentarzu. To jest dalej marzec początek i wielu zawodników jest po prostu bez formy jeszcze. No nie można być w formie cały rok. I potem są takie pojedynki jak obserwowaliśmy ostatnio. Co do wiary w PZkol. to u Pana redaktora urzędowy optymizm chyba. PZkol do likwidacji!

kaszana
kaszana

Albert
„Gdzie podziały się wyścigi z płaskimi etapami”. Jest teki wyścig. Nazywa się Tour de Balon. Kaszana tak nudna, że nie da się oglądać. Ucieczka, koniec ucieczki, sprint, ziew

Szymon
Szymon

Czemu nie ma nic o Gaudau? Otworzył niesamowicie sezon i był w stanie nawet powalczyć z Pogačarem. Mocny kandydat do podium albo czegoś więcej w TDF

Julian
Julian

„PZKol do likwidacji i co dalej?” Powołuje się zarząd komisaryczny na 10 lat. Wyp. się wszystkich. I dotuje młodzież

Albert
Albert

Do pana Jakuba Jarosza .
Czy uważa Pan że utrzymywanie takiego stanu PZkol jaki jest dalej ma jaki kolwiek sens? Dla przykładu u mnie w mieście wojewódzkim trenerem klubu kolarskiego dalej jest osobą która była tym trenerem w latach 90. Sukcesów brak, schemat szkolenia młodzieży prawie taki sam jak wtedy. Szefami związku tu na miejscu są dwie osoby na zmianę od lat 90 kiedy ja trenowałem. Pieniędzy brak. Trener jeździ swoim prywatnym samochodem za zawodnikami. Klub nie ma pieniędzy na choćby dętki dla zawodników wszystko trzeba kupować samemu. Klub jest ,, zainteresowany ” tylko szosą a MTB dla niego nie istnieje. Jaką Pan widzi receptę na to jeśli nie rozwiązanie tego wszystkiego i rozpędzenie tych ,,kolesi” na 4 wiatry. Czy uważa Pan że reprezentacja to najważniejsza część tego czym powinien się zajmować PZkol. ? Ja widzę że interesuje ich tylko z kąd brać pieniądze. I ile brać za sędziowanie na zawodach. To by był ciekawy materiał na artykuł ile trzeba zapłacić kasy PZkol za sędziego na zawodach…A może boi się Pan wsadzać kij w szprychy i woli tylko ślizgać się po temacie. PZkol. to takie same problemy jak PZPN …dlatego moim zdaniem do likwidacji a w to miejsce znajdą się młodzi ludzie którzy lepiej tym pokierują.

Julian
Julian

Już był zdolny Botwina…. Skarula się słuchał… I tyle w temacie. Jeszcze 10 takich młodych i zdolnych? Bez żartów

Albert
Albert

Do Pana Jakuba Jarosza.
Znów po służę się przykładem z własnego podwórka aby pokazać Panu jak to według mnie powinno funkcjonować. U nas w mieście jest klub kolarski amatorski który został powołany od dolnie przez pasjonatów kolarstwa i ludzi jeżdżących na tak zwane ustawki. Spotykają się regularnie kilka razy w tygodniu, mają swoje logo, stroje, wyjeżdżają razem na zawody. Biorą też udział w życiu ,,miasta” . Członkami są między innymi byli zawodnicy klubu PZkol z naszego miasta. Paro krotnie była na forum dyskusja na temat szkolenia młodźieży. Niestety głosy są takie że klub amatorski nie może tego robić bo niema trenera z licencją PZkol, bo związek nie da na to ani grosza bo już w mieście jest klub PZKol. bo zawodnicy kategorii dzieci i młodzieży muszą mieć licencję PZKol aby startować. Słowem same tylko kłody pod nogi. W każdym większym mieście są takie organizacje jak u nas a może i lepiej zorganizowane. Dlaczego one nie mogły by wziąć na siebie części obowiązków z którymi nie radzi sobie PZKol. Ja wcale nie krytykuje wszystkiego i nie neguje proszę mnie źle nie zrozumieć. Ja poprostu od lat 90 kiedy trenowałem czekam na jakiś cud w PZkol i widzę tylko że nic się nie zmienia…a to mnie bardzo smuci. Może w końcu doczekam się zmian. Oby Pana optymizm był uzasadniony. Pozdrawiam