fot. Jumbo-Visma

Kurz już opadł, co miało zostać powiedziane to prawdopodobnie zostało, pora zatem ostatni raz rzucić okiem na 78. edycję La Vuelta a España. Co warto zapamiętać z tych trzech tygodni ścigania na hiszpańskich szosach zakończonych niesamowitym trypletem kolarzy Jumbo-Visma?

Od 1966 roku czekaliśmy na sytuację, w której jeden zespół zajął wszystkie miejsca na podium Wielkiego Touru. Ponownie miało to miejsce w ramach La Vuelty, choć tym razem okoliczności były zupełnie inne. Przeszło pół wieku temu mieliśmy bowiem do czynienia z bardzo specyficznym wyścigiem, gdzie na mecie niemal 20% stawki stanowili zawodnicy Kas – Kaskol, którzy zajęli 6 z 7 pierwszych pozycji. W dzisiejszych czasach coś takiego jest niewyobrażalne, acz i wyczyn Jumbo-Visma z pewnością na długo zapisze się w historii kolarstwa.

Plan zrealizowany w 110%

Gdy po Tour de France pojawiły się informacje, że Jumbo-Visma szykowało się do wygrania wszystkich 3 Wielkich Tourów w jednym roku można było rzec, że włodarze tej ekipy są szalenie ambitni. Na La Vueltę desygnowani zostali jednak tak wielcy kolarze, że można było śmiało wierzyć w powodzenie tego planu – Primož Roglič i Jonas Vingegaard mieli stanowić o sile holenderskiego zespołu, a wspierać miał ich szalenie mocny skład, w tym gwarant sukcesów tej ekipy, czyli Sepp Kuss.

Co było dalej każdy już wie – Amerykanin dzięki ucieczce został liderem, a jego dwaj liderzy raz po raz dystansowali rywali. Etap do Col du Tourmalet okazał się być prawdziwym popisem jednej drużyny, który na zawsze przejdzie do historii kolarstwa. Później były kolejne udane dni dla Jumbo-Visma, aż dotarliśmy do etapu, że dyskusja nie dotyczyła tego czy wygrają, ale za pomocą kogo to osiągną. I tylko zwolennicy sportowej rywalizacji mogą nie być ukontentowani – czyżbyśmy znaleźli zespół, który taktykę „betonowania” wyścigu znaną z czasów Team Sky wzniósł na wyższy, nierealny wręcz poziom?

fot. Jumbo-Visma
Wszystko jest w głowie

Stukający się w kask Remco Evenepoel idealnie pokazał co jest kluczem do zwycięstwa w Wielkim Tourze. Broniący tytułu Belg zaliczył „tylko” jeden dzień słabości, ale to podczas wyścigu trzytygodniowego wystarcza by wypaść na dobre z walki o wysokie miejsca. Nie on pierwszy, nie ostatni zmierzył się z kryzysem, ale ten potrafił przekuć w coś nowego – walkę o etapy i trykot górala. Ostatecznie lider Soudal – Quick Step wraca do domu z aż 3 zwycięstwami i koszulką, a zatem można uznać, że wyciągnął on z tego wyścigu tyle, ile tylko się dało.

Foto: La Vuelta
Kolejka do liderowania

Nie tylko Jumbo-Visma pojawiło się na starcie z niejedną opcją na klasyfikację generalną. Taką samą taktykę miała także drużyna UAE Team Emirates, która próbowała pogodzić interesy Juana Ayuso i João Almeidy. Do układanki tego zespołu nagle dołączył się jeszcze Marc Soler i można było odnieść wrażenie, że w czołówce w kluczowych momentach oglądamy tylko 2 zespoły. Holenderska ekipa zgarnęła finalnie triumfy w wszystkich 3 Wielkich Tourach przy pomocy 3 różnych zawodników, a to samo osiągnięcie w klasyfikacjach młodzieżowych zrobili ich rywale z UAE Team Emirates. Tylko tu ambicje zapewne były zupełnie inne.

fot. UAE Team Emirates
Złoto dla wytrwałych, czyli skarby dla uciekinierów

Coraz częściej w nowoczesnym kolarstwie oglądamy tzw. „dwa wyścigi”. Tegoroczna La Vuelta nie wyłamała się z tego schematu, acz zwycięzcy z odjazdów zdecydowanie nie byli przypadkowymi kolarzami. Remco Evenepoel już został omówiony, ale swoje skalpy zgarnęli także bardzo doświadczeni Wout Poels, Rui Costa czy Jesús Herrada. To pokazuje, że w kolarstwie jest coraz mniej miejsca na niespodzianki, a przynajmniej wśród harcowników. Sukces Geoffrey’a Soupe jest bowiem czymś, co nadal ciężko objąć umysłem.

Foto: La Vuelta / Sprint Cycling
Nieczyści, ale skuteczni

Za nami kolejny wyścig, w którym sprinty zostały mocno zdominowane przez ekipę Alpecin-Deceuninck, której pracę wykańczał trzykrotnie najlepszy Kaden Groves. Szkoda tylko, że i tym razem belgijski zespół pozostawił po sobie nieco kontrowersji, a czystość jazdy ich pociągu pozostawiała co nieco do życzenia. Dobrze, że m.in. w Íscar nikt się nie połamał.

fot. La Vuelta
Ugaszony pożar

Po pierwszych kilku dniach zmagań wydawało się, że głównym tematem rozmów do samego końca wyścigu mogą być kolejne wpadki, niedociągnięcia czy wręcz błędy organizatorów La Vuelty. Z czasem jednak aspekt sportowy przezwyciężył dyskusje o rzeczach, które powinny być w tle i dobrze. Organizator zadeklarował, że zamierza wyciągnąć wnioski i trzeba wierzyć, że nie będziemy już oglądali tak wielkich niedociągnięć jak ściganie po zmroku, spisywanie wyników z filmów kręconych przez widzów, dziwnych neutralizacji czy wypadków za linią mety.

fot. Soudal – Quick Step / Getty Images
Równomierny rozkład akcentów

Odeszliśmy od czasów, gdzie poszczególne tygodnie były dedykowane różnego typu zawodnikom. La Vuelta kolejny raz zaplanowała ciężkie podjazdy już na pierwszą część zmagań i wydaje się, że ponownie się to sprawdziło. Sprinterzy, którzy mieli szanse i w ostatnim tygodniu, dzielnie przejechali cały wyścig zamiast się wycofywać po tygodniu, a śledzący klasyfikację generalną mieli powody do odpalania odbiorników przez całe 3 tygodnie. Tak trzeba robić!

Foto: La Vuelta

Vuelta a España 2023:

Poprzedni artykułCopernicus CCC Toruń oficjalną młodzieżówką Bahrain-Victorious
Następny artykułSepp Kuss kończy sezon: „Wolę skończyć hukiem”
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments