Wielu zawodników wciąż boryka się z kontuzjami odniesionymi w kraksie na czwartym etapie Itzulia Basque Country. Jednym z nich jest Steff Cras z ekipy TotalEnergies. „Myślałem, że to koniec” – mówił Belg w rozmowie ze Sporzą.
Kilkunastu kolarzy ucierpiało w poważnej kraksie na jednym ze zjazdów podczas czwartego etapu Itzulia Basque Country. Zawodnicy przestrzelili zakręt i wypadli z trasy, lądując w okolicznym lesie lub w betonowym rowie. Jednym z poszkodowanych był Steff Cras, ścigający się w barwach TotalEnergies.
Belg doznał złamania kręgów, żeber oraz odmy opłucnowej. W rozmowie ze Sporzą, 28-letni kolarz wrócił do upadku sprzed kilku tygodni.
– Wyglądało to tak, jakbym siedział w wannie. Gdybym wpadł w betonowy przepust, mogłoby mnie tu już nie być. Przez pierwsze 30 sekund nie mogłem oddychać, czułem się tak, jakbym się dusił. Myślałem, że to koniec, ale po około pół minuty płuco trochę się otworzyło i mogłem złapać oddech
– opisywał Steff Cras.
– Myślę, że powodem było połączenie złej nawierzchni i bardzo wysokiej prędkości. W każdym razie, zakręt nie był dobrze oznaczony, można było zabezpieczyć betonowy rów. W komunikacie przed etapem również nie pojawiła się żadna informacja na temat tego zakrętu
– mówił Belg, dodając, że część winy spoczywa na pędzących zawodnikach.
W tej chwili Steff Cras dochodzi do siebie po poważnym wypadku i kręci pierwsze kilometry na trenażerze. Nie wiadomo, kiedy wróci do pełni sił i ponownie stanie na starcie, jednak najważniejszy jest powrót do zdrowia.
Belgijski zawodnik, dobrze radzący sobie w górach, ma za sobą dwa najlepsze sezony w karierze, podczas których regularnie plasował się w szerokich czołówkach wyścigów etapowych. W ubiegłym roku zajął 11. miejsce w generalce Vuelta a Espana, był, także piąty w Vuelta Asturias.
