fot. Wydawnictwo SQN

Ryszard Szurkowski to zdaniem wielu najlepszy polski kolarz szosowy w historii. Trzy mistrzostwa świata amatorów, dwa olimpijskie medale, cztery zwycięstwa w Wyścigu Pokoju i aż 15 zwycięstw etapowych Wyścigu Dookoła Polski – najwięcej w historii. Całej imprezy nigdy jednak nie wygrał, a ostatnią próbę podjął w 1984 roku…

Jak to się w ogóle stało, że Szurkowski nigdy nie zatriumfował w zawodach, zwykle obsadzonych zdecydowanie słabiej niż wygrywany przez niego seryjnie Wyścig Pokoju? W swojej biografii pt. “Szurkowski. Wyścig” były kolarz tłumaczył to w ten sposób:

– W tamtych czasach [w Tour de Pologne – przyp. BK] rywalizowali ze sobą w mniejszym stopniu pojedynczy kolarze, a w większym zespoły liczniejsze niż w Wyścigu Pokoju. Kolarze, którzy jeździli wspólnie w kadrze narodowej, stawali po przeciwnych stronach barykady. Jeden lider mógł mieć i 20 innych kolarzy do pomocy. Cel jest taki sam, a taktyka zupełnie inna.

Mimo wszystko “Szur” wielokrotnie był bliski osiągnięcia finalnego sukcesu. Już w swoim pierwszym starcie – w 1968 roku odniósł pierwsze zwycięstwo etapowe i przez moment zajmował nawet trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. Później trochę osłabł, ale i tak na koniec udało mu się utrzymać w czołowej „10” – całkiem dobrze jak na 22-latka dopiero rozpoczynającego swoją karierę. 

Zresztą – ta kariera rozkręcała się naprawdę szybko, bo już w maju kolejnego roku był drugi w Wyścigu Pokoju i na Tour de Pologne jechał jako jeden z głównych faworytów do końcowego sukcesu. Wygrać mu się nie udało, ale załapał się na podium, co zawdzięczał m.in. układowi zawartemu z Zygmuntem Hanusikiem i Wojciechem Matusiakiem – kolegami z reprezentacji Polski (choć akurat wtedy wszyscy jeździli dla swoich klubów) przed ostatnim etapem. Ich współpraca zaowocowała tym, że każdy z nich zakończył imprezę na podium – Matusiak wygrał, Hanusik był drugi, a Szurkowski trzeci.

Jak się okazało, na podium zameldował się później już tylko raz – w 1973 roku. To właśnie wtedy był najbliższy zwycięstwa. Wyścig miał 11 etapów, a on wygrał… aż 5 z nich. Przez trzy dni był liderem i w pewnym momencie miał nawet półtorej minuty przewagi nad drugim zawodnikiem – Dieterem Gonschorkiem. Jednak kłopoty organizacyjne na 8. etapie, wskutek których peleton przez długi czas nie wiedział, ile wynosi strata do ucieczki, spowodowały, że stracił koszulkę lidera. Natomiast, gdy próbował ją odzyskać na rozgrywanej ostatniego dnia ścigania czasówki, z jego koła zaczęły wypadać szprychy i w efekcie nie udało mu się wyprzedzić prowadzącego w „generalce” Lucjana Lisa.

Kolejnych miejsc na podium już nie było, a swój ostatni na długi czas start w Tour de Pologne legendarny polski kolarz zanotował w 1979 roku. Choć czuł się wtedy bardzo mocny, to rywale robili wszystko, by skasować każdy odjazd z jego udziałem. Wtedy zmienił plan – zaproponował pomoc Henrykowi Charuckiemu – koledze z Dolmelu Wrocław. Efekt? Charucki wygrał wyścig z blisko dwuminutową przewagą nad drugim Januszem Kowalskim i osiągnął sukces, którego w palmares Szurkowskiego będzie brakowało do końca kariery.

Powrót króla

Bo choć Szurkowski wciąż się ścigał, to, podobnie jak zdecydowana większość najlepszych polskich kolarzy, wyjechał do Francji.

Dla polskiego kolarstwa “amatorskiego” nadeszły chude czasy. Wcześniej byliśmy właściwie jak kolarze zawodowi – płacono nam za ściganie się na rowerze. Różnił się tylko system, w jakim dostawaliśmy pieniądze. Oni brali je bezpośrednio od zespołu, natomiast nam płacił zakład, do którego należał klub, dla którego jeździliśmy. Niestety, krótko po igrzyskach w Moskwie sytuacja mocno się skomplikowała. Doszło do reorganizacji systemu i w praktyce zawodnicy aby się utrzymać, potrzebowali stypendiów, a te przysługiwały tylko kolarzom do 23 roku życia. Najlepsi powyjeżdżali więc do Francji – Szurkowski, Brzeźny, Czaja itd…

Ja opuściłem Polskę nieco później niż oni, bo dopiero w 1982 roku. I w ostatnim sezonie na własnej skórze odczułem, jak działał nowy system. Choć osiągałem dobre wyniki i wcale nie byłem stary – miałem 26 lat, to wszystkie zgrupowania, przygotowania musiałem sobie opłacać sam… Jakoś dawałem sobie radę, bo dzięki kilku zagranicznym zwycięstwom w poprzednich latach udało mi się trochę odłożyć, ale na dłuższą metę trudno byłoby mi tak funkcjonować – gdyby nie wyjazd do Francji, w końcu musiałbym zakończyć karierę

wspomina dziś Charucki. 

Cytowany były kolarz wylądował, podobnie jak Szurkowski i kilku innych rodaków w… AJ Auxerre – tego samego, w którego piłkarskiej sekcji błyszczeli Paweł Janas i Andrzej Szarmach. Błyszczeli również polscy kolarze – Musieliśmy wygrywać, po to nas przecież ściągali. Po co mieli zatrudniać przeciętniaków z zagranicy, skoro mieli tak wielu swoich zawodników? – pyta retorycznie Charucki. I Szurkowski przeciętniakiem zdecydowanie nie był. W książce “Szurkowski. Wyścig” Stanisław Czaja wspominał, że był taki sezon, w czasie którego czterokrotny zwycięzca Wyścigu Pokoju wygrał… 12 razy z rzędu. W końcu jednak, w 1984 roku postanowił wrócić do kraju.

Wiosną wystąpił jeszcze w paru wyścigach, ale później opuścił Francję. Nigdy nie rozmawialiśmy o przyczynach, ale to była już końcówka jego kariery. Myślę że po prostu chciał przypomnieć się kibicom, jakoś się z nimi pożegnać, na pewno nie myślał jednak już wówczas o zwycięstwie

– mówi nam cytowany już wcześniej zwycięzca Tour de Pologne z 1979 roku.

Ryszard Szurkowski stanie jednak jeszcze na starcie tegorocznego. 41. Tour de Pologne – taka informacja ukazała się więc na miesiąc przed rozpoczęciem wyścigu w “Przeglądzie Sportowym”. Wiadomość była o tyle niespodziewana, że król polskiego kolarstwa miał już wówczas 38 lat i największe sukcesy dawno za sobą. Od pamiętnych pojedynków z Merckxem z Paryż-Nicea minęła równa dekada, od ostatniego z czterech zwycięstw w Wyścigu Pokoju – dziewięć, a ostatniego medalu zdobytego na imprezie mistrzowskiej – osiem lat. 

A jednak – faktycznie się to wydarzyło. Mieczysław Nowicki – również wielokrotny medalista igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata znalazł sponsora – mieszkającego w Niemczech Polaka – Norberta Bednarskiego. Dzięki temu wokół mistrza ze Świebodowa można było (niestety tylko na czas trwania Wyścigu Dookoła Polski) zbudować prawdziwy Dream Team złożony z wielu spośród najlepszych kolarzy lat 70. Ekipa nazywała się tak jak firma Bednarskiego – Textra-ex, a w jej składzie, obok Szurkowskiego znaleźli się m.in.

  • Krzysztof Sujka (29 lat) – srebrny medalista ze startu wspólnego z mistrzostw świata w Norymberdze (1978)
  • Tadeusz Mytnik (35 lat)  – srebrny medalista igrzysk olimpijskich w Montrealu (1976), dwukrotny mistrz świata (1973 i 1975) i brązowy medalista mistrzostw świata (1977) – wszystkie sukcesy w jeździe drużynowej na czas, zwycięzca Tour de Pologne z 1975 roku
  • Jan Krawczyk (28 lat) – trzykrotny uczestnik mistrzostw świata, 3. miejsce w klasyfikacji Tour de Pologne 1979

A skład mógł być jeszcze lepszy – “PS” pisał przed wyścigiem, że szansę na znalezienie się w nim mieli m.in. zwycięzca wyścigu z 1979 roku – Lechosław Michalak (prawdopodobnie była to jedynie plotka) i dwukrotny triumfator – Jan Brzeźny (jego na start namawiał sam Szurkowski, ale niestety występ uniemożliwiła kontuzja). Mimo wszystko ekipa robiła wrażenie i nic dziwnego, że kibice byli zachwyceni możliwością ponownego dopingowania dawnych idoli. 

Ostatni taki etap

Tylko czy dawano im jakieś szanse na sukcesy? Raczej nie – na liście startowej dominowali zdecydowanie młodsi kolarze, jak 22-letni Lech Piasecki, już wtedy mający na swoim koncie kilka cennych sukcesów. 23-letni Andrzej Mierzejewski, 24-letni Tadeusz Krawczyk, 22-letni Zdzisław Wrona i Paweł Bartkowiak czy Marek Leśniewski, który ledwie dwa miesiące wcześniej skończył 21 lat.

To właśnie oni mieli sięgać po największe sukcesy, bo Tour de Pologne tamtych czasów nie był wyścigiem dla starych ludzi. Od 1976 do 1984 zwycięzcy wyścigu niemal zawsze mieli maksymalnie 25 lat na karku (wyjątkiem jest Jan Brzeźny, który wygrywał w tym czasie dwa razy – w pierwszym przypadku jako 27-, a w drugim już jako 30-latek). Starsi kolarze również rzadko sięgali po etapowe skalpy. Generalnie peleton w tamtych czasach był zdecydowanie młodszy niż dziś. Skoro sześć lat później będącego 27-latkiem Mieczysława Karłowicza nazywano „Dziadkiem”, to jak nazwać Szurkowskiego, w 1984 roku mającego już dawno skończone 38 lat? 

Tymczasem to właśnie on, dzień po prologu wygranym przez młodszego o 17 lat Leśniewskiego pokazał mniej doświadczonym kolegom, jak powinno się finiszować. Na tor Broni Radom, gdzie miał kończyć się 1. etap, wjechał na szóstej pozycji, dając prowadzić Tadeuszowi Krawczykowi. Dopiero na ostatnim wirażu przyspieszył, wyprzedził wszystkie młode gwiazdki wprawiając w ekstazę tłum i goszczącego na wyścigu Eugenio Bomboniego – szefa Gran Premio della Liberazione

– Ponieważ byłem rozprowadzony przez takich asów jak Serediuk i Krawczyk, po prostu wykorzystałem dogodną sytuację. Bo kiedy nogi już nie niosą tak jak kiedyś, trzeba umieć rozegrać finisz taktycznie i ja to właśnie wykonałem 

– relacjonował po zakończeniu etapu dawny mistrz w rozmowie z “Przeglądem Sportowym”.

Zwycięstwo “Króla Ryszarda” było bardzo ważne również ze względów symbolicznych. W końcu właśnie w Radomiaku Radom, pod okiem trenera Ryszarda Swata stawiał on swoje pierwsze kolarskie kroki. Na inny ważny szczegół wskazywał natomiast sam Szurkowski – Dziesięć lat temu wygrałem w Radomiu etap Tour de Pologne, wtedy jeszcze na bieżni Radomiaka. Pomyślałem, że dobrze byłoby uczcić tę rocznicę.

Nie te lata…

Dawny król rozpoczął w ten sposób drogę ku zdobyciu jednego z niewielu trofeów, których brakowało w jego gablocie? Niestety nie tym razem. Zwycięstwo w Radomiu, choć było pięknym pokazem mocy, to w klasyfikacji generalnej nie dało Szurkowskiemu właściwie nic. Do mety dojechała bowiem zwarta grupa, a w tamtych czasach bonifikaty za miejsca w czołowej trójce były jeszcze mniejsze niż dzisiaj (odpowiednio 5, 3, 1). “Szur” wciąż był więc tak samo daleko od wygrania całego wyścigu, jak wcześniej, po stratach poniesionych na prologu.

Oczywiście na trzykilometrowym odcinku nie dało się zanotować kosmicznych strat, więc słabszy występ na nim nie przekreślał jeszcze szans na dobry wynik – w końcu wszystko można było odrobić na trudniejszych etapach. Niestety tam nasz bohater nie radził sobie już tak dobrze. Najwięcej, kilkanaście minut, stracił w Rzeszowie.

Nie jestem już ten sam, co kiedyś i każda górka sprawia mi problemy – tłumaczył się, jednocześnie zapewniając, że niezależnie od wszystkiego, zrobi wszystko, by dojechać do mety wyścigu, która w tamtym roku znajdowała się w Lublinie. To ostatnie brzmiało o tyle ciekawie, że pierwotnie mówiło się o tym, że “Szur” przejedzie trzy etapy, a resztę wyścigu spędzi w samochodach technicznych. A jednak, słowa udało mu się dotrzymać. Choć na najtrudniejszych, etapach miał problemy i widział, jak z trasy zjeżdżają kolarze zdecydowanie młodsi od niego, to jednak przejechał każdą górkę, którą organizatorzy przewidzieli dla kolarzy – podobnie zresztą jak pozostali weterani.

W dodatku, nie ograniczał się tylko do spokojnego przejeżdżania etapów. Nawet gdy odpadał z peletonu, to zawsze walczył do końca o to, by do niego wrócić. A gdy już mu się to udało, to zawsze finiszował o jak najlepszą lokatę. Po swoim zwycięstwie z Radomia, jeszcze trzykrotnie kończył etapy na podium, a kolejne dwa – w czołowej “10”. Najbardziej prawdopodobne wydawało się jego zwycięstwo w Lublinie – jeszcze przed etapem mówiono, że zostało ono już dawno opłacone, ale rzeczywistość zweryfikowała tę teorie, ponieważ Szurkowski zajął na tamtym etapie “dopiero” trzecie miejsce. Nic dziwnego, że po wyścigu “PS” zatytułował swoją relację “Marek Leśniewski na czele umorusanego peletonu w Lublinie. Ryszard Szurkowski – ten najlepszy”. 

Choć dla niego był to ostatni tak duży wyścig przejechany w roli zawodnika, to żadnego uroczystego pożegnania mu nie zgotowano. Być może dlatego, że “Szur” właściwie wcale nie żegnał się z polskim kolarstwem. Jeszcze przed Tour de Pologne, tuż po swoim przyjeździe do kraju, odebrał bowiem dyplom ukończenia AWF-u, a niedługo potem jasnym stało się, że zaraz po zakończeniu kolarskiej kariery stanie się on nowym trenerem polskiej kadry. 

Tak rzeczywiście się stało i już w pierwszym roku pracy udało mu się doprowadzić Lecha Piaseckiego do zwycięstw w Wyścigu Pokoju i Mistrzostwach Świata – to jest już jednak materiał na zupełnie inną historię…

Zobacz także:

Historia Tour de Pologne (1) – Zwycięstwo okupione łzami

Historia Tour de Pologne (2) – Gdy kraksy rozdają karty

Historia Tour de Pologne (3) – Wyścig jak mundial

Historia Tour de Pologne (4) – Tygrys Szos

Historia Tour de Pologne (5) – Powojenny powrót

Historia Tour de Pologne (6) – Dwaj młodzi geniusze

Starty Ryszarda Szurkowskiego w Tour de Pologne:
Rok Miejsce w klasyfikacji generalnej: Najlepszy wynik na etapie
1968 10. 1.
1969 3. 1. (2 razy)
1970 nie startował
1971 35. (wygrana klasyfikacja górska i klasyfikacja najaktywniejszych) 1 (2 razy)
1972 brak danych brak danych
1973 2. 1 (5 razy)
1974 13. (wygrana klasyfikacja górska i klasyfikacja najaktywniejszych) 1 (2 razy)
1975 nie startował
1976 nie startował
1977 nie startował
1978 nie ukończył 4.
1979 10. 1 (2 razy)
1984 59. 1.

 

Za pomoc w napisaniu artykułu bardzo dziękuję Arkadiuszowi Czerwińskiemu, Janowi Brzeźnemu, Markowi Leśniewskiemu, Henrykowi Charuckiemu i Włodzimierzowi Reznerowi

Źródła: Przegląd Sportowy i książki: Ryszard Szurkowski. Wyścig; Historia Tour de Pologne

Poprzedni artykułVolta ao Algarve 2023: Daniel Martínez i Stefan Küng podsumowują zwycięstwa
Następny artykułUAE Tour 2023: Lista startowa wyścigu
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Simoni Pantaloni
Simoni Pantaloni

Trzy mistrzostwa świata
(Amatorów), taki mały szczegół.
Świetny kolarz