Powrót do ścigania po dniu przerwy przyniósł nam emocje związane z walką uciekinierów oraz dość pasywną postawę faworytów klasyfikacji generalnej. Co mówili jedni i drudzy po 10. etapie 107. Giro d’Italia?
Za nami rywalizacja na odcinku z metą na Bocca della Selva. Po wygraną sięgnął tam Valentin Paret-Peintre, dla którego to pierwszy zawodowy triumf w karierze. 23-letni Francuz z Decathlon AG2R La Mondiale Team pokazał, że w tym sezonie zdecydowanie nie jest już tylko bratem Auréliena, ale zawodnikiem zdolnym do jazdy na własne konto i osiągania wielkich sukcesów. Nie może zatem dziwić wielka radość stosunkowo młodego kolarza.
Ostatnie cztery kilometry były najcięższe. Chciałem tam zaatakować, więc pozostało tylko czekać, czekać i jeszcze raz czekać. Kiedy byłem młody, dużo oglądałem Romaina Bardeta. Ściganie się z nim, walka o zwycięstwo, a potem osiągnięcie go to coś niesamowitego. Szczerze mówiąc, nie potrafię teraz opisać swoich uczuć. To po prostu szaleństwo. Chciałem uzyskać dobry wynik na etapie, spróbowałem wygrać, a teraz mam zwycięstwo w wielkim tourze, które przy okazji jest moim pierwszym triumfem wśród zawodowców! Wspaniale
— opowiadał Valentin Paret-Peintre.
23-letni Francuz rywalizował w odjeździe m.in. ze wspomnianym Romainem Bardetem, który finalnie metę przeciął jako 2. 33-latek z Team dsm-firmenich PostNL jasno wskazał co poszło nie tak, ale też nie narzeka – awans na 7. miejsce w klasyfikacji generalnej to zawsze coś przyjemnego.
Wiedziałem, że moje nogi nie są świetne. Normalna jazda była w porządku, ale nie mogłem za bardzo przyspieszyć. Tak to jest ze starymi maszynami po dniu odpoczynku. Byłem jak taki diesel. Valentin mógł mnie urwać, gratuluję mu. Dobrze nam się współpracowało i choć szkoda, że nie wygrałem etapu, udało mi się nadrobić sporo czasu w generalce, dlatego jestem zadowolony z dzisiejszego wyniku. Jesteśmy w połowie Giro, a etapy, które najbardziej mi odpowiadają, dopiero przede mną…
— mówił wyraźnie uśmiechnięty Romain Bardet w rozmowie dla Cycling Pro Net.
Podium etapowe uzupełnił Jan Tratnik. Słoweniec próbował ubiec swoich rywali uciekając na solo na premii Intergiro, ale ostatecznie niemal 40-kilometrowy rajd się nie powiódł. Do zwycięstwa zabrakło stosunkowo niewiele o czym opowiedział zawodnik Team Visma | Lease a Bike.
Wiedziałem, że mam do czynienia z dużo lżejszymi i lepszymi wspinaczami. Musiałem więc ich zaskoczyć. Przed ostatnim podjazdem nie było dobrej współpracy w czołówce. Zaatakowanie wcześniej było dobrym ruchem. Wiedziałem, że to moja największa szansa na wygranie etapu. Dzisiaj jechałem bardzo dobrze, ale niestety to nie wystarczyło do zwycięstwa. Na 5 kilometry przed metą poczułem zmęczenie wkradające się do nóg. Nie było nagle źle, ale zrobiło się inaczej. Pogoń jechała dosłownie 2 razy szybciej. Mogę jednak być zadowolony z trzeciego miejsca
— powiedział Jan Tratnik przed kamerą Eurosportu.
Kilka minut po uciekinierach na metę dotarła czołówka klasyfikacji generalnej. Koszulkę lidera utrzymał w ten sposób Tadej Pogačar, który może mieć powody do zadowolenia. Słoweniec po dniu przerwy nie czuł się bowiem najlepiej i narzekał na lekkie przeziębienie. W jego wypadku nie ma jednak mowy o wycofaniu się.
Z przeziębieniem jest już lepiej, zobaczymy, jak minie i jak bardzo będę nim zmęczony. Zatkany nos powinien całkowicie ustąpić w ciągu najbliższych 2 lub 3 dni. W takich okolicznościach cieszę się, że mam kolejny dzień odhaczony. Bahrain-Victorious utrzymywał dziś dobre tempo. Antonio Tiberi ponownie pokazał, podobnie jak na Prato di Tivo, że ma bardzo dobre nogi – jego ataki są naprawdę mocne. Zresztą o jedyny kolarz, który póki co pokazał jaja – ma odwagę mnie atakować i bardzo to doceniam. My zaś musimy po prostu jechać z dnia na dzień. Nie mogę się doczekać sobotniej jazdy na czas. W niedzielę etap w Livigno również będzie fantastyczny
— mówił Tadej Pogačar.
Skoro wywołany do tablicy został Antonio Tiberi to warto przeczytać także co do powiedzenia miał 22-letni Włoch. Zawodnik Bahrain – Victorious jeździ dość ofensywnie, a jego ekipa przejęła wczoraj kontrolę by zmniejszyć stratę do uciekających rywali z klasyfikacji generalnej. Skąd taka taktyka tej drużyny?
To był trudny etap od samego początku. Walka o dostanie się do ucieczki dnia była naprawdę zacięta. Ostatecznie Damiano Caruso się oderwał. To było dla nas idealne. Mając taką stację w finale postanowiliśmy przejąć kontrolę, szczególnie że na prowadzeniu był Romain Bardet. Zespół spisał się bardzo dobrze. Damiano czekał, aby mnie wesprzeć, po czym jechał mocno na prowadzeniu przez 2 lub 3 kilometry. Miałem dobre nogi, więc zdecydowałem się zaatakować. W ten sposób mogłem ocenić konkurencję. Aktualnie jestem 6. w rankingu i nie chcę, żeby Romain Bardet znowu mnie wyprzedził. Miałem już pecha w tym Giro d’Italia na etapie na Oropę i teraz chcę głównie wykorzystać swoje sprawne nogi, aby zyskać na czasie. Walka trwa
— obszernie tłumaczył Antonio Tiberi.
Młody Włoch wspomina tu etap na Santuario di Oropa, gdzie w następstwie dwóch defektów stracił ponad 2 minuty do rywali. Pecha w tym wyścigu unika za to cały czas Geraint Thomas. 37-latek poza akcją ofensywną na 3. etapie jedzie póki co raczej cicho, wręcz anonimowo.
Wzięliśmy już pod uwagę, że grupa dobrych wspinaczy ruszy w odjazd, a kolarze UAE Team Emirates nadadzą tempo w peletonie. Biorąc pod uwagę wiatr w końcówce, finał nie byłby zbyt emocjonujący. To był jeden z najłatwiejszych podjazdów dla nas. Bahrain-Victorious ostatecznie nieco nas zaskoczył nadając bardzo mocne tempo. Antonio Tiberi po ataku nie osiągnął jednak nic wiedząc, że wiatr działa na jego niekorzyść. To nie był dzień, w którym można było coś zmienić
— mówił Geraint Thomas.
Wszystko o 107. Giro d’Italia:
- Zapowiedź trasy
- Faworyci klasyfikacji generalnej
- Lista startowa
- Faworyci klasyfikacji górskiej
- Faworyci klasyfikacji punktowej
- Podsumowanie 1. tygodnia