fot. Paris-Roubaix

Pora na tę niedzielę, na którą czeka prawdopodobnie największa część kibiców kolarskich na świecie. Paryż-Roubaix to wyścig jedyny w swoim rodzaju, nietuzinkowy, wykraczający poza ramy kolarstwa szosowego, a przy tym będący najprawdopodobniej jego największą ikoną spośród wszystkich klasyków. Piekło Północy to wyścig, który wciąż ma w sobie tę cząstkę pierwotnego kolarstwa sprzed przeszło stulecia, a kurz, błoto, bruk, krew, pot i łzy tworzą jego legendę. Przed nami 121. edycja Paryż-Roubaix – wyścigu, o którym można by pisać godzinami, choć nie trzeba go nikomu reklamować.

Wiem, że czytelnicy Naszosie.pl przyzwyczaili się już do kwiecistych zapowiedzi Aleksandry Górskiej – pełnych świetnych porównań i przemyśleń, istnych małych dzieł sztuki. Niestety z braku czasu Ola tym razem nie mogła napisać swojego tekstu na temat Paryż-Roubaix, a ja nie chciałbym wchodzić w jej buty – kopia nigdy nie będzie oryginałem. Z drugiej jednak strony nie sposób „odbębnić” zapowiedzi wypisując historię, trasę i faworytów przy wyścigu tak wyjątkowym jak Paryż-Roubaix. Na ten dzień w roku czeka się przez kolejne 365 dni, a Piekło Północy ma w sobie tę magię, której nie sposób ująć w prostych słowach.

Chyba jako ludzkość po prostu kochamy brutalność. Nie wiem bowiem jak inaczej nazwać to, że mimo ewolucji kolarstwa, walki o bezpieczeństwo sportowców, uciekania od nierównych asfaltów i masy innych zabiegów jednocześnie z takim zamiłowaniem siadamy przed ekranami bądź udajemy się na pobocze trasy, która została wyciosana w pewnej części przeszło stulecie temu, pełnej niebezpiecznych kamieni ułożonych tak, że nieraz w szparach między nimi bezproblemowo mieści się cienka opona roweru szosowego. Wierzymy śledząc zmagania herosów kolarstwa, że naszych ulubieńców ominą kraksy i defekty, choć z tyłu głowy wiemy, że to jeden z tych wyścigów, po których pytanie brzmi „jak wielu” a nie czy komuś stała się krzywda.

Kończąc ten przydługi wstęp życzę wszystkim tak jako ogółowi, jak i każdemu z osobna, żeby jutrzejsze widowisko spełniło Wasze oczekiwania. Chłońcie każdy kilometr tej wyjątkowej trasy, wyścigu, który stanowi idealne przejście między flamandzką zimą i początkiem wiosny a tryptykiem ardeńskim i okresem, w którym coraz bardziej będziemy spoglądali w stronę wielkich tourów. Taki wyścig jak Paryż-Roubaix jest w końcu tylko raz w roku.

Historia

1896 rok, stolica Francji. Zapewne nikt ze zgromadzonych na starcie 1. edycji Paryż-Roubaix nie był świadomy, że właśnie zaczyna się pisać wielka historia. 280 kilometrów później pochodzący z Niemiec Josef Fischer z wielką przewagą sięgnie po triumf, który przeszło stulecie później wciąż będzie wspominany przez ludzi z całego świata. 31-letni wówczas kolarz miał w swoim dorobku także triumfy w Wiedeń-Berlin, Mediolan-Monachium czy Bordeaux-Paryż, ale to ten jeden właśnie stworzył jego legendę.

Przez kolejne dekady swoje wielkie chwile miało wielu kolarzy. Jeszcze przed I Wojną Światową, która na trasie odcisnęła wielkie piętno i stworzyła jego przydomek „Piekło Północy”, po 3 wygrane z rzędu sięgnął Octave Lapize. Wyczyn ten w historii powtórzył już tylko Francesco Moser (1978-80), acz ani Francuz, ani Włoch nie mają najwięcej triumfów spośród wszystkich zawodników – po 4 takowe przy swoim nazwisku zapisali Roger De Vlaeminck i Tom Boonen. Spośród aktywnych zawodników nikt nie ma nawet dwóch takowych – w tym roku o swoje drugie zwycięstwo powalczyć mogą Mathieu van der Poel, Dylan van Baarle i John Degenkolb. Czy któremuś z nich się to uda? A może do listy 90 zwycięzców dopisze się ktoś nowy? Dowiemy się już w niedzielne popołudnie.

Na napisanie swojej historii w Paryż-Roubaix wciąż czeka Polska. Owszem, co roku słyszymy piękną historię Jeana Stablińskiego, ale jeśli chodzi o kolarzy występujących z biało-czerwoną flagą przy nazwisku to najwyżej na 14. miejscu metę przecinali w historii Joachim Halupczok (1990) i Zbigniew Spruch (1999). Ten drugi był także dwukrotnie piętnasty i to by było na tyle – trzeci najlepszy Polak pod kątem rezultatu to Maciej Bodnar, który w 2014 roku był 42. Zdecydowanie czekamy na jakiś wiekopomny wynik, a w tym roku powalczy o niego 5 śmiałków znad Wisły.

Trasa

Trasa Paryż-Roubaix co roku przechodzi lekkie zmiany związane z pracami konserwacyjnymi na sektorach brukowanych, ale te w tym roku są naprawdę kosmetyczne – nieco zmienił się przebieg podczas pierwszych ośmiu odcinków kocich łbów, natomiast począwszy od 20. Haveluy à Wallers wszystko będzie wyglądało dokładnie tak samo jak przed rokiem.

Na kolarzy czeka 259,7 kilometra z podparyskiego Compiègne do Roubaix, na prawdopodobnie najbardziej znany kolarski welodrom na świecie. Pierwsza trudność w postaci sektora bruku czeka na zawodników po 96 kilometrach jazdy, a następnie do pokonania będzie aż 29 takich odcinków, których sumaryczna długość wynosi 55700 metrów. 17 ostatnich sektorów mogliśmy już obejrzeć w tym roku podczas wygranego przez Lotte Kopecky wyścigu pań.

Ciężko wybrać jeden kluczowy punkt tej trasy, ale w skali trudności, którą przygotowali organizatorzy, na pięć gwiazdek zasłużył trzy potencjalnie najcięższe fragmenty trasy. Mowa o Trouee d’Arenberg, czyli po polsku Lasku Arenberg, który w tym roku wywołuje jeszcze większe emocje w związku z wprowadzeniem na wjeździe do niego szykany mającej na celu spowolnienie peletonu. Można być pewnym, że podczas transmisji w każdym języku świata padnie legendarny zwrot, że w tym miejscu jeszcze nie można wygrać wyścigu, ale z pewnością da się go tu przegrać. Następnie spośród pięciogwiazdkowych sektorów na kolarzy czeka Mons-en-Pevele, który pokonywany 48,6 kilometra od linii mety. Na „koniec” zaś mamy Carrefour de l’Arbre – ten odcinek o długości 2100 metrów od welodromu w Roubaix dzieli zaledwie 17 kilometrów i trzy łatwiejsze sektory bruku, co sprawia, że to właśnie tu często miały miejsce ostateczne rozstrzygnięcia między faworytami.

fot. Procyclingstats

Lista wszystkich sektorów bruku:
29. Troisvilles à Inchy (163,7 km do mety) 2200m – ***
28. Viesly à Quiévy (157,2 km) 1800m – ***
27. Quiévy à Saint-Python (154,6 km) 3700m – ****
26. Viesly à Biastre (148,4 km) 3000m – ***
25. Vertain à Saint-Martin-sur-Écaillon (137,1 km) 2300m – ***
24 Capelle à Ruesnes (130,4 km 1700m – ***
23. Artres à Quérénaing (121,4 km) 1300m – **
22. Quérénaing à Maing (119,6 km) 2500m – ***
21. Maing à Monchaux-sur -Écaillon (116,5 km) 1600m – ***
20. Haveluy à Wallers (103,5 km) 2500m – ****
19. Trouee d’Arenberg (95,3 km) 2300m – *****
18. Wallers à Hélesmes (89,2 km) 1600m – ***
17. Hornaing à Wandignies (82,5 km) 3700m – *** *
16. Warlaing à Brillon (75 km) 2400m – ***
15. Tilloy à Sars-et-Rosières (71,5 km) 2400m – ****
14. Beuvry à Orchies (65,2 km) 1400m – ***
13. Orchies (60,1 km) 1700m – ** *
12. Auchy à Bersée (54 km) 2700m – ****
11. Mons-en-Pévèle (48,6 km) 3000m – *****
10. Mérignies à Avelin (42,6 km) 700m – **
9. Pont-Thibault à Ennevelin (39,2 km) 1400m – ***
8. Templeuve (L’Épinette) (33,8 km) 200m – *
8. Templeuve (Moulin-de-Vertain) (33,3 km) 500m – **
7. Cysoing à Bourghelles (26,8 km) 1300m – ***
6. Bourghelles à Wannehain (24,3 km) 1100m – ***
5. Camphin -en-Pévèle (19,9 km) 1800m – ****
4. Carrefour de l’Arbre (17,1 km) 2100m – *****
3. Gruson (14,8 km) 1100m – **
2. Willems à Hem (8,2 km) 1400 m – ***
1. Roubaix (1,4 km) 300 m – *

Pogoda

Sam nie wiem co jest trudniejsze do napisania – ta sekcja, czy też faworyci. Nie chciałbym bowiem rozpalać nadziei kibiców, ale jednocześnie nie sposób nie wspomnieć o tym, że dziś w nocy niemalże na całej długości trasy mogą popadać przelotne deszcze. Dodatkowo drobne opady przewidywane są także w niedzielne popołudnie – może na ostatnich sektorach bruku nagle zrobić się mokro, a przez to ślisko.

Ważną rolę odegra także wiatr – o ile przy 16-18 stopniach Celsjusza ciężko mówić by ten miał wychłodzić zawodników, o tyle już stałe podmuchy na poziomie 20-25 km/h i porywy do nawet 50 km/h skierowane przez większość trasy w plecy mogą uczynić 121. edycję Paryż-Roubaix najszybszą w historii, a przy tym zachęcać zawodników do akcji, w których wiatr będzie po prostu pomagał.

Faworyci

Jeszcze przed startem tegorocznego Ronde van Vlaanderen wielu dekorowało Mathieu van der Poela i ten sprostał oczekiwaniom sięgając po triumf w Oudenaarde. Czy tam samo będzie w Paryż-Roubaix? Nie byłbym aż tak odważny, albowiem Piekło Północy to dużo bardziej loteryjny wyścig, acz trzeba przyznać, że lider Alpecin-Deceuninck ma po prostu wszystko co jest potrzebne do triumfu w tym wyścigu. Paradoksalnie zdaje się wręcz, że mocna ekipa może być dla niego lekką przeszkodą – rywale zapewne będą niechętni do współpracy już od pierwszych kilometrów, a koledzy mistrza świata będą chronili także Jaspera Philipsena, czyli drugiego zawodnika zeszłorocznej edycji i zarazem kolarza, który mocno ostrzy sobie zęby na triumf na welodromie w Roubaix. Mathieu van der Poel wprost przyznawał, że tu już nie będzie sytuacji jak w Mediolan-San Remo, gdzie rozprowadzał swojego belgijskiego kolegę. Podobno Alpecin-Deceuninck ma rozpisane wszystkie scenariusze, w tym te dotyczące bratobójczego pojedynku. Czy realizację jednego z nich zobaczymy jutro? To się okaże.

Zanim ruszymy w przegląd dalszej części listy startowej warto wspomnieć o jednej rzeczy – Paryż-Roubaix to regularnie jeden z najbardziej loteryjnych wyścigów w całym kalendarzu UCI, a w pierwszej dziesiątce czy nawet na podium potrafili się plasować w ostatnich latach tak trudni do przewidzenia kolarze jak Laurenz Rex (9. – 2023), Tom Devriendt (4. – 2022), Laurent Pichon (8. – 2022), Guillaume Boivin (9. – 2021), Evaldas Šiškevičius (9. – 2019), Silvan Dillier (2. – 2018) czy Mathew Hayman (1. – 2016). Większość z tu wymienionych w pierwszej „10” była tylko raz w karierze, toteż poniższy przegląd faworytów należy traktować raczej jako gdybanie kto ma największe szanse na końcowy sukces bądź wysoką lokatę przy braku kraks i defektów aniżeli przegląd zawodników, na których lista kandydatów się kończy. W innym wypadku trzeba by wypisać po prostu 90% uczestników.

Wracając zatem do analizy faworytów w oczy rzuca nam się triumfator z 2022 roku, czyli Dylan van Baarle. Holender stanie na czele mocno osłabionego, acz wciąż groźnego Team Visma | Lease a Bike. W barwach tej ekipy zaprezentuje się także Christophe Laporte, który wraca do ścigania po kilkutygodniowej przerwie spowodowanej chorobą. Na co stać mistrza Europy? To wie tylko on, a może nawet i sam Francuz nie być tego świadomym.

Bohaterami północnych klasyków w tym roku z pewnością byli także kolarze Lidl-Trek. Mads Pedersen, czyli zwycięzca tegorocznego Gandawa-Wevelgem, wprost się odgraża, że przyjeżdża na Paryż-Roubaix wyłącznie po końcowe zwycięstwo i patrząc na tegoroczne występy Duńczyka to można mu w to wierzyć. U jego boku znajdzie się m.in. rosły Jonathan Milan – 23-letni Włoch zaskakiwał w tym sezonie w kolejnych klasykach, a brak podjazdów na trasie Piekła Północy będzie mu sprzyjało. Może to będzie śmiała teza, ale widzę w nim kandydata do powtórzenia zeszłorocznego występu Jaspera Philipsena.

Gdybym miał wskazać zespół, po którym spodziewam się zaskoczenia, to byłoby to Intermarché – Wanty. Belgijska ekipa 2 lata temu miała w czołowej „20” aż 5 swoich zawodników i w tym roku także przywozi na start kolarzy zdolnych do sprawienia pewnej niespodzianki z drugiego szeregu. Laurenz Rex już rok temu był 9., Adrien Petit dwa lata temu był 6., w dyszce w swojej karierze był już także Mike Teunissen. Do tego wierzę, że życiowy rezultat wykręcić może Hugo Page – to moje czarne konie tej imprezy.

Wracając do kolarzy, których wymienia praktycznie każdy ekspert – znów walkę zapowiada regularny, ale nie wygrywający klasyków Stefan Küng (Groupama-FDJ), u boku którego znajdzie się młody Laurence Pithie. Wielu liczy, że na podium ponownie zamelduje się 2. kolarz edycji sprzed 5 lat, czyli Nils Politt (UAE Team Emirates), u którego boku pojadą m.in. 4. w Ronde van Vlaanderen Mikkel Bjerg, 5. w tymże wyścigu António Morgado i niezwykle równy Tim Wellens. Oczy świata zwrócone zawsze są także na INEOS Grenadiers – Tom Pidcock specjalnie przyleciał na Paryż-Roubaix prosto z Kraju Basków i ma szansę być pierwszym w historii kolarzem, który wygra Paryż-Roubaix zarówno jako junior (2017), orlik (2019), jak i kolarz elity – brakuje mu już tylko tego ostatniego tytułu. W brytyjskiej formacji startuje także Joshua Tarling, który zdaje się być jednym z objawień wiosny, a swoje przebłyski miewał także Ben Turner. Czy to wystarczy by namieszać? Nie wiem, choć się domyślam.

Niegdyś ten tekst należałoby wręcz zacząć od Soudal Quick-Step, dziś raczej wspomina się o tej ekipie przez sentyment. Owszem, Yves Lampaert czy Kasper Asgreen wciąż mogą być wysoko, ale to już nie ta sama ekipa co za czasów np. Toma Boonena. Na podobne lokaty co Belg czy Duńczyk równie dobrze liczyć mogą Max Walscheid (Team Jayco AlUla), Alberto Bettiol i Jonas Rutsch (EF Education – EasyPost), Oier Lazkano (Movistar Team) czy Anthony Turgis i Dries Van Gestel (TotalEnergies).

Celowo przez cały ten tekst tak długo pomijałem dwójkę weteranów szos. Rok temu bliski iście filmowego powrotu na szczyt podczas Paryż-Roubaix był John Degenkolb (Team dsm-firmenich PostNL). 35-letni zwycięzca edycji z 2015 roku jest daleki od swojej życiowej formy, ale jednocześnie nie sposób po zeszłorocznym wyścigu nie liczyć na to, że i tym razem Niemiec zaskoczy. Te same słowa pasują także do Alexandra Kristoffa (Uno-X Mobility). 36-letni Norweg, podobnie jak rok młodszy kolega, także wciąż ma wielką pasję do kolarstwa, a duet ten łączy także fakt posiadania u swojego boku młodych i ciekawych zawodników. Norweska ekipa może liczyć m.in. na Sørena Wærenskjolda i kochającego uciekać Jonasa Abrahamsena – objawienie tegorocznego Dwars door Vlaanderen.

Zagranicznymi kolarzami, których typowałbym do roli czarnych koni są także Luca Mozzato (Arkéa – B&B Hotels), Riley Sheehan i Tom Van Asbroeck (Premier Tech) oraz Alec Segaert (Lotto Dstny).

Celowo pomijałem weteranów, ale nie tylko nich. Pora przyjrzeć się jeszcze czterem ekipom, w których zobaczymy Polaków. Każdą z nich łączy jedno – brak wyrazistego lidera, co sprawia, że możemy z wypiekami czekać na to czy któryś z biało-czerwonych nie ruszy w odjazd dnia, a potem będzie w nim kręcił po jeden z najlepszych wyników w historii naszego kraju w Paryż-Roubaix. Kamil Gradek i Łukasz Wiśniowski (Bahrain-Victorious) pod nieobecność Mateja Mohoriča nie za bardzo mają kogo wspierać, Filip Maciejuk (BORA-hansgrohe) być może pojedzie na 14. przed dwoma laty Jordi Meeusa, ale jest szansa, że też będzie miał dość swobodny dzień, a Stanisław Aniołkowski (Cofidis) i Kamil Małecki (Q36.5 Pro Cycling Team) już podczas Ronde van Vlaanderen pokazali, że niespecjalnie są kimś uwiązani. Ten pierwszy wówczas uciekał, drugi zaś miał być ostatnim pomocnikiem, ale po defekcie lidera sam pojechał po finalnie 14. lokatę. Wierzę, że podczas Paryż-Roubaix naszego niezłomnego, urodzonego w Bytowie 28-latka, stać na co najmniej tak samo dobry wynik. Podpompuję sobie balonik na koniec zapowiedzi, a co!

Transmisja

121. edycja Paryż-Roubaix będzie pokazywana od startu do mety na antenie Eurosportu 1 oraz w Playerze. Niedzielny wyścig rozpoczyna się o 11:25, ale realizatorzy przygotowali masę materiałów już od 10:30, meta zaś przewidywana jest około 17:15, a kamery pozostaną z kolarzami aż do końca dekoracji.

Lista startowa

Poprzedni artykułTour de Pologne 2024: Poznaliśmy pierwszą dziką kartę
Następny artykułInternationale Cottbuser 2024: Michał Strzelecki wygrywa po raz drugi!
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments