fot. Team Visma | Lease a Bike

Na jednego z najmocniejszych pomocników w peletonie w ostatnich latach wyrósł Jan Tratnik. 34-letni Słoweniec ściga się obecnie dla Team Visma | Lease a Bike, gdzie wymaga się od niego naprawdę wiele, acz on sam podkreśla, że bardzo podoba mu się obecna rola. Opowiedział o tym kilka dni temu w wywiadzie dla Revelo.

Kariera Jana Tratnika była pełna wzlotów i upadków. Z jednej strony znalazł się on w World Tourze dość młodo, bo już w 2011 roku reprezentował Quickstep Cycling Team, z drugiej jednak już sezon później spadł na poziom kontynentalny, a także zmagał się m.in. z dość wysoką jak na kolarza wagą. Jednym z momentów zwrotnych dla Słoweńca było przejście w 2017 roku do CCC Sprandi Polkowice, gdzie przez 2 lata odniósł całkiem sporo sukcesów. Dalej był już powrót do World Touru w barwach Bahrain – Victorious (2019-22), skąd trafił do Team Visma | Lease a Bike. Co będzie dalej? Tego nie wie nikt, acz Słoweniec z uśmiechem snuje plany na przyszłość.

W tym nowoczesnym kolarstwie, jeśli jesteś pomocnikiem to musisz być przy swoim liderze niemalże od pierwszego do ostatniego dnia sezonu. Trzeba pracować, pracować i jeszcze raz pracować. Nie masz tego dnia odpoczynku, w którym możesz powiedzieć: „No cóż, dzisiaj potraktuję to spokojniej”. Zawsze, bez wyjątków, trzeba być skupionym na liderze. Jeśli etap jest płaski, asekurujesz go. Jeśli przystanie wysiusiać się, zatrzymujesz się razem z nim. Potrzebujesz ogromnego poziomu koncentracji, a odpowiedzialność jest ogromna, zwłaszcza dla mnie, ponieważ regularnie pomagam w każdym terenie, czy to na płaskim, pod górę, czy w wymagające dni, na tzw. etapach pułapkowych. Oczywiście, jestem z tego zadowolony. Kocham to co robię i naprawdę lubię swoją pracę. Dzięki temu bardziej niż o emeryturze myślę o powodach, dla których nadal startuję w zawodach. Po pierwsze i najważniejsze, ponieważ to kocham i jeśli będę kochać to tak samo, gdy będę miał 40 lat, czy to w tym, czy innym zespole, będę nadal rywalizować. Myślę, że jeśli mogę wsiąść na rower z motywacją i uśmiechem, to nie potrzebuję niczego więcej. Kolarstwo sprawia mi radość, taką jak wtedy, gdy byłem dzieckiem. Gdybym miał podać liczbę to widzę siebie rywalizującego przez co najmniej sześć kolejnych lat

— opowiadał Jan Tratnik.

Słoweniec praktycznie w każdej rozmowie opowiada o sobie jako o pomocniku, a jednak potrafi znaleźć także momenty gdy jeździ na własne konto. Wywiadu udzielił jeszcze przed wygraną w Omloop Het Nieuwsblad, acz jego tegoroczne wyniki już wcześniej wyglądały imponująco – pracując na rzecz Wouta van Aerta finalnie 34-latek ukończył na podium tegoroczne Volta ao Algarve, wcześniej był 3. w Clásica Jaén i 2. w Vuelta a la Region de Murcia „Costa Calida”. W dorobku Słoweńca z poprzednich lat znajdziemy także m.in. wygraną na etapach Giro d’Italia i Tour de Romandie czy w Volta Limburg Classic. Jak będzie kształtował się jego tegoroczny kalendarz?

Mój kalendarz jest bardzo wymagający [śmiech]. Po pokonaniu Murcji, Jaén i Algarve, w tym tygodniu wystartuję w Omloop i Kuurne. Następnie pojadę na trzytygodniowy trening na dużej wysokości na Teide, a stamtąd udam się do Belgii, aby wziąć udział w E3 czy De Ronde. Potem będę miał miesiąc „odpoczynku” [uśmiecha się], przygotowując się do Giro d’Italia. Następnie pojadę na Tour de France, a po Wielkiej Pętli będę mógł wystartować w Igrzyskach Olimpijskich, więc tak, to będzie trudny rok i będziemy musieli poświęcić dużo uwagi regeneracji

— opowiadał Jan Tratnik.

Słoweniec może być ważnym ogniwem sukcesów Team Visma | Lease a Bike – gdy zespół jedzie na niejednego lidera to każdy wszechstronny i bardzo mocny pomocnik jest na wagę złota. 34-latek świetnie czuje się w swojej roli, choć gdy koronawirus wyeliminował go z zeszłorocznego Giro d’Italia to i w tym potrafił zauważyć pozytywy.

Primož na szczęście był wystarczająco mocny by i beze mnie wygrać Giro d’Italia [śmiech]. Mimo że oglądałem to z domu, bardzo mnie to ucieszyło. Szkoda, że już go z nami nie ma. On jest moim najlepszym przyjacielem w kolarstwie, jesteśmy ze sobą bardzo blisko i wiele nas łączy. Jego odejście wcale nie było łatwe. W drugiej części roku spisaliśmy się wspólnie bardzo dobrze, zarówno w Burgos, jak i w La Vuelta oraz we włoskich jesiennych klasykach. Trudno było wiedzieć, że od tego momentu nie będzie go z nami. Jedyne, co mogę zrobić, to pogratulować, ponieważ podjęcie takiej decyzji wymaga odwagi. Wie, że w tej chwili to najlepszy zespół na świecie i że ma tu wszystko, ale mimo to zdecydował się zaryzykować, zmienić ekipę i spróbować wystartować w Tour de France. Być może popełnił błąd, ale jestem pewien, że da z siebie wszystko, a kiedy zakończy karierę i spojrzy wstecz, będzie dumny z drogi, którą przeszedł. Nigdy nie bał się opuścić swojej strefy komfortu i to bardzo o nim świadczy. Myślę, że to była dla niego najlepsza decyzja i jestem szczęśliwy z jego powodu, bo wiem, że tak jest

— zdradzał Jan Tratnik.

Dziś Słowenia uchodzi za kraj tworzący gwiazdy, ale nie zawsze tak było. 34-latek wracając do przeszłości zauważa, że za jego karierą nie stoi żaden system, a wielka determinacja i pracowitość.

Nigdy tak naprawdę nie wiem, co powiedzieć na temat tajemnicy słoweńskiego sukcesu, bo z mojego punktu widzenia dorastałem nie otrzymując niczego, musiałem bardzo ciężko pracować, aby cokolwiek osiągnąć. Pamiętam, że jako dziecko zacząłem grać w koszykówkę, potem próbowałem innych sportów i przez przypadek zająłem się kolarstwem szosowym, ale kiedy powiedziałem rodzicom, że chcę rower, powiedzieli mi, że będę musiał pracować, żeby go kupić. Tak było. Pracowałem kilka miesięcy, przestałem wychodzić ze znajomymi i zarobiłem na rower. Myślę, że ta mentalność mnie ukształtowała. Dopiero wtedy talent pomaga

— kontynuował Jan Tratnik.

Słoweniec stanie zatem przez pewnym ciekawym wyzwaniem podczas tegorocznego Tour de France – wspierać będzie Jonasa Vingegaarda, podczas gdy rywalami będzie jego dwóch rodaków, w tym jeden bliski przyjaciel. Jak 34-latek zapatruje się na taki pojedynek?

Prawda jest taka, że ​​jest to bardzo ciekawe starcie, bo Tadej dwa razy z rzędu wygrał Tour, a gdy wydawało się, że tylko Primož jest w stanie go pokonać, przyszedł Jonas i okazał się najsilniejszy. Ostatecznie myślę, że Jonas rozwija Tadeja i odwrotnie. Motywują się nawzajem do jeszcze cięższej pracy. Ostatecznie ta dwójka wygrała cztery ostatnie Tour de France. W sezonie bardzo ciężko pracują i dokładnie się przygotowują, ponieważ chcą zrobić wszystko, co w ich mocy, aby pokazać, że potrafią pokonać drugiego. A przy okazji sprawiają, że wszyscy jesteśmy lepsi. A teraz pojawi się tam jeszcze Primož i widowisko będzie po prostu genialne

— analizował kolarz Team Visma | Lease a Bike.

Słoweniec w tym bardzo obszernym wywiadzie przyznał także, że w kolarstwie jest coraz więcej pieniędzy, a sam sport zaczyna przypominać nieco Formułę 1. To jego zdaniem przyczynia się do większego poziomu stresu w peletonie, acz Jan Tratnik uważa, że nie da się z tym nic zrobić, to naturalna kolej rzeczy gdy chce się rozwijać i komercjalizować. Nie zabrakło także pytania o rzekome tarcia wewnątrz Jumbo-Visma podczas zeszłorocznej La Vuelty, ale uśmiechnięty Słoweniec dał dość wymijającą odpowiedź. Widać, że w jego pozytywnym podejściu do życia nie ma miejsca na tego typu insynuacje i szukanie problemów. Oby taki nastrój udało mu się zachować co najmniej do tej upragnionej czterdziestki!

Poprzedni artykułTour du Rwanda 2024: Joseph Blackmore wygrywa w genialnym stylu
Następny artykułUAE Tour 2024: Lennert Van Eetvelt bierze wszystko, klęska UAE Team Emirates
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments