fot. Jumbo-Visma

Na wczorajszym etapie Volta ao Algarve przez dłuższy czas wydawało się, że Wout van Aert będzie w stanie powalczyć o zwycięstwo. Niestety dla Belga końcówka Alto da Foia okazała się trudniejsza, niż przypuszczał.

Choć Van Aert znany jest głównie jako klasykowiec, to nie od dziś wiadomo, że jest również kapitalnym sprinterem i czasowcem. W górach radzi sobie nieco gorzej, ale trudno powiedzieć, że jest to jego słaby punkt. W końcu podczas wielkich tourów nieraz pokazywał, że w trudniejszym terenie bywa niezastąpiony dla swoich liderów, a sam wygrywał już etap Tour de France z dwoma przejazdami przez Mont Ventoux.

W 2021 roku, po świetnej jeździe m.in. na Prati di Tivo, zajął również 2. miejsce w klasyfikacji generalnej Tirreno-Adriatico. Teraz, podczas Volta ao Algarve wie już jednak, że podobnego sukcesu raczej nie powtórzy. Wczoraj, na Alto da Foia, zajął 16. pozycję i stracił 25 sekund do zwycięzcy. Wszystko przez kryzys w samej końcówce.

– Na ostatniej wspinaczce długo czułem się dobrze. Wierzyłem w zwycięstwo aż do drugiego kilometra przed metą. Niestety później okazało się, że nie mam dość siły. Kiedy rywale ponownie przyspieszyli, nie byłem w stanie nic zrobić

– mówił Het Laatste Nieuws po etapie wygranym przez Daniela Felipe Martineza.

Dla niego tamten kryzys jest jednak rozczarowaniem tylko częściowym. W końcu już przed wyścigiem sygnalizował, że interesują go w nim tylko etapy, a klasyfikację generalną odpuszcza. Wobec tego z pewnym zaskoczeniem można było przyjąć to, co działo się na początku podjazdu. Przed lotną premią Van Aert lekko przyspieszył i nieatakowany sięgnął po 4 sekundy bonifikaty (po 6 sięgnął uciekający samotnie Leknessund). Belg przynał jednak, że nie taki był plan.

– Myślałem, że Jan jest na moim kole. To jego celem jest wysokie miejsce w „generalce”. Doszło do nieporozumienia, ale właściwie to dobrze się stało. Dzięki temu nie oddałem tych sekund za darmo komuś innemu. Nie taki był jednak mój cel – ot, zwykła pomyłka.

Koniec końców, najważniejszym celem Belga na ten wyścig nie jest ani walka o klasyfikację generalną (choć w zasadzie, biorąc pod uwagę zbliżającą się długą czasówkę, nie musiałby być w niej bez szans…), ani wsparcie Jana Tratnika (ten zajmuje niezłe, 5. miejsce). Najważniejsze jest bowiem wypracowanie formy przed kluczowymi momentami sezonu.

– Potrzebuję tego typu wysiłku, by stawać się lepszym. Pod koniec strasznie bolały mnie nogi. Nie mogłem generować tych szalonych wartości, co zwykle. Pod koniec właściwie umierałem. Prawda jest jednak taka, że właśnie tego potrzebowałem, bo właśnie nad czymś takim muszę popracować. Dlatego jestem usatysfakcjonowany.

zapewnił kolarz, dla którego Volta ao Algarve jest kolejnym sprawdzianem przed serią brukowanych klasyków, która rozpocznie się już w kolejny weekend od Omloop Het Nieuwsblad (24 lutego) i Kuurne-Bruksela-Kuurne (25 lutego).

 

 

Poprzedni artykułCofidis jedyną drużyną World Tour bez zwycięstwa w 2024 roku
Następny artykułVuelta a España 2024: Organizatorzy rozdali dzikie karty
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments