Choć Davide Rebellin już w zeszłym roku skończył 50 lat, to dopiero obecny był jego ostatnim w zawodowym peletonie. Niedawno Włoch udzielił „Cycling News” wywiadu, w którym wyjaśnił część powodów długiego przeciągania kariery.
Przypomnijmy, po zakończeniu sezonu 2008 odszedł z Gerolsteiner i od tamtego momentu przez kilkanaście lat tułał się po zespołach niższej dywizji. I to wszystko pomimo tego, że jako zawodnik sięgnął po mnóstwo wielkich sukcesów – choćby w ardeńskich klasykach. Do dziś jest jednym z dwóch, obok Philippe’a Gilberta, kolarzy, którym udało się sięgnąć po zwycięstwa w Amstel Gold Race, Strzale Walońskiej i Liege-Bastogne-Liege w jednym roku.
W rozmowie z anglojęzycznym portalem przyznaje, że jego nieustanna chęć kontynuowania kariery wynikała poniekąd z okoliczności, w jakich pożegnał się z kolarstwem na najwyższym poziomie.
– Jeździłem tak długo częściowo z powodu zawieszenia za doping. Straciłem przez to olimpijski medal i dwa lata ścigania. Chciałem wrócić. Chciałem jeździć dla wielkich zespołów. Chciałem brać udział w klasykach i na koniec kariery wygrać jakiś kolejny wielki wyścig – na przykład Strzałę Walońską czy Liege-Bastogne-Liege.
– Czułem, że odbierając mi medal, popełniono błąd. Nie czułem się winny. Od tamtej pory, każdego dnia siadałem na rower z myślą, by dać sobie szansę na nowy start
– wspominał.
Włoch faktycznie, nigdy nie przyznał się do stosowania dopingu. Dodatkowo, gdy w 2015 roku Włoski Komitet Olimpijski domagał się dla niego 500 tysięcy euro odszkodowania i roku pozbawienia wolności w ramach kary za epizod dopingowy, sąd w Padwie oczyścił go z zarzutów, ze względu na brak wystarczających dowodów. Mimo to, Rebellin medalu nie odzyskał, ponieważ prawo obowiązujące w MKOl-u jest mniej korzystne dla sportowców oskarżonych o doping.
Historia jednak zna wiele przypadków, gdy kolarze, zawieszani za doping, wracali do kolarstwa na najwyższym poziomie i osiągali sukcesy. Alberto Contador, Ivan Basso czy Alejandro Valverde – oni wszyscy nie mieli problemów ze znalezieniem zespołu po „wpadce”. Włochowi – pewnie także z powodu wieku – było o to zdecydowanie trudniej (Więcej na temat kwestii dopingowych w karierze Davide Rebellina przeczytasz tutaj).
– Niestety po tym, jak zostałem zawieszony, wiele ekip zamknęło przede mną drzwi. Nie mogłem wrócić do wielkiego ścigania i długo właśnie to było przyczyną, dla której kontynuowałem jazdę. Przynajmniej do momentu, w którym opuściłem CCC Sprandi wierzyłem, że prędzej, czy później uda mi się dopiąć swego
– opowiadał
Jak wiemy, ostatecznie nie wrócił do najwyższej dywizji. Nawet pomimo tego, że w polskiej ekipie odniósł wiele wspaniałych sukcesów, jak zwycięstwo w Coppa Agostoni czy Giro dell’Emilia. W 2017 roku musiał zejść na trzeci poziom. Jeździł m.in. w zespołach z Chorwacji, Kuwejtu czy Algierii. Mimo to, wciąż starał się czerpać radość ze ścigania.
– Dzięki tym ostatnim sezonom kariery odwiedziłem kraje, których w innym wypadku nigdy bym nie odwiedził
– powiedział zawodnik, który po zakończeniu kariery pozostanie przy kolarstwie.
W swoim „drugim życiu” Rebellin będzie współpracować z firmą Dynatek Bikes i prowadzić obozy dla kolarzy-amatorów. Wciąż będzie więc można zobaczyć go na szosie, nawet jeśli, po 30 latach, nie w roli zawodowego kolarza.