fot. La Vuelta

Za nami pierwsze trzy etapy tegorocznej edycji Vuelta a España, które odbyły się w Holandii. Drużynową jazdę na czas oraz klasyfikację generalną zdominowała ekipa Jumbo-Visma, natomiast sprinterskie finisze Sam Bennett. Była też pewna polemika i tysiące widzów przy trasie. Przeglądamy najważniejsze wydarzenia pierwszych dni hiszpańskiego wielkiego touru. 

Gran Salida w Holandii

Start wyścigu Vuelta a España w Holandii był planowany na 2020 rok, ale plany pokrzyżowała pandemia Covid-19 i jesienna edycja hiszpańskiego wielkiego touru wyruszyła wówczas z Kraju Basków. Jednak zgodnie z przysłowiem „Co się odwlecze, to nie uciecze”, Vuelta wystartowała z Utrechtu w tym sezonie. Podczas trzech etapów (jazdy drużynowej na czas i dwóch odcinków ze startu wspólnego) kolarze przejechali prawie 390 kilometrów po Kraju Tulipanów.

Według danych Luko Global Bicycle Cities Index, Utrecht jest najbardziej przyjaznym rowerom miastem na świecie. Tak mocno rozwinięta kultura rowerowa z pewnością przyczyniła się do tego, że pierwszy etap jazdy drużynowej na czas obejrzało na trasie 260 tys. żywo zainteresowanych kolarstwem widzów. Zawodnicy cieszyli się niemal nieustanną jazdą w szpalerze kibiców, a dyrekcja wyścigu na czele z Javierem Guillénem dziękuje za ciepłe i emocjonujące przyjęcie. Bedankt, gracias, thank you.

Spoglądając z perspektywy marketingowo-sportowej widać, że Holendrzy nie mogli wymarzyć sobie lepszego początku Vuelty w swoim kraju. Drużynowa „czasówka” padła łupem holenderskiego dream teamu Jumbo-Visma, którego sponsorem jest sieć supermarketów z tego kraju, a pierwszym liderem został 36-letni Robert Gesink, wierny swojemu zespołowi przez całą kolarską karierę. Drugiego dnia wyścigu kolarze Jumbo-Visma postanowili „uhonorować” maillot rojo Mike’a Teunissena, innego Holendra, który co prawda w 2019 roku założył żółtą koszulkę lidera Tour de France, ale nic nie stało na przeszkodzie, aby przy okazji odwiedzin Vuelty w Holandii ponownie został liderem wielkiego touru. Do tego jeszcze liderem klasyfikacji górskiej od drugiego etapu jest Holender z drużyny EF Education-Easy Post Julius van den Berg, którego nazwisko można przetłumaczyć po prostu „Górski”. Właściwy człowiek na właściwym miejscu.

Start trzytygodniowego wyścigu poza granicami kraju, z którego pochodzi, wymusza zaplanowanie dodatkowego dnia przerwy przeznaczonego na podróż. W tym sezonie obserwowaliśmy różową karawanę Giro d’Italia podróżującą z Węgier na Sycylię, później kolumnę Tour de France przeprawiającą się z Danii do Francji, a teraz Vuelta musi pokonać drogę z północy Europy do Kraju Basków na północy Hiszpanii, gdzie we wtorek zostanie wznowiona rywalizacja.

Odrodzony Sam Bennett

Hiszpańskie media relacjonując dwa sprinterskie etapy w Holandii, na których zwyciężył irlandzki sprinter drużyny BORA-hansgrohe, Sam Bennett, mnożyły przymiotniki typu „odrodzony”, „zmartwychwstały” albo pisały, że „wrócił do swojej najlepszej wersji”. W istocie trudno się z tym nie zgodzić, ponieważ zwycięstwo w Utrechcie w sobotę było jego pierwszym w wielkim tourze od 2020 roku i dopiero drugim w tym sezonie (1 maja wygrał wyścig Eschborn-Frankfurt).

Wcześniejsze miesiące praktycznie nieakceptowalnej u sprintera posuchy były spowodowane kontuzją kolana, a potem jej skutkami. W dodatku Sam Bennett jest typem kolarza, który do odnoszenia sukcesów bardzo potrzebuje dobrostanu mentalnego. Wiele czynników musi w jego przypadku złożyć się na to, aby na ostatniej prostej etapu był szybki i pewny siebie. Zarówno na finiszu w Utrechcie, jak i kolejnego dnia, gdy sprinterską końcówką w Bredzie rządził chaos, pokazał, że wszystko znów wraca do normy. Wydaje się, że kawał wymagającego ścigania w Hiszpanii pozwoli odnaleźć mu właściwy rytm i odbudować morale.

I tak, trochę przez przypadek, celem Irlandczyka w tej Vuelcie stało się zwycięstwo w klasyfikacji punktowej. Po „holenderskich” etapach jest właścicielem zielonej koszulki, mając na koncie 117 punktów. Drugi w zestawieniu Mads Pedersen (Trek-Segafredo) uzbierał ich 80, zaś trzeci Pascal Ackermann zaledwie 34. Kolejna szansa dla Bennetta i drużyny BORA-hansgrohe na powiększenie dorobku punktowego nadarzy się na siódmym etapie do Cistierny, ale do mety w Madrycie pozostało wiele dni i wiele gór do przejechania.

Alejandro Valverde, Mikel Landa, Richard Carapaz narzekają na trasę w Holandii

Odrobiny dziegciu do beczki miodu, jaką był Wielki Start Vuelty w Holandii dodali hiszpańskojęzyczni kolarze. Najszerszym echem odbiła się wypowiedź doświadczonego 42-letniego Valverde, który na mecie trzeciego etapu w Bredzie użył słynnego hiszpańskiego przekleństwa joder (to takie słowo skupiające w sobie wszystkie nasze „k”, „j” i „p”) Mówił, że taka trasa nie powinna mieć miejsca, że miał wrażenie, iż przejeżdżał siedem razy przez to samo miasto, że było zbyt wiele niebezpiecznych elementów infrastruktury drogowej i że w ogóle woli najpierw wziąć prysznic niż wypowiadać się o trasie. Więcej o tym czytaj TUTAJ.

Zdania na temat opinii „El Bali” są podzielone. W ankiecie na oficjalnym profilu Naszosie.pl na Instagramie właściwie tyle samo osób zgadza się, co nie zgadza się z liderem Movistaru. Tymczasem nieco zdziwieni tymi słowami są (przynajmniej niektórzy) hiszpańscy dziennikarze. Javier Áres, który komentuje wyścig w hiszpańskim Eurosporcie powiedział w programie „La Montonera”, że nie jest odkryciem, iż drogi w krajach Beneluksu są niebezpieczne. Argumentował, że są one częścią kolarstwa tak samo jak mokre zjazdy, na których kolarze pędzą z prędkością prawie 100 km/h czy finisze, gdzie jedzie się 80 km/h. Zdziwiony zdenerwowaniem Valverde jest również dziennikarz dziennika „AS” Santiago Blanco, który napisał felieton pt. „Narzekania Valverde mnie zaskakują”.

Swoje trzy grosze na temat etapów rozgrywanych w Holandii wtrącili również Mikel Landa i Richard Carapaz. Landa przejechał pierwsze trzy dni wyścigu bez szwanku, ale narzekał na wąskie, pełne rond i innych drogowych elementów szosy. Ekwadorczyk z kolei przewrócił się 17 kilometrów przed metą trzeciego etapu, ale wyszedł z tej kraksy relatywnie bez szwanku. W rozmowie z dziennikarzami wypowiedział się w bardzo podobnym tonie, co Valverde, ale był nieco bardziej powściągliwy.

Kraksy i choroby – jak zawsze

Tegoroczna edycja wyścigu Vuelta a España na dobre się nie rozpoczęła, jak już mieliśmy pierwszych wycofanych kolarzy. Hiszpańskiej drużynie drugiej dywizji Burgos-BH wypadło dwóch kolarzy – najpierw (w czwartek) pozytywny wynik testu na Covid-19 uzyskał Ángel Madrazo, a w piątek ten sam pech spotkał Manuela Peñalvera, którego nie dało się już nikim zastąpić (za Madrazo do składu wskoczył Victor Langellotti). Na koronawirusa jeszcze przed rozpoczęciem wyścigu zachorował także dyrektor sportowy drużyny Quick-Step Alpha Vinyl Klaas Lodewyck.

Z powodu kraksy na pierwszych 50 kilometrach trzeciego etapu musiał wycofać się Michael Woods, który celował w pierwszą dziesiątkę klasyfikacji generalnej. Kanadyjczyk z Israel-Premier Tech nie doznał żadnych złamań, ale ma wstrząśnienie mózgu, które wymaga całkowitego odpoczynku.

Pech dopadł niestety także (znowu!) Kamila Małeckiego, który z winy innego kolarza przewrócił się na sobotnim etapie, tuż przed fragmentem trasy poprowadzonym przez lotnisko. Kolarz Lotto-Soudal ma głębokie rozcięcia w okolicach lewego kolana i to najbardziej mu doskwiera. Poza tym jest mocno poobijany. Jak powiedział w rozmowie z Naszosie.pl, którą można przeczytać TUTAJ, najprawdopodobniej w poniedziałek zostanie podjęta decyzja, czy jedzie dalej. Trzymamy kciuki, aby wszystko dobrze się skończyło, bo Kamil już dawno temu powinien był wyczerpać limit pecha. Kraksa, w której brał udział Polak, wyeliminowała z kolei z wyścigu jego klubowego kolegę Steffa Crasa, który liczył na dobry wynik w klasyfikacji generalnej.

4. etap 

We wtorek kolarze wystartują z Vitorii-Gasteiz w Kraju Basków i po 152,5 km będą finiszowali w Laguardii. Jest to pagórkowaty odcinek z ostatnią górską premią trzeciej kategorii 15 kilometrów przed metą. Na finiszu spodziewany jest zredukowany peleton, choć oczywiście rozstrzygnięcia mogą być inne.

Poprzedni artykułWout Van Aert: „Marco Haller mnie zaskoczył”
Następny artykułAndrea Pasqualon, Nikias Arndt i Dušan Rajović w Bahrain – Victorious
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Piotr
Piotr

W końcówce przedostatniego akapitu Autorce ewidentnie pomyliły się wyścigi.

Press
Press

Zdziwiony zdenerwowaniem Valverde jest również dziennikarz dziennika „AS” Santiago Blanco, który napisał felieton pt. „Narzekania Valverde mnie zaskakują”.
Jak by Bala chciał jechać do okoła Holandii to by do Holandii przyjechał a nie na Vueltę. Zwyczajnie jadąc wyścig w Hiszpani spodziewam się takich warunków jak w Hiszpanii. Po to właśnie są róż e wyścigi.

dada
dada

Nuda porównywalna tylko z Tour de Balon. Nareszcie wjeżdżają do Hiszpanii