liege bastogne liege
Liege-Bastogne-Liege / Facebook

Bardzo konserwatywny w warstwie taktycznej, a jednocześnie zaskakująco często kreujący niespodziewane rezultaty – taki jest Liège-Bastogne-Liège, którego 108. edycja rozegrana zostanie już dziś. Ostatnie trzęsienia ziemi w okolicach listy startowej, które z jednej strony przyniosły niespodziewany debiut Wouta van Aerta, z drugiej zaś konieczność wycofania się Tadeja Pogacara, kompletnie zmieniają wizję czwartego monumentu sezonu, jaką mogliśmy mieć jeszcze przed kilkoma dniami.

Tradycyjnie przedostatni z największych wyścigów jednodniowych sezonu wyznacza specyficzny punkt kalendarza startów, grubą linią oddzielając kampanię wiosennych klasyków od cieplejszych miesięcy, którym rytm nadają wielkie toury, a jednocześnie pozwalając się tym światom na moment spotkać – często z rewelacyjnym efektem. Sprawia to, że chociaż Liège-Bastogne-Liège stanowi ostatni akt ardeńskiego tryptyku i zamyka ważną część sezonu, jego atmosfera nawet pomimo doniosłego wieku nie ma w sobie nic schyłkowego. Rosnąca ekscytacja związana z nadchodzącym Giro d’Italia, którego bohaterowie jak zwykle staną na starcie La Doyenne, czyni z tej imprezy niejako nowe rozdanie, a myśli mimowolnie zaczynają już odpływać w kierunku najbliższej przyszłości.

Trasa

Po niesławnej epoce brzydkich przedmieść, La Doyenne przeszła przed trzema laty długo oczekiwany lifting, którego najistotniejszym punktem było przeniesienie linii mety z powrotem do historycznego centrum Liege. Trasa, na której rozegrana zostanie 108. edycja wyścigu, tylko w detalach różni się więc od tych, które w ciągu ostatnich dwóch sezonów doprowadziły do tyleż dramatycznych, co komicznych sprinterskich pojedynków z Julianem Alaphilippe, Primozem Roglicem czy Tadejem Pogacarem w rolach głównych.

Zgodnie z ponad stuletnią już tradycją, największy z wyścigów ardeńskiego tryptyku rozpocznie się i zakończy w Liège, a kluczowe z podjazdów umieszczonych na trasie o łącznej długości 257,2 kilometra i przewyższeniu liczącym ok. 4200 metrów znajdują się w jej drugiej części. Wbrew dość powszechnym wyobrażeniom, Bastogne wcale nie wyznacza półmetka, ale zostanie odwiedzone przez peleton tuż po minięciu 100. kilometra, co poprzedzi pokonanie pierwszego z dziesięciu kategoryzowanych wzniesień – Côte de La-Roche-en-Ardenne (2,8 km, śr. 5,5%), które poza bardzo istotnym w tym wyścigu aspektem skumulowanego wysiłku, wpływu na ostateczne losy niedzielnej rywalizacji mieć nie będzie. Kolejną z drobnych przeszkód stanowić będzie Côte de Saint-Roch (1,1 km, śr. 9,2%), jednak znacząco zaczną się one piętrzyć dopiero po minięciu Vielsalm, jak przystało na problemy od razu pojawiając się w wielopakach.

Na pierwszy ogień pójdą pokonywane w krótkiej sekwencji Côte de Mont-le-Soie (1,8 km, śr. 6,4%), Côte de Wanne (1,6 km, śr. 9,9%) i Côte de la Haute-Levee, których główną rolą jest doprowadzenie do legendarnej już selekcji od tyłu.

Następujący po nich 10-kilometrowy odcinek we właściwym momencie pozwala przegrupować siły, ponieważ kolejny podjazd to już nie Côte, ale prawdziwy Col – Col du Rosier (4,5 km, śr. 5,7%) konkretniej – czyli najdłuższe wzniesienie całego wyścigu. To również wyjątkowa gratka dla fanów Formuły 1, bo położony jest on w pobliżu legendarnego toru Spa-Francorchamps, gdzie deszcz pada znacznie częściej, niż w okolicach Roubaix czy Montalcino.

Ostatnim ze strategicznie drugorzędnych podjazdów będzie Côte de Desnié (1,6 km, śr. 8,1%), bo kolejny z nich, czyli Côte de la Redoute (1,9 km, śr. 8,9%), to ciągle największa ikona wyścigu Liège-Bastogne-Liège. Kiedyś było to miejsce ataków przesądzających o losach wielu edycji najstarszego z monumentów, dziś przede wszystkim w wymiarze symbolicznym otwiera ono decydującą fazę rywalizacji, ale są pewne przesłanki wskazujące, że tym razem może być inaczej. 30 kilometrów (dokładnie 29,4 km) dzielące szczyt La Redoute i linię mety w Liege to dystans, który nie przerazi kolarzy chcących wyprzedzić najbardziej przewidywalne ruchy na finałowym podjeździe.

Jeśli nikt nie pokusi się o tego typu akcję, ostateczny kształt grupie, z której wyłoni się zwycięzca 108. edycji La Doyenne, nada wspinaczka na bardzo stromy Côte-de-la-Roche-aux-Faucons (1,3 km, śr. 11%), który pokonany zostanie 13,4 kilometra od linii mety.

Finałowe 13 kilometrów wyścigu to jeszcze jedno krótkie, pozbawione kategorii wzniesienie, po którym następuje 8-kilometrowy zjazd. Ostatnie 2 kilometry wyścigu są płaskie.

Pogoda

Niedziela w Ardenach to temperatury rzędu 14-18 stopni Celsjusza, znaczne zachmurzenie i niewielkie prawdopodobieństwo pojawienia się opadów deszczu, które rośnie wraz ze zbliżaniem się do Bastogne (do ok. 25%). Jeśli prognozy drastycznie się nie zmienią się, kolarze mają większe szanse na przejechanie po kilku mokrych szosach, niż poczucie spadających kropli na własnej skórze. Rywalizacji towarzyszyć będzie północno-wschodni wiatr o prędkości do 20 km/h, co może sprawić, że peleton pokona pierwszą część trasy przed harmonogramem. Ten sam wiatr może jednak utrudnić przeprowadzanie solowych akcji w końcówce, co trzeba wziąć pod uwagę przy rozważaniu potencjalnych scenariuszy wyścigu.

Wyścig kobiet

Dla rywalizujących w niedzielę kolarek ostatni monument tej części sezonu to w rzeczywistości Bastogne-Liege, który pokrywa się z drugą częścią trasy pokonywanej nieco później przez elitę mężczyzn. Sprawia to, że kobiety dostają samą esencję finałowego aktu “ardeńskiego tryptyku”, na którą składa się dystans 142,1 kilometra i siedem kategoryzowanych podjazdów: Côte de Mont-le-Soie (1,8 km, śr. 6,4%), Côte de Wanne (1,6 km, śr. 9,9%), Côte de la Haute-Levée, Col du Rosier (4,5 km, śr. 5,7%), Côte de Desnié (1,6 km, śr. 8,1%), Côte de la Redoute (1,9 km, śr. 8,9%) i Côte-de-la-Roche-aux-Faucons (1,3 km, śr. 11%).

Również końcówka jest taka sama, jak w rywalizacji mężczyzn, jednak o ile przeniesienie mety tego klasyku z powrotem do ścisłego centrum Liege prowadziło dotąd w ich przypadku do jednego scenariusza (sprint z małej grupy), u pań nie jest to aż tak oczywiste. Od czasu pożegnania brzydkiego finiszu w Ans (2019) dwie edycje kończyły się akcjami solowymi, a tylko jedna (2021) pojedynkiem z niewielkiej grupy.

liege bastogne liege femmes 2022Ubiegłoroczny Liège-Bastogne-Liège Femmes był przełomowym punktem w karierze Demi Vollering, która stanie na czele tradycyjnie mocnego składu ekipy SD Worx. Od czasu tego sukcesu 25-letnia Holenderka zdołała potwierdzić, że należy do pierwszoplanowych postaci kobiecego peletonu, a fakt, że spośród pretendentek do tytułu dysponuje najlepszym sprintem sprawia, że zasługuje na miano faworytki nie tylko ze względu na “jedynkę” na plecach. Vollering będzie podatna na ataki podczas finałowego podjazdu pod Côte-de-la-Roche-aux-Faucons, dlatego w krytycznym momencie niedzielnej rywalizacji kluczowe będzie wsparcie ze strony Niamh Fisher-Black i Ashleigh Moolman-Pasio.

Do atakujących w końcówce niemal na pewno należeć będzie Annemiek van Vleuten (Movistar), która musi być już sfrustrowana faktem, że cały czas ściga swoje pierwsze tegoroczne zwycięstwo w wyścigu kategorii World Tour, a te o włos jej umykają. Doświadczona Holenderka twierdzi, że trasy rozgrywanych dotąd imprez nie były dostatecznie selektywne, aby była ona w stanie przeprowadzić jeden ze swoich solowych ataków. Niedzielna końcówka powinna zweryfikować to twierdzenie, ponieważ daje Van Vleuten niezbędne narzędzia, aby zostawić szybsze rywalki za plecami.

Trzecim z gorących nazwisk przed 6. edycją Liège-Bastogne-Liège Femmes jest Marta Cavalli (FDJ Nouvelle-Aquitaine Futuroscope), czyli zwyciężczyni dwóch rozegranych już aktów “ardeńskiej” kampanii. 24-letnia Włoszka znajduje się obecnie w wybornej formie, dlatego pod żadnym pozorem nie można jej skreślać, jednak potencjalny triumf w niedzielnym monumencie – o ile do niego dojdzie – przyjdzie jej z największym trudem. Podczas Amstel Gold Race Cavalli zaskoczyła późnym solowym atakiem, podczas gdy w Walońskiej Strzale okazała się najmocniejsza na bardzo stromym Mur de Huy. Jutro jednak zwróconych będzie na nią znacznie więcej oczu, co utrudni przeprowadzenie kolejnej akcji w pojedynkę, a sprint z nawet niewielkiej grupy nie jest dla niej optymistycznym scenariuszem. Liderka ekipy FDJ Nouvelle-Aquitaine Futuroscope jest o włos od historycznego wyczynu, jakim byłoby zdobycie “korony ardenów”, dlatego nie sposób tego nie spróbować. Aby niejako antycypować skomplikowaną taktycznie końcówkę, francuska drużyna może jednak postawić również na Grace Brown i Brodie Chapman, które nieco wcześniejszymi atakami powinny być w stanie wyprzedzić ruchy pozostałych faworytek.

Ostatnie występy w Amstel Gold Race i Fleche Wallonne łącznie tworzą zestaw dość niejasnych sygnałów wysyłanych przez Katarzynę Niewiadomą (Canyon//SRAM Racing), jednak przypuszczam, że w niedzielę dopisze jej dyspozycja dnia. 27-letnia Polka brała udział we wszystkich dotąd rozegranych edycjach Liège-Bastogne-Liège Femmes, trzy razy kończąc wyścig w najlepszej dziesiątce – w tym raz stając na najniższym stopniu podium. Niewiadoma jest jedną z kolarek, które najwięcej tracą na przeniesieniu finiszu imprezy do centrum Liege, a tym samym nadaniu mu bardziej taktycznego charakteru, ale być może sprowokuje to liderkę ekipy Canyon//SRAM Racing do przeprowadzenia skutecznej ofensywy na finałowym podjeździe.

Pozostałe zawodniczki, które mogą liczyć się w walce o tytuł w 6. edycji Liège-Bastogne-Liège Femmes: Elisa Longo Borghini, Lucinda Brand (Trek-Segafredo), Anouska Koster (Jumbo-Visma), Amanda Spratt (BikeExchange-Jayco), Liane Lippert (Team DSM), Yara Kastelijn (Plantur-Pura).

W wyścigu wezmą udział dwie Polki: Katarzyna Niewiadoma (Canyon//SRAM Racing) i Marta Jaskulska (Liv Racing Xstra).

Faworyci

Bardzo konserwatywny w warstwie taktycznej, a jednocześnie zaskakująco często kreujący niespodziewane rezultaty – taki jest Liège-Bastogne-Liège. Ostatnie trzęsienia ziemi w okolicach listy startowej, które z jednej strony przyniosły niespodziewany debiut Wouta van Aerta (Jumbo-Visma), z drugiej zaś konieczność wycofania się Tadeja Pogacara (UAE Team Emirates) kompletnie zmieniają wizję czwartego monumentu sezonu, jaką mogliśmy mieć jeszcze przed kilkoma dniami.

Tadej Pogacar, który miał bronić tytułu sprzed roku, byłby również faworytem nadchodzącej edycji La Doyenne. Absencja Słoweńca, choć smutna, jednocześnie uczy jednak, że jego wielkość wykracza daleko poza wymiar czysto kolarski, a ambicja nie przesłania spraw długofalowo ważniejszych. Są to rzeczy, które chce się wiedzieć o postaci, która najprawdopodobniej zdominuje tę dyscyplinę sportu na długie lata.

Po tej niespodziewanej rotacji okazuje się nagle, że faworytem 108. edycji Liège-Bastogne-Liège będzie debiutujący w najstarszym z monumentów Wout van Aert (Jumbo-Visma), choć zgodnie z pierwotnym planem w ogóle miało go nie być na starcie. Wymuszona przez zarażenie koronawirusem przerwa przedłużyła o tydzień wiosenną kampanię klasyków 27-letniego Belga, ale najwyraźniej nie pozbawiła go prezentowanej wcześniej dyspozycji, co ostatecznie może wyjść mu na dobre – nie tylko w warstwie nowych doświadczeń. Przewyższenie rzędu 4200 metrów to oczywiście sporo, ale taka liczba wzniesień na trasie nie musi pokonać kolarza, jakim Van Aert stał się w ubiegłym sezonie. Z perspektywy lidera drużyny Jumbo-Visma kluczowe będzie, czy zdoła się on utrzymać w grupie liderów podczas finałowego podjazdu na Côte-de-la-Roche-aux-Faucons i jak wpłynie to na taktyczne decyzje pozostałych pretendentów do tytułu, jeśli rzeczywiście tak się stanie. Dość prawdopodobna wydaje się powtórka scenariusza z Igrzysk Olimpijskich w Tokio, gdzie na zdecydowanie najszybszego Van Aerta spadła cała odpowiedzialność za kasowanie kolejnych ataków, co ostatecznie odebrało mu siły i nadzieję na złoty medal. Holenderska ekipa może jednak upatrywać swoich szans również w takim obrocie spraw, samodzielnie inicjując akcje ofensywne za pomocą Tiesja Benoota, Seppa Kussa i Jonasa Vingegaarda. Albo jeden z nich dojedzie i spróbuje swoich sił na płaskiej końcówce, albo ich lider zwolniony będzie z pracy w grupie pościgowej, co pozwoli mu zachować siły na decydujący sprint.

Julian Alaphilippe (Quick-Step Alpha Vinyl) musi uśmiechać się na wspomnienie swojego finiszu w Liege sprzed dwóch lat, ale fakt, że ostatecznie Francuz jeszcze nigdy nie wygrał najstarszego z monumentów, jest plamką na jego palmares. Jak bardzo wielu innych kolarzy, lider Quick-Stepu nie uniknął w tym roku problemów zdrowotnych, które miały wyraźne przełożenie na prezentowaną przez niego formę. Jedną z cech Alaphilippe’a jest jednak to, że jego dyspozycja rośnie skokowo i często wybucha przed głównymi imprezami sezonu – a taką jest dla niego Liège-Bastogne-Liège. Jeśli dopisze mu również w najbliższą niedzielę, będzie on faworytem sprintu z niewielkiej grupki pod warunkiem, że nie znajdzie się w niej Van Aert i jacykolwiek Słoweńcy.

Drużyna Quick-Step, która ostatnie znaczące zwycięstwo w wyścigu jednodniowym odniosła w Kuurne-Bruksela-Kuurne, ma też drugiego asa w rękawie: Remco Evenepoela. Żeby nie sięgać zbyt daleko w przeszłość, nawet w obecnym sezonie wielokrotnie okazywało się, że zdecydowanie przegrywa on na stromych podjazdach z lepszymi od siebie góralami. Zamiast czekania u boku Alaphilippe’a na ścisły finał, lepszym rozwiązaniem wydaje się więc jego popisowy numer, czyli atak z dystansu. Tym bardziej, że w niedzielę Remco znajdować się będzie na swoim własnym terenie.

Jeśli Jumbo-Visma była najmocniejszą ekipą pierwszej części kampanii północnych klasyków, to INEOS Grenadiers przejęli od nich pałeczkę w Ardenach. Nominalnym liderem brytyjskiej drużyny będzie w niedzielę Daniel Martinez, któremu nie można odmówić formy po zwycięstwie w Kraju Basków i 5. miejscu w Walońskiej Strzale, ale jego najlepszym doświadczeniem z La Doyenne było dotąd domknięcie czołowej dwudziestki wyścigu. Taktyczne granie na czekanie i sprinterskie pojedynki nie są specjalnością 25-letniego Kolumbijczyka, dlatego jego obecność na starcie gwarantuje, że na ostatnim podjeździe dojdzie do rzęsistych ataków.

Gra to również na korzyść pozostałych dwóch liderów INEOSU: Michała Kwiatkowskiego i Toma Pidcocka, którzy mogą pozwolić sobie zarówno na indywidualne akcje ofensywne, jak i umywać ręce od pracy w ewentualnych grupach pościgowych, czekając na sprint.

Równie imponująco wygląda skład Bahrain Victorious na 108. edycję Liège-Bastogne-Liège, choć brak kolarza w typie Alaphilippe’a czy Van Aerta sprawia, że kolejny raz zmuszeni oni będą podejść do sprawy kreatywnie. Za sprawą swojej wszechstronności, tego typu luki nieraz łata dla nich Matej Mohoric, ale w rzeczywistości nie jest on ani tak szybki, ani tak dynamiczny jak specjalizujący się w pagórkowatych klasykach kolarze. Nie sposób też nie zauważyć, że w najtrudniejszych wyścigach nie wspinał się on w tym roku tak dobrze, jak chociażby w drugiej połowie poprzedniego sezonu – być może dopiero przejechany wielki tour ma na niego taki efekt. Aby więc samemu liczyć się w walce, albo wspomóc w końcówce świetnie dysponowanego Dylanowi Teunsowi, Mohoric prawdopodobnie będzie musiał znowu zdecydować się na akcję z dystansu, o ile po intensywnej kampanii wiosennych klasyków i niedawnych harcach na brukach Roubaix zostało mu na to dość sił. Z perspektywy zwycięzcy Walońskiej Strzały obecność Słoweńca byłaby bardzo cenna, bo tylko liczebna przewaga w decydującej części rozgrywki daje im nadzieje na sukces, ale do ścisłego finału dotrwać mogą również Damiano Caruso, Wout Poels, Jack Haig, czy nawet Mikel Landa. Będzie kim atakować. 

Sprint Alejandro Valverde (Movistar) nie jest już tak niezawodny, jak niegdyś, ale w połączeniu z umiejętnościami taktycznymi i olbrzymim doświadczeniem może wystarczyć na kolejne miejsce na podium. Czy obfitująca w sukcesy wiosna Hiszpana jeszcze raz oddali jego plany emerytalne?

Ekipa UAE Team Emirates stanie na starcie osierocona, ale nie bezbronna, ponieważ nieobecnego lidera zastąpi nieźle dysponowany Marc Hirschi. Trasa Liège-Bastogne-Liège doskonale odpowiada 23-letniemu Szwajcarowi, który już dwukrotnie kończył ten wyścig w czołowej dziesiątce, a w ostatnim czasie zaczął zawiązywać do swoich świetnych wyników z 2020 roku. Nie bez szans będzie również Brandon McNulty, o ile Amerykanin znajdzie formę sprzed swojej kilkutygodniowej przerwy w startach.

Inni kolarze warci rozpatrzenia: Aleksandr Vlasov (Bora-hansgrohe), Valentin Madouas (Groupama-FDJ), Benoit Cosnefroy (AG2R Citroen), Michael Woods (Israel-Premier Tech), Romain Bardet (Team DSM), Tim Wellens (Lotto Soudal), Warren Barguil (Arkea Samsic) i Michael Matthews (BikeExchange).

W 108. edycji Liège-Bastogne-Liège udział weźmie trzech Polaków: Michał Kwiatkowski (INEOS Grenadiers), Łukasz Owsian (Arkea Samsic) i Cesare Benedetti (Bora-hansgrohe).

 

Wyścig Liège-Bastogne-Liège 2022 rozegrany zostanie w niedzielę, 24 kwietnia.

Transmisja z wyścigu kobiet rozpocznie się o godz. 11.25 (Eurosport 1 i Player).

Transmisja z wyścigu mężczyzn rozpocznie się o godz. 13.15 na Eurosporcie 1 i 13.30 w Playerze.

Poprzedni artykułGloryfikacja porażek, deprecjonowanie sukcesów – o polskim kolarstwie słów kilka [felieton]
Następny artykułKolarze znów pojadą dookoła Polski – ruszyły zapisy na Race Around Poland
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments