fot. CCC Development Team

Kamil Małecki był jednym z głównych bohaterów królewskiego etapu Tour de Pologne. Polak dość szeroko opowiedział nam o swoim dzisiejszym występie, ale też o poprzednich etapach, na których również był widoczny.

Wszystko dlatego, że kolarz CCC Team od początku chciał zaznaczyć swoją obecność w wyścigu. Jego pierwszym celem była walka o koszulkę najaktywniejszego kolarza. Na początku 1. etapu wszystko szło dobrze, ale niestety później okazało się, że trafił na kolarza mocniejszego od siebie.

W środę wziąłem udział w ucieczce, bo takie były założenia ekipy, które zawsze staram się wypełniać. Chciałem walczyć o koszulkę najaktywniejszego, ale „Patera” był dla mnie zbyt szybki. Nie miałem szans

– przyznał.

Tego co stało się później, mało kto się spodziewał. Po tym, jak Małecki i reszta odjazdu zostali doścignięci, do walki przystąpili sprinterzy. Niestety wtedy doszło feralnej kraksy. Zdyskwalifikowano Groenewegena. Jakobsen i Sarreau – lider i wicelider musieli wycofać się z wyścigu, a ten trafił do szpitala w bardzo ciężkim stanie. Żółta koszulka przypadła więc 3. zawodnikowi klasyfikacji, a był nim… Małecki.

Wszystko dzięki temu, że wprawdzie na lotnych premiach przegrywał z Paterskim, ale i tak uzbierał więcej bonusowych sekund niż 3. na mecie w Katowicach Luka Mezgec. Natomiast „Patera” po zakończeniu ucieczki został za peletonem, by zregenerować się przed kolejnymi etapami i kolejnymi próbami odjazdów.

Koszulka nie smakowała Małeckiemu, tak, jak w normalnych okolicznościach – w końcu „zawdzięczał ją” nieszczęściu kolegi. Chciał ją oddać któremuś z kolarzy Deceunincku, ale nie pozwoliły na to przepisy UCI. Nosił ją więc na swoich ramionach. Utrudniło mu to walkę o klasyfikacji najaktywniejszych, bo drugiego dnia rywalizacji nie mógł zabrać się w odjazd.

Dziwnie by było, gdybym uciekał w żółtej koszulce, nawet jeśli nie czułem się liderem – powinien nim być Fabio. Uznaliśmy z ekipą, że trochę odpocznę, a na finiszu pomogę Szymonowi Sajnokowi

– mówił nam

Ostatecznie Sajnok zajął na finiszu niezłe 7. miejsce, w czym Małecki miał swoją zasługę, bo w końcówce faktycznie widać go było z przodu. Pozostanie w peletonie okazało się dla Polaka korzystne również w nieco dłuższej perspektywie. Kto wie, co by było dzień później w Bielsku-Białej, gdyby nie tamten nieco luźniejszy dzień.

Nie czułem się tak dobrze jak dziś, a trasa była wymagająca, więc nie było łatwo. Dojechałem do mety jako jeden z ostatnich w pierwszej grupie. Gdyby nie to, że dobrze się zregenerowałem, mogłoby być bardzo ciężko

– przyznawał.

Dzięki temu, że w stolicy Podbeskidzia Małeckiemu udało się mimo wszystko utrzymać miejsce w grupie, przed dzisiejszym, królewskim etapem był trzeci w klasyfikacji generalnej. Jednak mało kto liczył na to, że kolarz utrzyma tę lokatę. W końcu w jego ekipie byli inni –  Simon Geschke czy Ilnur Zakarin. To właśnie oni mieli walczyć o generalce. Natomiast on zabrał się w ucieczkę, choć przez chwilę nie było to takie oczywiste.

Szczerze mówiąc, to na początku etapu nie bardzo wiedziałem, co robić. Byłem trochę zablokowany i nie miałem jak uciec, ale w końcu udało mi się przepchać. Zaatakowałem i znalazłem się w odjeździe. Było ciężko, trzeba było dawać mocne zmiany. Chciałem walczyć o koszulkę górala, ale szybko zorientowałem się, że przewaga Stosza jest zbyt duża. Dlatego przestałem walczyć na premiach i zacząłem oszczędzać siły.

– opowiada.

W końcu całkiem odpuścił. Wiedział, że ostatnie kilometry tego etapu spędzi na walce o cele drużynowe. Tyle że z tyłu czekała go niemiła niespodzianka.

Zostawałem z myślą o tym, by siły, które udało mi się zaoszczędzić przeznaczyć na pomoc kolegom, w końcu przyjechaliśmy do Polski w bardzo mocnym składzie. Dlatego gdy dogoniła mnie główna grupa rozejrzałem się dookoła. Zacząłem szukać pomarańczowych koszulek, tyle że… nikogo nie było. Pomyślałem wtedy, że w takim razie powalczę z samym sobą o to, by jak najdłużej utrzymać się z faworytami.

– dodawał.

Trzymał się grupy 10… 20 kilometrów. Odpadali od niej kolejni kolarze, ale wciąż nie odpuszczał i jakoś się w niej utrzymywał. Mało tego, gdy na ostatnich metrach grupa się porwała, on stracił zaledwie 3 sekundy do Wilco Keldermana i Diego Ulissiego, którzy przyjechali na miejscach 5. i 6. Przed nimi byli już tylko Evenepoel, Fuglsang, Yates i Majka, którzy dużo wcześniej zdecydowali się na atak. Małecki był 7.

W ogóle się tego nie spodziewałem. Nie miałem już siły, ale jechałem – nie wiem, jak to zrobiłem. Wiedziałem, że muszę, bo jestem sam z przodu, a drużyna na mnie liczy. Piotr Wadecki krzyczał, naprawdę mocno mnie dopingował i jakoś udało mi się dojechać do mety, zdołałem nawet zafiniszować… Ale było ciężko, niesamowicie ciężko. Po etapie w baku nie zostało mi już dosłownie nic. Myślę, że to był najcięższy etap w mojej karierze, a jeśli nie, to jeden z najcięższych.To coś niesamowitego, że udało mi się go ukończyć tak wysoko.

– mówił uradowany.

W klasyfikacji generalnej jest jeszcze wyżej, bo na 6. miejscu. A jutrzejszy etap z metą w Krakowie jest płaski. To oznacza, że utrzymanie wysokiej lokaty nie powinno być specjalnie trudne. Mimo to zawodnik nie zamierza się dekoncentrować.

Muszę jutro mądrze pojechać Może trzeba będzie kontrolować peleton, żeby przypadkiem do mety nie dojechała ucieczka, a już na pewno będę musiał trzymać się najlepszych i uważać na kraksy. Nie mogę dopuścić, by jakiś głupi błąd przekreślił cały mój wysiłek

– zapewnia.

Trzymamy kciuki, by wszystko poszło zgodnie z planem, bo miejsce w pierwszej „10” klasyfikacji generalnej takiego wyścigu, jak Tour de Pologne byłoby dla 24-latka wielkim sukcesem.

Wprawdzie jego udany występ w rozgrywanym kilka miesięcy temu Etoile de Besseges, gdzie zajął 3. miejsce na królewskim etapie i 9. miejsce na czasówce, mógł wskazywać, że za jakiś czas będzie gotów na to, by walczyć o czołowe lokaty w „generalkach” wyścigów tygodniowych. Ale że tak szybko? W takim wyścigu jak Tour de Pologne? Z takimi gwiazdami na starcie? Tego nie spodziewał się chyba nikt.

Oczywiście kolarz CCC nie może osiadać na laurach, wciąż ma dużo do poprawy, co zresztą przyznawał jakiś czas temu w rozmowie z nami. Jednak jeśli jego rozwój pójdzie w dobrym kierunku, możemy mieć z niego mnóstwo pociechy.

Poprzedni artykułCzech Tour 2020: Meeus znów szybszy od sprinterów z World Touru!
Następny artykułRomain Bardet odpuści start w Tour de France?
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments