fot. CCC Team

Za nami inaugurujący sezon World Tour wyścig, czyli Santos Tour Down Under. Wysoka forma w Australii nie oznacza, że zwycięży się w Tour de France, ale pomimo to nieśmiałe wnioski i prognozy można formułować. Oto podsumowanie najważniejszych wydarzeń z tegorocznej edycji ścigania w południowej Australii. 

Słodko-gorzki początek sezonu dla CCC Team

fot. CCC Team

Pomimo radości, jaką wyraził dyrektor sportowy Jackson Stewart, należy pamiętać, że w istocie inauguracja sezonu dla drużyny CCC jest słodko-gorzka. Początkowo bowiem „Pomarańczowi” doświadczyli pecha, ponieważ z powodu problemów z sercem do wyścigu nie mógł przystąpić etapowy zwycięzca z ubiegłego roku – Patrick Bevin. Następnie w wyniku kraksy podczas czwartego etapu kontuzji ze złamaniami doznał Szymon Sajnok, który w niedzielę wieczorem czasu lokalnego opuścił Australię. W Polsce zostanie zostanie podjęta decyzja, czy konieczne będzie przeprowadzenie operacji, co lekarz zespołu doktor Max Testa nazwał jednak mało prawdopodobnym. Pozytywne jest chociaż to, że nasza sprinterska nadzieja otrzymała zielone światło do wykonywania treningów na trenażerze. 

Na osłodę zaś jest trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Simona Geschke oraz zwycięstwo w klasyfikacji górskiej Joeya Rosskopfa. Dla Niemca jest to najwyższe miejsce w wyścigu rangi World Tour w karierze. Siódma lokata po etapie do Paracombe uczyniła Geschke kartą do gry o „generalkę”, któremu to zadaniu 33-latek znakomicie sprostał, udowadniając że dobrze czuje się w trudniejszym terenie i jeśli tylko dopisuje mu zdrowie, walczy o najwyższe lokaty. Natomiast koszulka w grochy dla Amerykanina stanowi rekompensatę za ciężką pracę, jaką włożył w ciułanie punktów na górskich premiach przez wszystkich sześć etapów wyścigu.

Po raz pierwszy od siedmiu lat Richie Porte nie wygrał na Willunga Hill, ale po raz drugi w karierze triumfuje w „generalce”   

Po raz pierwszy od siedmiu lat Richie Porte nie przekroczył mety etapu na szczycie podjazdu Willunga Hill jako pierwszy. Zaatakował jak zawsze około półtora kilometra przed metą, ale tym razem sytuacja na szosie była nieco inna niż w poprzednich latach. Z przodu zostali bowiem najsilniejsi z liczącej dwudziestu sześciu kolarzy ucieczki dnia, a wśród nich znajdował się Matthew Holmes. 26-letni Brytyjczyk zdołał usiąść na koło Tasmańczyka, a następnie go wyprzedzić. Dzięki temu odniósł pierwsze zwycięstwo rangi World Tour, w pierwszym wyścigu, w którym wystartował i w pierwszym miesiącu ścigania na tym poziomie! Ciekawe, czy sukces kolarza, który w latach 2014-2019 reprezentował barwy drużyny trzeciej dywizji Madison-Genesis jest tylko efemerydą, czy zapowiedzią nowej gwiazdy światowego kolarstwa.

Tymczasem Porte nie jest smutny z powodu przegranej na królewskim etapie wyścigu, bowiem zaledwie dwusekundowa strata do lidera po pięciu etapach Daryla Impeya nie przeszkodziła mu w odniesieniu zwycięstwa w klasyfikacji generalnej. Zwłaszcza że kolarz Mitchelton-Scott, który walczył o historyczne trzecie zwycięstwo w tym wyścigu z rzędu, nie był w stanie aż tak bardzo zminimalizować strat na Willunga Hill jak chociażby w poprzednim roku. Mistrz Republiki Południowej Afryki przyznał po etapie, że jego ciało nie zareagowało tak jak ostatnio, na co wpływ mogły mieć poprzednie intensywne i dynamiczne etapy z dodatkowym finiszem na podjeździe w Paracombe.

Tygodnik „Cycling Weekly” opublikował interesujące porównanie czasów, jakie od 2018 roku uzyskiwał na Willunga Hill Richie Porte. Dwa lata temu pokonał ten podjazd w 7 minut i 8 sekund, rok później zrobił to o 6 sekund szybciej, zaś w tym sezonie uzyskał czas 6 minut i 34 sekundy, co oznacza, że wjechał na szczyt podjazdu, którego jest przecież królem o pół minuty szybciej! Czy to zwiastun wreszcie dobrego, pozbawionego pecha sezonu dla zdolnego kolarza z Trek-Segafredo? Czas najwyższy, bowiem ma on już 34 lata.

Matthew Holmes, który jeszcze dzień wcześniej myślał, że kolarstwo nie jest dla niego

fot. Tour Down Under

Dziewicze zwycięstwo w World Tourze zawsze robi nazwisko i kieruje na kolarza uwagę tych, którzy nie zagłębiają się zbytnio w śledzenie kolarstwa. Oczywiście, na najwyższym poziomie Matthew Holmes dotychczas nie brylował, ale tak zupełnie znikąd też nie przyszedł. Reprezentując w ostatnich latach barwy kontynentalnej Madison-Genesis nie miał zbyt dużego pola do popisu, ale gdy dostał szansę ścigania się w takim wyścigu jak Tour of Britain, to wiedział, jak z niej skorzystać. W 2019 roku zajął piętnaste miejsce w klasyfikacji generalnej, co uczyniło go najwyżej sklasyfikowanym kolarzem z Wielkiej Brytanii, czyli wśród reprezentantów gospodarzy. W 2018 roku z kolei zajął drugie miejsce w klasyfikacji górskiej. Był też piąty i dziewiąty w Tour de Yorkshire, odpowiednio w 2017 i 2019 roku. Zatem tam, gdzie trzeba dynamicznie jeździć po krótkich i stromych podjazdach dawał radę. Willunga Hill ma podobną charakterystykę, więc wszystko się zgadza. Być może więc zbyt szybko zwątpił w siebie mówiąc rodzicom, że kolarstwo na najwyższym poziomie chyba nie jest dla niego

Koniec ery Mike’a Turtura jako dyrektora wyścigu Tour Down Under

fot. Tour Down Under

Kończy się trwająca 22 lata era Mike’a Turtura jako dyrektora wyścigu Tour Down Under. Bez wątpienia jest on współautorem największego i najbardziej prestiżowego wyścigu kolarskiego w Australii, ale już słychać głosy, że rzeczą, której nigdy nie wcielił w życie jest na przykład jazda na czas – w jakiejkolwiek formule i o jakiejkolwiek długości. Stuart O’Grady, który przejmie schedę po Turturze, w wywiadzie udzielonym telewizji Seven Network po zakończeniu wyścigu, powiedział, że zmagania z czasem są bez wątpienia czymś, o czym myśli. Kolejna z sugestii w kwestii ewentualnych zmian w trasie dotyczy odwiedzenia wyspy Kangaroo Island, położonej sto kilometrów na południowy-zachód od Adelajdy. Tymczasem zwycięzca wyścigu Richie Porte nie widzi pilnej potrzeby reorganizacji wyścigu. Uważa, że raczej inne „etapówki” powinny pomyśleć o modyfikacjach, a ściganie w Tour Down Under zawsze jest dla niego przyjemnością. Turtur lubi to.  

Mads Pedersen ostatni w klasyfikacji generalnej. The curse of rainbow jersey is real? 

fot. Trek-Segafredo

Mistrz świata Mads Pedersen to czerwona latarnia tegorocznej edycji wyścigu Tour Down Under. Można więc zażartować, że sławetna klątwa tęczowej koszulki działa. Mówiąc zaś całkiem poważnie: należy pamiętać, że Duńczyk w pełni skoncentrował się na pomocy Richiemu Porte, którego celem było zwycięstwo w klasyfikacji generalnej. Tasmańczyk nazwał go niesamowitym kolarzem i zdradził, że zaraz po tym, jak wygrał wyścig o mistrzostwo świata w Yorkshire powiedział kierownictwu Trek-Segafredo, że chce, aby przyjechał z nim do Australii i pomógł mu zdobyć ochre jersey. Pedersen imponujący występ zaliczył zwłaszcza na ostatnim etapie, kiedy to właściwie samodzielnie zniwelował dwie minuty straty peletonu do bardzo licznej ucieczki dnia. Chapeaux! 

A co czytelnicy Naszosie.pl zapamiętali najbardziej z tegorocznej edycji wyścigu Tour Down Under? Zapraszamy do dyskusji w mediach społecznościowych pod hashtagiem #tourdownunder

mwisniewska92

Poprzedni artykułRafał Majka w składzie BORA – hansgrohe na Mallorca Challenge
Następny artykułRichie Porte: „myślałem, że jest po wszystkim”
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments