„Bolgheri Superiore w kieliszku, czerwone mięso na talerzu, ciepło na dworze, żona w domu… oznacza to, że i ja w końcu jestem w domu!” – pisze na swojej stronie Sylwester Szmyd.
„Na zgrupowaniu spędziłem sporo godzin na rowerze, a jutro wracam do konkretnej pracy.
Troszkę tylko przykro jak to właśnie w Italii wciąż mnie ludzie zaczepiają na ulicach, w supermarketach, po wyścigach, chwaląc, podziwiając i komplementując za wykonana pracę… a w Polsce spotykam się w mediach głównie z krytyką i niezrozumieniem.
Nie ważne, taki polski urok… Chciałbym tylko, byśmy za przykładem np Francuzów, nauczyli się mówić dobrze o swoim, nawet jeśli wiemy, że nie jest to szczyt szczytów w danej dziedzinie…Tdf… beaujolais…Voeckler i pewnie przykładów możnaby było mnożyć do woli.
ps. Wczoraj na treningu drugą cześć „La Madone” wjechałem 12minut wolniej niż Loeb rano… ale on oszukiwał, miał silnik!”
Źródło: www.sylwesterszmyd.pl