Niestety pogoda nie odpuszcza i organizatorzy byli zmuszeni do zmiany przebiegu królewskiego odcinka.
Początkowo trzeciego dnia kolarze mieli wjechać na najwyższy szczyt wyścigu – Passo delle Erbe – o wysokości prawie 2000m nad poziomem morza. Niestety śnieg sprawił, że droga jest zupełnie nieprzejezdna i zawodnicy skierują się na objazd. Zamiast „Erbe” premia górska pierwszej kategorii została przyznana Passo Terento na 1219m. Od Santa Andrea sytuacja wraca do normy – wspinaczka pod Alpe Rodengo Zumis, zjazdy i ostatecznie podjazd pod finisz na Funes san Pietro. Cały etap będzie miał 135.6km.
Z pewnością jest to dobra decyzja, gdyż nie ma najmniejszego powodu, by tak bardzo ryzykować. W Brennero spadło bardzo dużo śniegu, przez co wyścig mógłby nawet zostać przerwany w czasie podjazdu, a to nie tylko wybija nas z rytmu, ale także może mieć wpływ na nasze zdrowie, o które tak bardzo dbamy na 2 tygodnie przed Giro d’Italia. Kiedy decyzja była podejmowana, nikt się z nami nie kontaktował. To bardzo dobrze, że organizatorzy mieli pod ręką plan B, tym bardziej zważając na panujące tu warunki pogodowe
– powiedział nam Ian Boswell z Team Sky.
Z Villabassa – Michał Kapusta