fot. Strade Bianche

Trwa kolarski sezon 2024, zatem nadeszła najwyższa pora, by wskrzesić cykl „Wyścigowe zapiski”. Co prawda miały się w nim pojawiać felietony z miejsca akcji, a w tym roku w Sienie nas nie było, jednak można przymknąć na to oko. Śledząc zmagania po białych drogach nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że gdzieś to już wszystko widzieliśmy. Konkretnie w 2022 roku, gdy na Piazza del Campo również jako pierwsi wpadli Tadej Pogačar i Lotte Kopecky. Nadeszła pora, by wrócić wspomnieniami do włoskiego wyścigu.

Na Piazza del Campo w Sienie nie było prawie nikogo, nawet słońca, które o poranku leniwie wyłaniało się zza średniowiecznej zabudowy miasta. Gdzieniegdzie szwędali się ludzie, doglądający scenografii wyścigu. Po kamiennych płytach placu przechadzała się też garstka turystów, starający się uchwycić w obiektywach swoich telefonów wieżę Torre del Mangia w pełnej krasie. Z wyjątkiem bramy mety, barierek i innych dekoracji, nic nie zwiastowało, że za kilka godzin centralny plac urokliwego miasta będzie wrzał na cześć finiszujących tu kolarzy i kolarek.

Trzy razy do roku Piazza del Campo wypełnia się żądnymi emocji tifosi. Dwukrotnie jest to związane ze słynnym Palio delle contrade, gonitwami konnymi, które odbywają się tu w wakacje. Historia wydarzenia sięga pierwszej połowy XVII wieku – śmiało można by nazwać ją monumentem. Na to samo miano pracuje kolarski wyścig Strade Bianche, który jednak pełnoletniość osiągnął dopiero przed tygodniem.

Kwestię nazewnictwa i prestiżu rozstrzygniemy sobie później, tymczasem warto wrócić do budzącej się Sieny. Jak zwykle najwcześniej z łóżka musiały zwlec się kolarki, które opuściły monumentalną Twierdzę Medyceuszy w Sienie już o godzinie 9.15. Liczne grono kibiców na neutralnym odcinku startowym dawało odpowiedź na pytanie dotyczące pustek na Piazza del Campo. Dopiero po zobaczeniu swoich idoli i idolek w jeszcze nie pobrudzonych strojach, można było udać się do historycznego centrum Sieny.

Najpierw odbyła się jednak prezentacja wyścigu mężczyzn, a wraz z nią – chaotyczne wywiady przed startem. Najbardziej rozchwytywani byli oczywiście główni faworyci do zwycięstwa, jak Julian Alaphilippe czy Tadej Pogačar. Rozluźniony Słoweniec tak chętnie odpowiadał na pytania, że… spóźnił się na start i musiał gonić odjeżdżającą kolumnę. Jak okazało się po kilku godzinach, lekkie przyspieszenie tuż po wystrzale z pistoletu nie miało większego wpływu na samopoczucie Pogačara w kluczowych momentach rywalizacji.

Kolarze i kolarki pokonywali kolejne szutrowe sektory, podczas gdy kibice musieli zmierzyć się z innym wymagającym wzniesieniem – labiryntem historycznych uliczek, prowadzących na Piazza del Campo. Oddając się dziennikarskim obowiązkom służbowym w Palazzo Sansedoni, którego okno wychodziło na główny plac w Sienie, można było śledzić zmęczone wspinaczką tłumy, powoli wypełniające okolice mety Strade Bianche.

Na podstawie głośnych okrzyków zachwytu kibiców, można było wyczuć, że zawodniczki lada moment pojawią się w centrum Sieny. Piękne zwycięstwo wywalczyła Lotte Kopecky, która w elektryzującym finiszu pokonała Annemiek van Vleuten. Czwarte miejsce zajęła wtedy Katarzyna Niewiadoma, co – patrząc na znakomitą historię jej występów w tym wyścigu – w sumie zupełnie nie powinno nikogo dziwić. Wszystkie zawodniczki były wycieńczone po niezwykle trudnym wysiłku, a gdy tylko złapały trochę powietrza, uciekały w stronę busów swoich zespołów. Ja też musiałem uciec – do biura prasowego, bo cały czas czekała na mnie rozmowa z Michaelem Goglem, moim „czarnym koniem” wyścigu mężczyzn, którą trzeba było jak najszybciej spisać.

Nie udało się wyrobić na czas. Po kliknięciu „opublikuj” zajrzałem do relacji tekstowej, gdzie przeczytałem komunikat: „GOGL Michael (Alpecin-Fenix) abandoned the race”. Cóż, nie pierwszy i nie ostatni raz.

Wróćmy jednak do tego, co działo się w Strade Bianche oraz na Piazza del Campo. Niesamowity atak Tadeja Pogačara na 50 kilometrów rozgrzał gardła tysięcy tifosi. Po chwili stało się jasne, że kwestia zwycięstwa jest już rozstrzygnięta. Można było tylko się zastanawiać, z jaką przewagą Słoweniec sięgnie po zwycięstwo i w jaki sposób powitać go na mecie Strade Bianche. Tadej Pogačar pędził w stronę słońca, zachodzącego za budynkami okalającymi muszelkowaty Piazza del Campo. Fenomenalny zwycięzca Tour de France zdążył jeszcze przeciąć kreskę w towarzystwie promieni słonecznych i miał czas na celebrowanie swojego sukcesu w akompaniamencie krzyków kibiców.

Przez kolejne kilkadziesiąt minut na metę wpadali kolejni zawodnicy. Odgrodzony barierkami fragment Piazza del Campo wyglądał jak pobojowisko. Leżący na ziemi kolarze byli brudni, zakrwawieni i piekielnie zmęczeni.

fot. Strade Bianche

Jednym z herosów, który wjechał pod Via Santa Caterina ozdobiony plamami z krwi, był Lewis Askey, poszkodowany w dużej kraksie na jednym z sektorów szutrowych, kojarzonej głównie z Julianem Alaphilippe’em przelatującym przez kierownicę.

Brytyjczyk dzień wcześniej wziął udział w twitterowej dyskusji, w której padło pytanie o to, kto wygra Strade Bianche. Lewis Askey. Byłoby fajnie – odpowiedział. Wtedy nie zwyciężył, ale być może uda się to w kolejnych latach. Byłoby fajnie.

Wyścigu nie wygrało też ponad 173 innych kolarzy i 138 kolarek, biorących udział w wyścigu po białych drogach. Wszyscy, którzy zdołali wjechać na Piazza del Campo, mogą jednak czuć dumę – to rywalizacja prawdziwych twardzieli i twardzielek, kolarstwo w starym stylu, kwintesencja tego sportu. Strade Bianche łączy morderczy wysiłek z bajkowymi, toskańskimi krajobrazami i historyczną historią. A ile historii jest w samym wyścigu? Dotychczasowych 18 edycji napisało ich tysiące, jednak to jeszcze nie czyni ze Strade Bianche monumentu. Sam Tadej Pogačar, który za niedługo dorobi się „swojego” sektora szutrowego na trasie wyścigu, przyznał, że nie ma on jeszcze aż tak bogatej historii, jak 5 największych wyścigów jednodniowych w kalendarzu.

Do rangi pomniku kolarstwa, wyścig po białych drogach swoimi widowiskowymi atakami wynoszą sami kolarze i kolarki. Strade Bianche to jedna z najpiękniejszych imprez w kolarskim w kalendarzu, ma swój wyjątkowy klimat – podobnie jak oglądanie rywalizacji z serca Sieny – którego nie ma co psuć dyskusjami o tym, czy zasługuje na status jednego z monumentów, bo nic to w zasadzie nie zmieni. I tak będzie epicki!

(Już nie) ze Strade Bianche, Kacper Krawczyk


Wyścigowe zapiski #1: Kolarstwo łączy ludzi (Tour of the Alps 2023)
Poprzedni artykułRonde van Drenthe 2024: Lorena Wiebes po raz czwarty z rzędu
Następny artykułHistoryczny wyczyn kolarzy Visma | Lease a Bike
Szukam ciekawych historii w wyścigach, które większość uważa za nieciekawe.
Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Andrzej
Andrzej

Drobna korekta. Nie 50-kilometrowy tylko 80-kilometrowy atak Pogacara.

Jakub Jarosz
Editor
Jakub Jarosz
Reply to  Andrzej

Tadej Pogačar zaatakował w 2022 roku dokładnie na 50 kilometrów przed metą.

Dawid
Dawid

A to ten tekst jest z 2022 roku?

Jakub Jarosz
Editor
Jakub Jarosz
Reply to  Dawid

Polecam przeczytać pierwszy akapit…