Dwukrotny zwycięzca Tour de France w rozmowie z rodzimym serwisem Ekstra Bladet przyznał się, że ominął jeden z testów antydopingowych. Powód był bardzo banalny – uszkodził mu się domofon, a kontrolerzy nie mogli się jednocześnie dodzwonić na wyciszony telefon.
Jonas Vingegaard bardzo obszernie opowiedział o historii kolarstwa w kontekście przeciwdziałania dopingowi w wywiadzie dla duńskiego serwisu Ekstra Bladet. Powiedział, że „to wstyd”, że sport cierpi z powodu licznych skandalów dopingowych z przeszłości, jednocześnie potwierdzając toczącą się sprawę kolegi z drużyny Jumbo-Visma, Michela Hessmanna. Przy okazji 26-latek przyznał się, że i jemu zdarzyła się mała wpadka – ominął w tym roku w bliżej nieokreślonym przez niego terminie jedną z kontroli. Zawodnicy legalnie mogą sobie pozwolić na 2 takie zdarzenia w roku.
Zostawiłem telefon komórkowy w kuchni i wtedy nie zadziałał nam dzwonek do drzwi. Próbowali się do mnie dodzwonić i było jasne, że odebrałem. Oczywiście, to nie jest fajne. Finalnie kontrolerzy przyszli dwa dni później. Zostałem przebadany, ale oczywiście nie jest miło, gdy wisi nad tobą ominięty test. Zdecydowanie myślę o tym teraz, aby mieć pewność, że to się więcej nie powtórzy
— opowiadał Jonas Vingegaard.
Niesprawny domofon to bardzo znane wytłumaczenie w środowisku sportowym. Oczywiście ciężko podejrzewać Duńczyka o kłamstwo, acz jednocześnie warto zauważyć, że z takiej wymówki korzystał w historii m.in. znany lekkoatleta Mo Farah czy wielu innych kolarzy. Warto przy tym pamiętać, że choć 26-latek ominął jeden test to w skali roku wykonano mu takowych około 70.
Dobrze jest się cały czas poddawać testom. W pewnym sensie to pomaga. Wszystkie Twoje testy dają wynik negatywny, ale w pewnym sensie to brzmi pusto, ponieważ 20 lat temu kolarze też byli testowani. W jakiś sposób potrafili oszukiwać, więc nie chcę po prostu mówić – jak to robili za dawnych czasów – że jestem kolarzem, który jest najczęściej badany. Prawdą jest po prostu, że nie mam pozytywnych testów. Niemniej wiem, że przez naszą historię jako sportu ludzie na pewno sądzą, że kolarze nadal oszukują
— kontynuował Jonas Vingegaard.
Duńczyk odniósł się także do swojego kolegi klubowego Michela Hessmanna, któremu grozi do czterech lat zakazu uprawiania sportu po pozytywnym wyniku testu przeprowadzonego w czerwcu, który wykazał w organizmie Niemca obecność leku moczopędnego.
Nie wiem, jak to dostało się do jego organizmu. Myślę, że największą obawą każdego rowerzysty jest to, że można zarazić się przypadkowo czymś, co zjesz, i w ten sposób pozytywny wynik testu, mimo że nie miałeś zamiaru, będzie pozytywny
— rozwinął zwycięzca Tour de France.
Przypadek 22-latka to jeden z niewielu pozytywnych wyników testów, które pojawiają się obecnie na najwyższym poziomie kolarstwa. Listy tymczasowych zawieszeń i sankcji UCI są wypełnione mniej znanymi zawodnikami z niższych szczebli tego sportu w Azji, Ameryce Południowej i Portugalii, którzy najczęściej mają pozytywne wynik testów na obecność EPO czy sterydów.
To NIE było w tym sezonie. Nie powielajcie fałszywych informacji, tylko starajcie się dotrzeć do faktycznego wywiadu. Ten już został zinterpretowany na miliard sposobów -jedni piszą, że nie podał kiedy, inni że w tym roku.
W oryginalnym wywiadzie mowa jest o tym, że miało to miejsce kilka lat temu. Jeszcze zanim ktokolwiek o nim cokolwiek usłyszał.
Strona Ekstra Bladet nie należy do najprzystępniejszych, a tłumacz nie daje zbyt rozsądnych wyników. Czemu miałbym zatem zakładać, że korzystanie z renomowanych, zagranicznych portali (a przeczytałem informacje o tym w 3 różnych by mieć pewność co do faktów) są błędne? Miliard sposobów, ale wszędzie takie same (niepoprawne) wnioski? Coś mi tu nie gra w takim razie, czemu by to miało wypłynąć akurat teraz.
Jeżeli dziennikarz chce uchodzić za rzetelnego (a raczej chce), to powinien weryfikować informacje.
Sytuacja miała miejsce w 2019 roku.
Zweryfikowałem informację w 3 źródłach, w tym spróbowałem także w pierwotnym. Nie wiem w ilu powinienem by zadowolić czytelnika, ale mi (człowiekowi pracującemu za niespełna najniższą krajową) tyle wystarczy.
Jeżeli nie jest Pan w stanie poprawnie odczytać wywiadu, to zawsze można poprosić kogoś o pomoc. Korona z głowy nie spadnie.
Albo odstąpić od opublikowania takiego tekstu, którego się nie rozumie.
Cóż, widać, że ważniejsze od dziennikarskiej rzetelności jest szukanie sensacji, by się lepiej klikało.
A kłamstwo w tekście nadal nie zostało sprostowane.
Kogo mam poprosić o pomoc? Kłamstwem wciąż nazywa to Pani, choć w żadnym z renomowanych portali nie zmieniono tej informacji. Zresztą zwrot o tym sezonie zniknął z artykułu dość dawno, a obecnie jest to po prostu bliżej nieokreślone z racji braku wiarygodnych źródeł.
Poza tym zarzuty „Ten już został zinterpretowany na miliard sposobów -jedni piszą, że nie podał kiedy, inni że w tym roku.” i „Jeżeli nie jest Pan w stanie poprawnie odczytać wywiadu” chyba nieco się wykluczają – to w końcu korzystam ze złych źródeł czy nie umiem ich czytać?