fot. INEOS Grenadiers

Zwycięstwo Kadena Grovesa na trasie 5. etapu Vuelta a Espana raczej nie było wielkim zaskoczeniem. Co innego drugie miejsce Filippo Ganny, który jak do tej pory rzadko dawał się poznać jako sprinter.

Włoch już od dłuższego czasu pokazuje, że choć kiedyś można było postrzegać jako typowego czasowca, to on potrafi się pokazać z bardzo dobrej strony nie tylko mając przed sobą pustą szosę. W tym roku zajmował już 6. miejsce na Paryż-Roubaix, a i w innych klasykach pokazywał się z bardzo dobrej strony. Kilka razy pokazał też, że potrafi być świetnym pomocnikiem, a także kolarzem, który przetrzymuje w grupie co mniej strome podjazdy, nawet jeśli te są bardzo długie.

To jednak nie wszystko – otóż w tym roku Włoch dość niepostrzeżenie przeobraził się w przyzwoitego sprintera. Nie widać tego może we wspomnianych klasykach – Włoch wcale nie jest postrachem kolarzy, z którymi przyjeżdża w jednej grupie do mety. Kiedy jednak okoliczności są sprzyjające, zdarza mu się zafiniszować na wysokiej pozycji podczas sprintu z peletonu.

Przed rozpoczęciem Vuelty zdarzyło mu się to dwa razy – na przełomie stycznia i lutego. Na trasie etapu Vuelta a San Juan zajął 3. miejsce za Fernando Gavirią i Peterem Saganem, a niedługo później, podczas Vuelta ao Algarve był drugi, pomiędzy Magnusem Cortem i Jordim Meeusem. Okazuje się, że tamte zimowe wybryki wcale nie były przypadkowe, bo kolejne miejsce na podium dorzucił wczoraj – tym razem na etapie wyścigu zdecydowanie bardziej prestiżowego. A wszystko zaczęło się od krótkiej rozmowy:

– Na 30 kilometrów do mety Geraint Thomas zapytał mnie jak się czuję. Odpowiedziałem, że jestem trochę zmęczony, ale po tak długim etapie to normalne. Wtedy Geraint powiedział mi: „Dobra, to dowieź mnie do 3 kilometra przed metą, a potem rób co chcesz”. 

– opowiadał po wjeździe na linię mety Ganna.

Włoch, który podczas wielkich tourów zazwyczaj osłania swoich liderów (oczywiście z przerwami na walkę o zwycięstwa w czasówkach), teraz dostał od szefa wolną rękę, więc postanowił ją wykorzystać. Na ostatnich metrach mijał rywali jak tyczki i ostatecznie tylko o włos przegrał z bezkonkurencyjnym Kadenem Grovesem. Zajął 2. miejsce, jednak wciąż jest mu mało.

– Dziś sprawdziłem, na co mnie stać, ale wiem, że straciłem wiele pozycji w momencie tej kraksy na rondzie. Potem musiałem zużyć wiele energii, by przedrzeć się do przodu, ale jest jak jest. Kaden Groves jest tutaj jednym z najlepszych sprinterów. Przed nami jeszcze wiele etapów, więc jestem pewien, że będę miał jeszcze okazję, by podjąć kolejną próbę

– zadeklarował.

Po tej zapowiedzi możemy przypuszczać, że dla Ganny zaplanowana na poniedziałek jazda indywidualna na czas wcale nie musi być jedyną szansą na etapowe zwycięstwo. Skoro tak, kto wie, być może jeszcze zobaczymy go w ciągu następnych kilku dni walczącego na sprinterskich końcówkach.

 

Poprzedni artykułLaurens De Plus pomyślnie przeszedł operację biodra
Następny artykułPasmo nieprawdopodobnych zdarzeń – zapowiedź 6. etapu Vuelta a España 2023
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Łukasz
Łukasz

Warto też wspomnieć o Mediolan-San Remo wymieniając tegoroczne dokonania Włocha 🙂