Przez kilka lat Tom Pidcock czekał na zwycięstwo w Amstel Gold Race. Szczególnie bliski triumfu był w 2021 roku, gdy z powodu źle ustawionej fotokomórki uległ Woutowi van Aertowi. Teraz obrazek z fotofiniszu nie był potrzebny – Brytyjczyk o długość koła pokonał Marka Hirschiego.
Przystępując do tegorocznego Amstel Gold Race, Tom Pidcock był jednym z faworytów wyścigu, choć oczy wszystkich były oczywiście zwrócone na Mathieu van der Poela. Mistrz świata stanowił dziś jednak tło rywalizacji, a Brytyjczyk odgrywał w niej pierwsze skrzypce.
Korzystając z zamieszania na czele peletonu i licznych kontrataków, przeskoczył do czołówki na nieco ponad 30 kilometrów do mety. Następnie jechał aktywnie i ostatecznie znalazł się w kluczowym, 4-osobowym odjeździe. W sprincie pokonał Marka Hirschiego, Tiesja Benoota i Mauriego Vansevenanta.
Tym razem obyło się bez fotofiniszu, a kolarz INEOS Grenadiers mógł spokojnie świętować swój sukces.
– Miałem powiedzieć, że fajnie jest wygrać po raz drugi, ale mogłoby to być kontrowersyjne. To niesamowite uczucie. Początek roku był bardzo trudny, z wieloma wyrzeczeniami, czasem spędzonym poza domem, więc uniesienie rąk na mecie znaczy dla mnie bardzo dużo. To wyjątkowe
– mówił Tom Pidcock w rozmowie z Eurosportem.
– Gdy jechałem obok Tiesja, pomyślałem „nie tym razem, muszę mu odjechać, dzisiaj bez fotofiniszu”
– dodał Brytyjczyk w rozmowie z WielerFlits.nl, nawiązując do finiszu z Woutem van Aertem przed trzema laty. Wtedy – choć na kresce zameldował się jako pierwszy – przegrał wyścig z powodu źle skalibrowanej fotokomórki.
Tom Pidcock podkreślał dziś, jak wiele znaczy dla niego zwycięstwo w Amstel Gold Race po trudach pierwszej części sezonu. Przyznał również, że czuje sporą ulgę i postara się cieszyć kolejnymi wyścigami, wchodzącymi w skład „tryptyku ardeńskiego”. Brytyjczyk dziękował też drużynie, w tym Michałowi Kwiatkowskiemu, który dbał o jak najlepsze ustawienie swojego młodszego kolegi w trudnych momentach wyścigu.
– Drużyna bardzo mocno mnie dziś wspierała. Kwiato jechał bardzo dobrze, ale całkowicie się dla mnie poświęcił, więc cieszy mnie, że mogłem się im w taki sposób odwdzięczyć
– dodał Tom Pidcock.
Teraz Brytyjczyka czekają dwa dni odpoczynku, a następnie start w Strzale Walońskiej.
Robota Sylwka Szmyda w górach była niesamowita i pewnie jego koledzy to wspominają. Myślę, że Kwiato jeszcze bardziej będzie zasługiwać na podziękowania za wieloletnie wspieranie innych. Niesamowity kolarz i pewnie będzie brakowało nam go gdy już skończy karierę. Doceniajmy jednak jego prace. Można porównywać do inżyniera w zespole f1 -ostatecznie wygrywa jeden kierowca ale wpływ na to ma poświęcenie wielu osób