fot. UAE Team Emirates

Czujecie to uczucie pustki? Ten poniedziałek to już nie dzień przerwy – to moment po zakończeniu 110. Tour de France. Francuska trzytygodniówka przyciągała przed telewizory przez przeszło 3 tygodnie za sprawą widowiska, które zostanie w pamięci wielu kibiców na długie miesiące, a może i lata.

Gdy Egan Bernal wygrywał Wielką Pętlę w sieci zawrzało – mówiono, że doczekaliśmy się dominatora na lata, następcę Chrisa Froome’a. Gdy rok później na tronie zasiadł Tadej Pogačar to nagłówki grzmiały, że na Słoweńca nie znajdzie się już mocny. Teraz mamy drugie z rzędu zwycięstwo Jonasa Vingegaarda i nastroje są podobne. Czy doczekaliśmy się wreszcie niepokonanego? Trzeba by zapytać wróżbity, ale jedno jest pewne – Duńczyk w tym roku przyjechał po swoje i zadanie wypełnił od początku do końca praktycznie perfekcyjnie.

Tour de France na sekundy

Przez 2 tygodnie wydawało się, że aż do samego końca tegorocznej Wielkiej Pętli losy zwycięstwa w klasyfikacji generalnej będą rozgrywały się o każdą bonifikatę i dosłownie minimalne różnice na mecie poszczególnych etapów. Jonasa Vingegaarda i Tadeja Pogačara dzieliły tylko sekundy, a widowisko, które dzięki temu tworzył ten duet było naprawdę pasjonujące. Po 15. etapie różnica wynosiła ledwie tyle, ile można uzyskać bonifikaty za wygranie pojedynczego odcinka.

A.S.O. / Ashley Gruber and Jered Gruber / Tour de France 2023
Tour de France na minuty

Wszystko zmieniło się na początku drugiego tygodnia. We wtorek nadeszła bowiem jazda indywidualna na czas, która zmieniła obraz tej Wielkiej Pętli na dobre. Jonas Vingegaard zdemolował rywali, a w sieci więcej niż podziwu pojawiło się dyskusji na temat tego jak to jest możliwe, że Duńczyk okazał się być aż o tyle lepszy. 16. etap sprawił bowiem, że Tour de France przestało rozgrywać się na sekundy, a różnica zaczęła być wyrażana w minutach.

To były 32 minuty popisu Jonasa Vingegaarda. Przytoczę 2 Tweety – wypowiedź pracującego w Jumbo-Visma Michała Szyszkowskiego, a także analizę dokonaną przez jeden z zagranicznych serwisów.

Czy to właśnie różnica w przygotowaniach zadecydowała na 16. etapie? A może to kwestia dyspozycji – Słoweniec dzień później pokazał bowiem, że na początku 3. tygodnia spotkał go ogromny kryzys. Jaki wpływ na to wszystko miał sprzęt? Tego nigdy się nie dowiemy, acz te 2 dni z pewnością zapiszą się w historii jako jeden z większych zwrotów akcji – chyba nikt bowiem nie spodziewał się tego, że z 10 sekund zrobi się nagle przeszło 7,5 minuty.

Klasyfikacja górska rozgrywana do samego końca

Najdłużej spośród wszystkich koszulek dostępnych do zdobycia podczas 110. Tour de France ważyły się losy tego, kto wróci do domu w trykocie w grochy. Bardzo długo dzierżył go Neilson Powless, który od pierwszego dnia ciułał punkt za punktem – Amerykanin z EF Education-EasyPost aż do ostatniego dnia próbował walczyć, choć z każdym dniem było widać, że sił zaczyna mu brakować.

Gdy przyszły wysokie góry to do walki o tę koszulkę włączył się Giulio Ciccone (Lidl-Trek), acz bardzo blisko Włocha byli także Felix Gall (AG2R Citroën Team) oraz faworyci klasyfikacji generalnej. 28-latek był jednak niezwykle skuteczny, potrafił kalkulować, a jego zespół w pełni poświęcił się temu celowi i dzięki temu to właśnie Giulio założył charakterystyczne grochy na podium w Paryżu.

Zdjęcie
fot. Lidl-Trek
Sprinter numer 1 jest tylko jeden

Jasper Philipsen i długo, długo nic – tak można by podsumować płaskie końcówki podczas 110. Tour de France. Belg przegrał w sumie tylko dwukrotnie, a i wtedy zajmował drugie miejsca – na podjeździe w Limoges lepszy okazał się być Mads Pedersen (Lidl-Trek), a na Polach Elizejskich świętował Jordi Meeus (BORA-hansgrohe).

Sprinter Alpecin-Deceuninck wygrał tym samym aż 4 etapy, do tego dwukrotnie był najlepszy w finiszach za plecami uciekających trójek. To prawdziwie szalony występ, który sprawia, że Jasper Philipsen jest obecnie niekwestionowanym numerem 1 światowego sprintu. Szkoda tylko, że równie dużo co o mocy Belga mówiło się też o jego nieczystych zagrywkach…

fot. twitter Alpecin-Deceuninck
Polacy znów na ustach świata

Kolejny rok z rzędu na starcie Tour de France zameldował się niejeden Polak, acz i tym razem mówić mogliśmy o zawodnikach mających dość jasne role w swoich zespołach. Rafał Majka miał pomagać Tadejowi Pogačarowi, Michał Kwiatkowski miał niejednego lidera – w INEOS Grenadiers ostatecznie wyklarował się na tę pozycję Carlos Rodríguez, acz w składzie znaleźli się także Tom Pidcock, Daniel Felipe Martínez czy Egan Bernal.

Rafała i Michała od pierwszego dnia oglądaliśmy u boku swoich kolegów kolejny raz świetnie wywiązujących się ze swoich zadań. Ich liderzy nieraz wypowiadali się w samych superlatywach o pracy naszych rodaków, acz polscy kibice z pewnością chcieli czegoś więcej – jazdy na własne konto.

Tegoroczna edycja z pewnością spełniła marzenie większości Polaków oglądających Tour de France przed telewizorami. Michał Kwiatkowski próbował nie raz, na Cauterets-Cambasque był bardzo blisko, nieźle wyglądała też jego jazda na etapie do Issoire. Triumf przyszedł jednak jeszcze 3 dni później – 33-latek pewnie triumfował na Grand Colombier!

Swoje 3 grosze do polskich emocji wtrącił także Rafał Majka – choć niemal 34-letni „Zgred”, jak zwykli go zwać kibice, miał dużo więcej pracy od swojego rodaka to i on dostał swoją szansę na etapie do Courchevel. Rafałowi starczyło sił na jazdę po 3. miejsce, zatem w końcówce poczekał na swojego lidera, acz miło było oglądać i jego walczącego o etapowy triumf aż do finałowych kilometrów.

fot. Tour de France
Rekord wszechczasów (jeszcze) nie dla Marka Cavendisha

Czy w 2020 roku ktokolwiek się spodziewał, że będziemy jeszcze na poważnie analizowali karierę legendy sprintu z Wyspy Man? Czynić to mógł chyba tylko jego największy fan, bowiem ścigający się wówczas dla Bahrain – McLaren Brytyjczyk ani razu przez cały rok nie zameldował się w pierwszej „10” choćby jednego etapu – jego najlepszym wynikiem było 12. miejsce podczas Tour de Pologne na mecie w Zabrzu.

Kolejny rok był jednak dla Marka wspaniały – wygrał on 4 etapy Tour de France i zrównał się z Eddym Merckxem. Wydawało się, że rekord jest na wyciągnięcie ręki, ale Patrick Lefevere podjął decyzję, że z ramienia Quick-Step Alpha Vinyl Team na Wielką Pętlę pojedzie nie Brytyjczyk, a Fabio Jakobsen. Mark dostał „tylko” Giro d’Italia, gdzie wygrał etap.

Pomocną dłoń dla kolarza, który w tym roku kończył 38 lat wyciągnął Alexander Vinokourov i jego Astana Qazaqstan Team. Początek tej współpracy był… łagodnie mówiąc słaby. Wyników brakowało, nadziei zresztą też. Aż do mety Giro d’Italia w Rzymie nie układało się nic. Czas pokazał jednak, że Brytyjczyk nadal jest jednym z najszybszych kolarzy w zawodowym peletonie i wielka szkoda, że złamany obojczyk przerwał walkę Marka o ten upragniony, 35. triumf etapowy podczas Tour de France. Coś się jednak mi wydaje, że Cav spróbuje jeszcze raz za rok. To byłaby piękna historia!

Fot. Tour de France
Słabość gospodarzy

Z pewnością nie o takim Tour de France marzyli Francuzi. Miało być pięknie, a skończyło się jednym wygranym etapem jeszcze na terytorium Kraju Basków w wykonaniu Victora Lafaya (Cofidis) i dopiero 9. miejscem w klasyfikacji generalnej Davida Gaudu (Groupama-FDJ). Nie tak miał wyglądać ten wyścig dla gospodarzy i nie przykryje tego nawet wspaniałe pożegnanie się z własną publicznością, jakie zafundował jej Thibaut Pinot.

fot. Groupama-FDJ
Bracia Yates bez presji, za to z wynikiem

Zarówno Simon, jak i Adam Yates od lat uchodzą za jednych z najlepszych kolarzy na świecie. Obaj jednak regularnie mieli jakiegoś pecha – a to kraksa, a to choroba, a to gigantyczny kryzys tego pierwszego podczas pamiętnego Giro d’Italia z 2018 roku. Bliźniacy do tegorocznego Tour de France przystępowali bez wielkich ambicji – Simon wprost nie mówił, że jedzie na klasyfikację generalną, Adam miał być kluczowym pomocnikiem i ewentualnym drugim nożem. Skończyło się tymczasem na tym, że kolarz UAE Team Emirates pierwszy raz w karierze stanął na podium Wielkiego Touru, a jego brak znalazł się tuż za nim w końcowym zestawieniu. Brawo!

fot. Team Jayco AlUla/Sprint Cycling
Ci, którym nie wyszło

Wspomnijmy krótko także tych, dla których tegoroczne Tour de France nie było udane. Już pierwszego dnia stawkę opuścili po kraksie Richard Carapaz (EF Education-EasyPost) i Enric Mas (Movistar Team). Kto wie jakby wyglądała walka o podium gdyby pozostali oni dłużej w wyścigu. Na metę nie dotarł także Romain Bardet (Team dsm – firmenich), a swoją dyspozycją mniej lub bardziej zawiedli m.in. Mikel Landa (Bahrain – Victorious) i Ben O’Connor (AG2R Citroën Team).

Niezadowoleni mogą być także sprinterzy – dla zawodników takich jak Dylan Groenewegen (Team Jayco AlUla), Fabio Jakobsen (Soudal – Quick Step), Biniam Girmay (Intermarché – Circus – Wanty) czy Caleb Ewan (Lotto Dstny) brak wygranej etapowej to z pewnością duża porażka. Swojego triumfu nie znaleźli także bardzo aktywnie próbujący Wout van Aert (Jumbo-Visma), będący cieniem dawnego siebie Julian Alaphilippe (Soudal – Quick Step) czy poświęcający się pracy Mathieu van der Poel (Alpecin-Deceuninck).

A.S.O. / Jered & Ashley Gruber / Tour de France 2023

Co po Tour de France? Już w sobotę rusza 80. Tour de Pologne, za 1,5 tygodnia zaczynają się Mistrzostwa Świata, a za ciut ponad miesiąc rozpocznie się Vuelta a España, w której start zapowiedział zwycięzca tegorocznej Wielkiej Pętli – Jonas Vingegaard.

Poprzedni artykułPetr Vakoč i Barbara Borowiecka wygrywają Gran Fondo w Górach Izerskich
Następny artykułTour de France Femmes 2023: Liane Lippert wygrywa, Niewiadoma ósma
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Tony
Tony

No Włoskie kolarstwo też leży btw

Balon44
Balon44

Fajny artykuł o poświęceniu dla kolarstwa.
https://weszlo.com/2023/07/25/matej-mohoric-lzy-kolarstwo/