fot. Tour du Rwanda

Zapowiedzi można pisać na wiele sposobów – skupić się na miejscu odbywania się wyścigu, lokalnej kulturze i pięknie danego regionu, opisywać historię danej imprezy, można też przede wszystkim zawrzeć informacje o trasie czy kolarzach obecnych na starcie. Dziś jednak opuścimy nieco wszystkie te schematy, albowiem w obliczu tego, że Tour du Rwanda interesuje prawdopodobnie w Polsce 5 osób na krzyż postaram się oddać w jakiś sposób to, że to jeden z moich ulubionych wyścigów w roku.

Lubię inne miejsca na świecie, dalekie kultury, piękne widoki i zupełnie odmienne klimaty. Co prawda moje podróżowanie ogranicza się głównie do przejeżdżania palcem po mapie, ale można też rzec, że uprawiam jeszcze drugi rodzaj turystyki – oglądam świat okiem kibica kolarstwa. To m.in. dlatego wśród masy wyścigów w Belgii, Francji, Hiszpanii czy we Włoszech lubię tą jedną inną imprezę, której gospodarzem jest jakże odległa Rwanda.

Dla osób posiadających dużą podzielność uwagi polecam sobie puścić w tle do poniższej lektury hymn Tour du Rwanda 2023 – bo afrykański wyścig takowy posiada, a ten, moim zdaniem, zostaje w głowie na długo.

Historia
Troszkę lat studiując na politechnice spędziłem, więc mimo chęci oddania emocji i bardzo subiektywnego podejścia do tematu zapowiedzi nieco schematyczności musi się pojawić. Zacznijmy zatem od tego co było – za nami 14 edycji Tour du Rwanda – 10 jako wyścig 2.2 i począwszy od 2019 roku impreza ta awansowała do kategorii 2.1.

Historycznie Rwanda była jednym z ostatnich miejsc w Afryce, które uległo europejskiej kolonizacji. Dopiero pod sam koniec XIX wieku kraj ten (a ściślej mówiąc to jego terytoria) znalazły się w niemieckiej strefie wpływów. Dalej przewinęli się tam Belgowie, a następnie nastąpiła niepodległość Rwandy. Kolarstwo? Tu we władanie wzięli ją sobie Francuzi, którzy od dawna są najliczniej reprezentowaną nacją na starcie tej imprezy.

Liczebność nie oznacza jednak skuteczności – choć przez Tour du Rwanda przewinęło się już 70 różnych Francuzów to żaden nigdy nie stanął na podium klasyfikacji generalnej. Ba, tylko 2 razy na najwyższym stopniu pojawiał się kolarz spoza Afryki, a byli to Kiel Reijnen (2011) i Cristián Rodríguez (2021). Ostatnią edycję wygrał Natnael Tesfatsion, dla którego to był drugi triumf na rwandyjskiej ziemi.

Polskie akcenty? Mieliśmy ledwie jeden – Przemysław Kasperkiewicz w 2019 roku stanął na starcie Tour du Rwanda jako kolarz francuskiego (a jakże) Delko Marseille Provence. Dla Polaka był to jednak świetny wyjazd – wyścig rozpoczął od 3. i 2. miejsca na otwierających etapach, a na szóstym odcinku Przemek nie dał szans rywalom i sięgnął po swoją jedyną zawodową wygraną w karierze. W tym roku polska historia się nie zmieni – ponownie żaden biało-czerwony nie dotarł do Rwandy na start.

Mistrzostwa Świata Kigali 2025
Organizatorzy nie ukrywają, że na wyścig mocny wpływ ma to, że Rwanda została gospodarzem światowego czempionatu, który będzie miał miejsce za 2,5 roku. Impreza ta jednak udowadnia, że to stosunkowo biedne afrykańskie państwo jest w pełni gotowe na to wyzwanie organizacyjne, a kolarze chwalą sobie bazę hotelową czy fakt, że przy szosie ustawia się masa kibiców. W tekście „10 rzeczy do zapamiętania z Tour du Rwanda 2022” podkreślałem zresztą, że w Kigali funkcjonuje dziś niejeden hotel 5-gwiazdkowy, a będący sercem tego wyścigu Radisson Blu Hotel Kigali na zdjęciach robi niesamowite wrażenie, nieprawdaż?

Kigali Convention Centre
fot. kcc.rw

Trasa
Grafiki znajdujące się na stronie organizatora są w tym roku wyjątkowo okropne, toteż profile będą zaczerpnięte z serwisu Procyclingstats. Warto jednak spojrzeć na mapę całej imprezy, bo ta pokazuje ciekawy progres tego wyścigu – jeszcze 2-3 lata temu praktycznie każdy etap musiał zaczynać się bądź kończyć w Kigali, czyli stolicy Rwandy, dziś stan szos, bezpieczeństwo kolarzy czy baza hotelowa pozwala na zwiedzanie coraz większej części tego afrykańskiego państwa. Warto jednak przy tym pamiętać, że Rwanda jest o połowę mniejsza od województwa mazowieckiego, a zatem przejechać ją wzdłuż i wszerz jest stosunkowo łatwo, a niemal 14 milionów mieszkańców sprawia, że o tłumy przy trasie też nie jest trudno.

Etap 1 – 19.02 (niedziela): Kigali Golf Resort – Rwamagana (115,6km)
Tak jak i w poprzednich dwóch edycjach, pierwszy etap ze startu wspólnego poprowadzi kolarzy z Kigali w stronę 50-tysięcznego miasta Rwamagana – najbardziej wysuniętego na wchód punktu wyścigu. Tu kolarze kręcić się będą na 5 lokalnych, 6,5-kilometrowych rundach. Na profilu widać pewne pofałdowanie, ale rokrocznie dochodzi tu do sprintu z peletonu.

Etap 2 – 20.02 (poniedziałek): Kigali – Gisagara (132,9km)
Drugiego dnia będziemy mieli pierwszy z debiutów na trasie Tour du Rwanda 2023 – o ile start ze stolicy jest czymś standardowym, o tyle już miejsce mety jeszcze nigdy nie było wykorzystywane przez ten wyścig w tej roli. Sam etap rozpocznie się wspinaczkami, które prawdopodobnie szybko podzielą peleton na kilka grup, acz później zawodnicy będą jechali po stosunkowo prostym płaskowyżu, który utrudnią dopiero dwie ostatnie ścianki – Huye (1600m; 5,5%) i Nyagasozi (1000m; 7,3%).

Etap 3 – 21.02 (wtorek): Huye – Musanze (199,5km)
Finisz w Musanze to stały punkt programu od 2012 roku. Regularnie to tu zaczynała się walka o klasyfikację generalną, a w zeszłym roku, gdy przebieg etapu był podobny, różnice były liczone nie w sekundach, a minutach.

Etap 4 – 22.02 (środa): Musanze – Karongi (138,5km)
Jakby komuś było mało wysokogórskiego klimatu to czwarty odcinek zaraz po starcie zabierze zawodników na prawie 2,5 tysiąca metrów nad poziom morza. W sumie na kolarzy czekają cztery coraz prostsze podjazdy, a zatem bardziej możemy być tu świadkami selekcji aniżeli walki faworytów. Gdy ostatni raz wyścig zawitał do Karongi to na czele przyjechało kilkunastu kolarzy, a reszta poniosła ogromne straty.

Etap 5 – 23.02 (czwartek): Rusizi – Rubavu (195,5km)
Rwandyjskie Amstel Gold Race ma nieco inną charakterystykę niż słynny holenderski klasyk. Zaraz, czemu przywołuje Piwny Wyścig? Ano w Rubavu jest jedna z największych filii firmy Amstel, a piwo tam produkowane podbija rynek w tym kraju. Sam producent złocistego trunku jest zresztą jednym z sponsorów tego wyścigu.

Etap 6 – 24.02 (piątek): Rubavu – Gicumbi (157km)
W Gicumbi rok temu liderem Tour du Rwanda został Axel Laurance – można powiedzieć, że to tam rozpoczęła się fala seniorskich sukcesów Francuza. Kolarz ścigający się obecnie dla Alpecin-Deceuninck nie jest zresztą jedynym zawodnikiem, którego wypromowała ta impreza, choć zwykle ten temat dotyczył bardziej afrykańskich kolarzy. Sam etap? Masa podjazdów, w tym słynne (w skali Tour du Rwanda) Tetero, a to praktycznie gwarancja kolejnego boju faworytów klasyfikacji generalnej.

Etap 7 – 25.02 (sobota): Nyamata – Mont Kigali (115,8km)
Zwiedziliśmy Rwandę? To dobrze, bo na koniec pora wrócić do stolicy, która przywita kolarzy podjazdami przymierzanymi do trasy Mistrzostw Świata 2025. W Kigali udało się wyasfaltować zjazd z Mont Kigali (7,6km; 5,6%), dzięki czemu można ten podjazd pokonać dwukrotnie po raz pierwszy w historii w takiej konfiguracji. Składową tego wzniesienia jest legendarny, brukowany Mur de Kigali, zaś finałowe 2km to stale prawie 10% średniego nachylenia. Będzie co podjeżdżać!

Etap 8 – 26.02 (niedziela): Kigali – Kigali (75,3km)
Czy są wśród czytelników Naszosie.pl fani Pro Cycling Managera? Jeśli tak to z pewnością prawie każdy z Was zna ostatni etap Tour du Rwanda. Krótki odcinek prowadzący po rundach po stolicy Rwandy, a na każdej z nich brukowane Rebero i Mur de Kigali to coś, czego kolarze nie mogą zapomnieć. Ogromne tłumy kibiców, jazda na pełnym zmęczeniu i regularnie zmieniające się nachylenia – to robi wrażenie.

Pogoda (i klimat)
Rok temu Tour du Rwanda rozpoczęło się od ulewnych deszczów, w tej edycji ma być nieco lepiej. Temperatury mają jednak regularnie sięgać 30 stopni Celsjusza, a do tego w drugiej połowie wyścigu prognozowane są dość gwałtowne burze i porywisty wiatr.

Faworyci
Na liście startowej w oczy rzuca się przede wszystkim dwóch Brytyjczyków. Można by zażartować, że jest to mistrz i uczeń, acz Chris Froome (Israel-Premier Tech) i Ethan Vernon (tu w Soudal – Quick-Step Devo Team) to kolarze zupełnie różnych charakterystyk. Ten pierwszy z pewnością będzie twarzą wyścigu w mediach, choć ciężko się spodziewać by 37-latek powalczył o triumf w całej imprezie. Podróż sentymentalna do Afryki, w której się przecież urodził 4-krotny zwycięzca Tour de France, może być jednak świetną promocją kolarstwa w tym regionie.

Ethan Vernon też zapewne nie wygra Tour du Rwanda – to bowiem kolarz szybki, ale na 99,99% niezdolny do przetrwania wszystkich trudności tej imprezy. 22-letni Brytyjczyk może jednak wygrać praktycznie każdy sprinterski pojedynek i wrócić do domu z np. 4 skalpami etapowymi, przez które o Rwandzie zrobi się głośno choć na chwilę.

Twarzą wyścigu będzie także wracający po latach do ścigania w wyścigu UCI Daniel Teklehaimanot. Forma 34-letniego Erytrejczyka jest wielką niewiadomą z naciskiem na to, że zapewne nie ma co się po nim za wiele spodziewać, ale z drugiej strony fajnie znów zobaczyć go na starcie.

Przejdźmy zatem do „prawdziwych” faworytów, a tych rozpocznijmy od sekcji kolarzy, którzy już mają w swoim dorobku podium Tour du Rwanda. Zacznijmy od zeszłorocznego top3 – o ile tytułu nie broni Natnael Tesfatsion, o tyle drugi Anatoliy Budyak i trzeci Jesse Ewart (obaj Terengganu Polygon Cycling Team) ponownie zawitają do Rwandy. Ukraińca i Irlandczyka wspierać będzie dwukrotnie drugi w tej imprezie (2016, 2017) Metkel Eyob, który teoretycznie również może powalczyć na własne konto.

Edycja 2021? Drugie miejsce zajął wówczas James Piccoli (China Glory Continental Cycling Team), wtedy jeszcze jako kolarz worldtourowego Israel-Premier Tech. Chińska ekipa z pewnością liczy na występ 31-letniego Kanadyjczyka, który z kolei z pewnością chciałby wrócić do poważniejszego kolarstwa.

2020? Tu na podium stali Kent Main (Reprezentacja RPA) i Moise Mugisha (Reprezentacja Rwandy). Szczególnie na faworyta gospodarzy warto zwrócić uwagę – to niezwykle agresywnie jeżdżący kolarz i świeżo upieczony wicemistrz Afryki w jeździe indywidualnej na czas.

Kończąc sekcję kolarzy z podium Tour du Rwanda w karierze przejdziemy płynnie do tej, która obejmuje najmocniejsze ekipy. W 2019 roku na 3. miejscu afrykański wyścig zakończył Matteo Badilatti (Q36.5 Pro Cycling Team), acz jego ekipa w tym roku może liczyć na dobry występ praktycznie każdego z piątki wysłanych do Rwandy kolarzy. W składzie znaleźli się bowiem także mający worldtourowe doświadzcenie Carl Fredrik Hagen i Filippo Conca, 9. w Tour du Rwanda 2021, ledwie 20-letni Nahom Zerai oraz najlepszy na Górze Chełm podczas zeszłorocznego Małopolskiego Wyścigu Górskiego Walter Calzoni. O polskich akcentach listy startowej pomówimy jednak nieco później.

W Erytrei nie ma wyścigu, zatem to na Tour du Rwanda nastawiają się kolarze z tego kraju, a przede wszystkim mistrz Afryki Henok Mulubrhan (Green Project-Bardiani CSF-Faizanè), którego w tym roku niesamowicie mocno wspierać będzie jego włoska ekipa. U boku 23-latka pojedzie m.in. szybki Filippo Fiorelli czy doświadczony Davide Gabburo.

Rok temu aż 3 etapy wygrali kolarze TotalEnergies i warto na nich zwrócić uwagę i w tym roku. Co prawda wydaje mi się, że Víctor de la Parte, Thomas Bonnet czy Emilien Jeannière to troszkę za mało by powtórzyć tamten sukces, acz szczególnie ten trzeci za sprawą swojej szybkości może co nieco zamieszać.

Prawdziwie mocną pakę wysyła za to Soudal – Quick-Step Devo Team – obok rzeczonego już Ethana Vernona pojawią się także dwa wielkie talenty z Belgii – zdolny do wygrania całej imprezy William Junior Lecerf i ciekawie rozwijający się Gil Gelders. Dobrze w kategorii młodych kolarzy wygląda także Eric Muhoza (Bike Aid) – 21-latek to druga z nadziei gospodarzy.

Kontynuując podróż po ekipach odkryjemy, że swoje najmocniejsze karty do Rwandy posłała także ekipa Euskaltel – Euskadi – Mikel Bizkarra to lider tej ekipy na podjazdy, a Mikel Iturria ma przecież w swoim dorobku etap La Vuelty. Brakuje tylko kogoś szybkiego, acz z pewnością baskijski zespół będzie jechał aktywnie.

Ogólnie Pro Teamy mocno upodobały sobie w tym roku wyjazd do Rwandy. W tej pokaże się także nowozelandzki Bolton Equities Black Spoke, który obecnie znajduje się na podium klasyfikacji ekip drugiej dywizji po fantastycznym starcie sezonu. Mark Stewart, James Oram czy James Fouché to kolarze wprost stworzeni pod takie wyścigi i taką stawkę, a to dobrze wróży tej drużynie. Skład tej uzupełnią 4. kolarz Wyścigu Solidarności i Olimpijczyków 2022 oraz najlepszy młodzieżowiec tegoż, czyli Ryan Christensen i Logan Currie. W ten sposób płynnie przechodzimy do polskich akcentów…

Najaktywniejszy kolarz Tour de Pologne? Jest – w Rwandzie wystartuje Charles Planet (Team Novo Nordisk). 2. kolarz Solidarki 2021? Też mamy, bo do Afryki poleciał Jakub Ťoupalík (EF Education-NIPPO Development Team). A może kolarze z podium Pucharu MON? Siim Kiskonen i Markus Pajur (obaj Tartu2024 Cycling Team) stali na takowym.

Transmisja
Prawa do nagrań z wyścigu ma Canal+, który realizuje jedynie skróty nie dostępne w naszej części świata. Na pomoc rusza kanał Youtube wyścigu – tu co roku ukazywały się następnego dnia rano około 10-minutowe skróty z poszczególnych etapów. Cóż, tylko tyle nam pozostaje + masa fajnych fotek.

EDIT: Pierwszy etap miał transmisję live z całej długości kanale RwandaTV w serwisie Youtube –> LINK. Niestety drugi już się tam nie pojawił.

Gawęda
Ajajaj, tak się naobiecywałem, że będzie nietypowa zapowiedź, a tu pojawiło się tyle schematycznych rzeczy. Na koniec pora zatem na autorską (nie żeby reszta tekstu takowa nie była) gawędę, w której pomarudzę sobie co nieco. Na co? Ano na fałszywą globalizację kolarstwa. Z jednej strony nie sposób nie zauważyć bowiem zainteresowania ekip wyjazdem na wyścigi do Argentyny, Gabonu, Australii, Rwandy, Malezji, Omanu i wielu innych zakątków świata, z drugiej jednak kilku hegemonów kolarstwa (czyt. ASO, RCS Sport etc.) skutecznie kontroluje rynek transmisji telewizyjnych i ma takie współprace, przez które ciężko się przebić mniejszym graczom.

Może jestem naiwny, ale wydaje mi się, że kolejnym krokiem do globalizacji kolarstwa powinno być doprowadzenie do sytuacji, w której możemy takowe… bezproblemowo oglądać. Kalendarz jest jednak bardzo naładowany, prawa telewizyjne sprzedają Eurosportowi najwięksi gracze z Europy, po co zatem takowy ma się martwić pokazywaniem nie tylko Tour du Rwanda, ale i np. niedawno Tour of Oman (który jest przecież 2.Pro…). Póki to nie nastąpi to mogę pisać sobie te 2127 słów, ale przeczyta je z zainteresowaniem 5 osób na krzyż. I wcale się Państwu nie dziwię.

Lista startowa

Poprzedni artykułTadej Pogačar: „Dzisiaj był naprawdę ciężki dzień”
Następny artykułVolta ao Algarve 2023: Wypowiedzi bohaterów 4. etapu
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Delpiero777
Delpiero777

Panie Jakubie jestem jedną z tych 5 osób na krzyż:⁠-⁠) więcej takich zapowiedzi dzięki

Andrzej
Andrzej

Pierwszą rzeczą, która wpadła mi do głowy, podczas wyliczania krajów nieco bardziej egzotycznych, jeżeli chodzi o wyścigi jest fakt, że obsada wyścigu w Rwandzie jest dużo uboższa, niż na przykład ta w Arabii Saudyjskiej, Argentynie, Omanie czy zeszłoroczne wyścigi w Malezji albo Japonii. Myślę, że dla „prestiżu tej imprezy mogłoby dobrze zadziałać przesunięcie jej jeszcze bliżej początkowi roku. Dlaczego?

Ano, końcem lutego kalendarz jest już dużo bardziej napakowany wyścigami – mamy UAE Tour, gdzie spotyka się prawdziwa śmietanka sprinterów. Ci ze sprinterów, których tam nie ma wybiorą pierwsze w tym sezonie belgijskie klasyki, a i weekendowe wyścigi we Francji kategorii .Pro przyciągną jak co roku mocnych zawodników. Na koniec mamy też ściganie w Hiszpanii – cztero-etapowy wyścig Gran Camino tej samej kategorii co zmagania w Rwandzie.

Nieciężko się zatem dziwić, że ekipy z WT nie będą wybierały się do Rwandy mając tyle wygodniejszych alternatyw. Gdyby wyścig pokrywał się ze zmaganiami w Argentynie, Australii czy Arabii – wtedy może część drużyn zdecydowałaby się na start w Afryce. Czemu o tym mówię? Wydaje mi się, że stosunkowo słaba lista startowa jest jedną z głównych przyczyn tego, że wyścig nie jest transmitowany w telewizji na szeroką skalę.

Może gdyby wyścig odbywał się w styczniu to w ekipach reprezentacyjnych moglibyśmy oglądać zawodników z najlepszej dywizji (na przykład Biniama Girmaya, Natnaela Testfatziona, Daryla Impeya i innych), co na pewno dodatkowo mogłoby pomóc temu wyścigowi w wypromowaniu.