Tom Pidcock przedwcześnie zakończył swój start w Strzale Walońskiej. Mimo to zastępca głównego menedżera – Rod Ellingworth jest spokojny o jego dyspozycję.
Pidcock był wymieniany w gronie głównych kandydatów do zwycięstwa w belgijskim wyścigu. Rok temu podczas swojego debiutu w Strzale Walońskiej zajął 6. miejsce i był najlepszym zawodnikiem INEOS Grenadiers. Teraz jego ekipie poszło lepiej – jej najwyżej sklasyfikowany kolarz był 5. Tyle że nie był nim utalentowany 22-latek, a Daniel Felipe Martinez. Brytyjczyk nie tylko nie liczył się w walce o czołowe lokaty, ale w ogóle nie dojechał do ostatniego podjazdu – wycofał się na ponad 30 kilometrów przed metą.
To był po prostu kiepski dzień. Jeszcze we wtorek Tom czuł się świetnie i nie mógł doczekać się dobrego występu na Mur de Huy. Niestety dzień później było już gorzej. Mimo to nie martwię się – w Strzale Brabanckiej i w Amstel Gold Race wyglądał przyzwoicie – jego forma nie mogła tak po prostu ulecieć
– tłumaczył postawę swojego podopiecznego Rod Ellingworth.
Niestety mimo jego słów, trudno być pewnym dyspozycji Pidcocka, który już nie po raz pierwszy w tym roku zawiódł w kluczowym momencie – w końcu innym wyścigiem, z którego musiał się przedwcześnie wycofać było Mediolan-San Remo. Nawet wspomniane przez szefa Ellingwortha Amstel Gold Race i Strzała Brabancka nie były w jego wykonaniu wybitne.
Z jednej strony odegrał tam ogromną rolę w zwycięstwie Michała Kwiatkowskiego i nieco mniejszą w sukcesie Magnusa Sheffielda, z drugiej – Amstel zakończył na 11. pozycji, a w Brabanckiej Strzale widać było u niego duże problemy z pokonywaniem podjazdów. Wydaje się więc, że nie jest w tak dobrej formie, jak rok temu o tej samej porze, jednak nie jest aż tak źle, by można było powiedzieć, że ewentualne wygranie przez niego Liege-Bastogne-Liege (24 kwietnia) byłoby wielką sensacją.