Francuz Romain Gregoire zdobył dziś w Trydencie tytuł mistrza Europy juniorów. W końcówce był szybszy od Norwega – Pera Stranda Hagenesa. Podium uzupełnił drużynowy kolega zwycięzcy – Lenny Martinez. Żaden z Polaków nie ukończył rywalizacji.
Od samego startu tempo wyścigu juniorów było bardzo wysokie. Mimo prób ataków, żadnemu kolarzowi nie udało się oderwać od peletonu. Dochodziło natomiast do selekcji od tyłu – z okrążenia na okrążenie główna grupa była coraz szczuplejsza. Niestety wśród kolarzy, którzy pożegnali się z peletonem, byli też Polacy – po kilkudziesięciu kilometrach w czołowej grupie jechał już tylko jeden z naszych reprezentantów, Mateusz Gajdulewicz.
Na piątym okrążeniu i on podzielił los swoich zespołowych kolegów i odpadł od peletonu. Ostatecznie, podobnie jak pozostali reprezentanci, nie ukończył wyścigu.
– Widziałem tylko swój mostek i cierpiałem
– powiedział nam po wyścigu Mateusz Gajdulewicz, jeden z reprezentantów Polski.
– Tempo było naprawdę ogromne, szczególnie na pierwszym podjeździe poszedł nienormalny gaz. Myślę, że byliśmy trochę nierozgrzani, trochę zapiekł nas ten pierwszy podjazd, w moim przypadku – straciłem trochę pozycji na starcie honorowym i startowałem z daleka. Takich małych przyczyn jest wiele, ale, tak szczerze, nie powinniśmy o nich mówić, tylko skupić się na tym, żeby popracować nad sobą i się poprawić
– tłumaczył.
Dla Mateusza Gajdulewicza był to drugi start w mistrzostwach Europy wśród juniorów. Rok temu zajął osiemnaste miejsce w indywidualnej jeździe na czas, a w wyścigu ze startu wspólnego nie wystartował ze względu na pozytywny przypadek koronawirusa w drużynie. W Trydencie ukończył „czasówkę” na dziewiątej pozycji – wyścig ze startu wspólnego nie poszedł jednak po jego myśli.
– O takim wyścigu nie da się zapomnieć. Wyciągamy z niego wnioski, uczymy się na swoich błędach. Myślimy, co mogło pójść nie tak i chcemy z niego jak najbardziej skorzystać – w końcu przyjechaliśmy tu, byliśmy tu trochę czasu i mam nadzieję, że taka lekcja nie pójdzie na marne i wszyscy z nas coś z niej wyciągniemy
– mówił kolarz Warszawskiego Klubu Kolarskiego.
Za niewiele ponad tydzień Mateusz Gajdulewicz stanie na starcie mistrzostw świata, które odbędą się w belgijskim Leuven, gdzie postara się powtórzyć dobry wynik z jazdy na czas w Trydencie. Trasa zawodów, podobnie jak w mistrzostwach Europy, będzie płaska, a jej długość będzie wynosiła 22,3 kilometra.
– W szczególności nie mogę doczekać się indywidualnej jazdy na czas. Myślę, że pójdzie ona równie dobrze, jak tutaj, a liczę na to, że nawet lepiej. Poćwiczę trochę moje słabe punkty, pojeżdżę trochę za skuterem, żeby złapać trochę kadencji, której tutaj mi trochę brakowało, odpocznę po etapówce i tych wyścigach tutaj i myślę, że wszystko będzie w porządku zarówno na czasówce, jak i starcie wspólnym
– zakończył polski kolarz.