fot. Israel Cycling Academy

Jean-Paul Waterloos zmarł 28 sierpnia w wieku 77 lat. Postać w kolarstwie może być kojarzona głównie z tego, że 35 lat temu wpadł on na śmiały pomysł organizacji wyścigu zawodowego, który następnie rokrocznie realizował. To on był ojcem Tour du Finistère.

Nie ma co oczekiwać, że postać Francuza była znana w polskim środowisku, ale uważam, że należy mu się 5 minut uwagi w obliczu jego śmierci. Taki staż jako organizatora imprezy jest bowiem szalenie imponujący, a i udało mu się sprawić, że ten klasyk obecnie kategorii 1.1 na stałe wpisał się w kalendarz i uzyskał swój pewien prestiż, jakiego nie sposób mu odmówić.

Śmierć przyszła nagle – jeszcze dziś miał on być jednym z gości podczas worldtourowego Bretagne Classic – Ouest-France. Niestety nie będzie mu go dane obejrzeć z bliska, a jego przyjaciołom i współpracownikom zamienić z nim kolejnego słowa. Miał niedługo zacząć pracę na edycją 2022 wraz ze swoim współpracownikiem Gurvanem Mussetem. Teraz zostaje nam przytaczać archiwalne wypowiedzi Jean-Paula.

Każdy z nas położył na stole po 100 franków na poczet organizacji. Kiedy później powiedziałem, że chcę, aby była to jedna z najpiękniejszych amatorskich imprez we Francji, wielu się śmiało. My zaś ciągle się rozwijaliśmy. Nieustannie dążyliśmy do poprawy naszego funkcjonowania, aby otaczać się odpowiednimi ludźmi, aby kontynuować naszą drogę do zawodostwa

– wypowiadał się w mediach Francuz w 2017 roku.

Gurvan Musset i tak był szykowany przez leciwego już Waterloosa do przejęcia tej imprezy. Wszystko to miało stać się jednak wolniej, ale niestety śmierć przyszła nagle. 77-latek zmarł na covid w swoim domu w Maroku, a jego współpracownik może tylko teraz wspominać swojego przyjaciela i głowić się nad kolejną edycją klasyku.

Bez niego nie będzie łatwo. Uzgodniliśmy, że przejmę wyścig w ciągu najbliższych trzech do pięciu lat. Mam nadzieję, że bez niego będę dalej odnosić sukcesy organizacyjne, ale nie będzie to już tak łatwe. Ach, Jean-Paul, był dumny ze swojej imprezy. Tour du Finistère był jego diamentem. Podobało mi się również w nim to, że witał instalatora barier z takim samym entuzjazmem jak głównego sponsora. U niego nie było hierarchii, każdy był ważny. Miał głęboki szacunek dla swoich wolontariuszy. Cieszyliśmy się, że przychodziliśmy do niego, bo z góry wiedzieliśmy, że sprawimy mu przyjemność. Była wspaniałą osobą, ciepłą, miłą, wręcz uwodził tym wszystkich. To jednoczyło nasze otoczenie

– zakończył wspomnienia Gurvan Musset.

Poprzedni artykułW drodze na północ – zapowiedź 15. etapu Vuelta a España 2021 
Następny artykułRichard Carapaz: „Jestem kompletnie pusty”
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments