Czwarty dzień Tour de Pologne i czwarte miejsce w najlepszej dziesiątce. Michał Kwiatkowski jest najrówniejszym kolarzem z czołówki Tour de Pologne, choć najwyższe laury wciąż przechodzą mu koło nosa.
Dzisiejszy etap z metą w Bukowinie Tatrzańskiej w niczym nie przypominał poprzednich finiszów w tej miejscowości. Zazwyczaj do mety dojeżdżały niewielkie grupki, a w zeszłym roku, dzięki staraniom niesamowitego Remco Evenepoela etap mógł przypominać najciekawsze walki na najtrudniejszych przełęczach wielkich tourów. W tym roku trasa była łatwiejsza, dzięki czemu o zwycięstwo powalczyła kilkudziesięcioosobowa grupa kolarzy.
Na szczęście Kwiatkowski jest wszechstronnym zawodnikiem. Potrafił poradzić sobie zarówno na starej, jak i na nowej trasie. Dziś na mecie zajął czwarte miejsce, przegrywając jedynie z Andreą Vendrame, Joao Almeidą i Matejem Mohoriciem, którzy uchodzą za bardzo dynamicznych kolarzy. Jednak „Kwiato” nie jest do końca zadowolony z ostatecznych rozstrzygnięć.
Czułem się dobrze, ekipa też świetnie wykonała swoją robotę, za co jestem jej ogromnie wdzięczny. Chciałem dziś wygrać, ale Almeida był za mocny, dlatego czuję duży niedosyt
– mówił nam na mecie etapu.
Na szczęście zwycięzca wyścigu z 2018 roku wciąż nie powiedział ostatniego słowa. Kolejnym wyzwaniem będzie dla niego etap z metą w Bielsku-Białej. W przeszłości już tam wygrywał – teraz liczy na podobny scenariusz.
Jutrzejszy etap powinien być bardziej selektywny na całym dystansie. Do mety powinien dojechać dużo bardziej rozszarpany peleton. Niby jest to etap dla sprinterów, natomiast pamiętamy, jak było w przeszłości. Wygrywałem ja, wygrywał Carapaz, więc teraz pewnie znów będzie szansa na zwycięstwo.
– zapewniał.
Dzięki dzisiejszemu wynikowi Kwiatkowski umocnił się w klasyfikacji punktowej. Nad drugim Matejem Mohoriciem ma osiem punktów przewagi, co, jak na warunki Tour de Pologne jest sporą zaliczką. Tyle że w kolarstwie obowiązują inne zasady niż na przykład w żeglarstwie. O triumfie nie decyduje suma miejsc czy punktów, a czas, w jakim pokonana została trasa. A tu sytuacja wygląda już nieco gorzej. Do prowadzącego Joao Almeidy Polak traci już 21 sekund. Mimo to nie zamierza składać broni.
Wciąż wierzę w zwycięstwo. Gdy cały czas przyjeżdżasz w czubie, wierzysz, że wygrana może w końcu przyjść, że to jest tylko kwestia dyspozycji dnia. Tak naprawdę przede mną jeszcze dwa trudne etapy. Dopiero w Krakowie powalczą sprinterzy. Na razie jednak zamierzam walczyć o pełną pulę
– zakończył najlepszy Polak wciąż trwającego wyścigu.
Rozmawiali Marek Bala i Aleksandra Górska
Myślę, że podium jeszcze jest m0żliwe.