Fot. UCI

Niebiańska sceneria góry Fudżi, piekielne upały, zaskakująco mocna obsada i taktyczna gra o trzy bezcenne medale, które dla wielu stanowią cel i ukoronowanie sportowych karier. Już w najbliższą sobotę kolarstwo szosowe zdominuje program Igrzysk Olimpijskich w Tokio, kiedy do wyścigu ze startu wspólnego mężczyzn przystąpi 130 zawodników z 53 krajów.

Zaskakujący atak, kraksy na zjeździe, solowy rajd i pierwszy medal w kolarstwie szosowym od 1988 roku. Tymi wydarzeniami za sprawą brawurowej akcji Rafała Majki przyszło nam żyć aż pięć lat, a Gregowi Van Avermaetowi ze swadą nosić jego złoty kask, jednak przyszedł już czas na wpisanie trzech nowych nazwisk na karty historii.

Szczypta historii

Złoty medal Igrzysk Olimpijskich stanowi najwyższy cel i ukoronowanie kariery reprezentantów większości dyscyplin sportowych, również tych uprawiających kolarstwo torowe i górskie. Chociaż wyścig ze startu wspólnego mężczyzn pojawił się w programie pierwszych w erze nowożytnej Igrzysk Olimpijskich w Grecji (1896 r.) i od tego czasu rozegrany został już 24 razy, dopiero w roku 1996 do udziału w nim dopuszczeni zostali kolarze zawodowi.

Sprawiło to, że po olimpijskie złoto nigdy nie sięgnęły legendy dyscypliny, jak Fausto Coppi, Bernard Hinault czy Eddy Merckx, a w hierarchii priorytetów wyścig zazwyczaj przegrywał z innymi istotnymi punktami w kolarskim kalendarzu, jak wiosenne klasyki czy wielkie toury.

Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że inaczej niż w przypadku Mistrzostw Świata, zwycięzca nie otrzymuje prawa do eksponowania swojego wyjątkowego statusu poprzez noszenie specjalnie przygotowanej na tę okoliczność koszulki, a każdorazowo różniąca się profilem trasa sprawia, że wielu zawodników tylko raz w karierze staje przed realną szansą na odniesienie triumfu.

Zbieżności między wyścigiem ze startu wspólnego w ramach Igrzysk Olimpijskich i Mistrzostw Świata jest oczywiście więcej –  rozgrywane na “klasycznym” dystansie i rundach, zazwyczaj faworyzują specjalistów od wyścigów jednodniowych i najsilniejszych sprinterów.

Można również dostrzec różnice, spośród których najistotniejszą jest zupełnie niewpisująca się w kanony współczesnego kolarstwa liczebność składów tego pierwszego. Nawet najsilniejsze ekipy dysponują jedynie pięcioma zawodnikami, co sprawia, że bez nawiązywania krótkotrwałych koalicji kontrolowanie wyścigu staje się niemal niemożliwe, a na najwyższym stopniu podium wyjątkowo często staje potrafiący odnaleźć się w sytuacji kolarz z “drugiego szeregu”.

Wystarczy wymienić złotych medalistów pięciu ostatnich Igrzysk Olimpijskich: Greg Van Avermaet, Jan Ullrich, Paolo Bettini, Samuel Sanchez, Alexandre Vinokourov. Czy byli to przypadkowi zawodnicy? Nie. Czy byli wymieniani w gronie faworytów przed rozpoczęciem wyścigu? Jedynie Włoch.

Trasa wyścigu ze startu wspólnego mężczyzn (24 lipca)

Trasa wyścigu ze startu wspólnego mężczyzn nie stroni od momentami przerysowanej symboliki, dedykowanych potencjalnym turystom eksportowych widokówek Japonii czy nawiązań do innych dyscyplin sportu. Ta mozaika skojarzeń i znaczeń, na które składają się pulsujące Tokio, chłodne Jezioro Yamanaka, niebiańska góra Fudżi i tor Fuji International Speedway. Nie powinny one jednak ani na moment przesłonić prawdziwego obrazu tego widowiska, którego charakter najdobitniej opisują liczby: 234 kilometry i 4865 metrów przewyższenia.

Tym, czym wytyczona na Igrzyska Olimpijskie w Tokio trasa wyścigu ze startu wspólnego mężczyzn w zasadniczy sposób różni się od współczesnego charakteru imprez mistrzowskich w tej konkurencji, jest brak klasycznych rund. To znaczy rundy o elementach wspólnych będą, jednak każda z nich ostatecznie ma inny przebieg. Z jednej strony pozwala to relatywnie łatwo podzielić wyścig na dwie części, z drugiej zaś niemal na pewno pozbawi go charakterystycznego rytmu i uczyni go trudniejszym na płaszczyźnie taktycznej.

W pierwszej części wyścigu, od startu ostrego do końca wspinaczki na Fuji Sanroku, poznamy drużyny chętne kontrolować przebieg wydarzeń na trasie oraz tych zawodników, dla których w Igrzyskach przede wszystkim liczy się udział.

Po starcie z położonego w aglomeracji Tokio parku Musashino-no-Mori peleton obierze kierunek południowo-zachodni, przebijając się przez rozległe suburbia otaczające stolicę Japonii. Pierwszy z wyróżniających się momentów rywalizacji nastąpi po pokonaniu ok. 60 kilometrów, kiedy rozpocznie się długa wspinaczka na Przełęcz Kagosaka przez Doushi Road (4,3 km, śr. 6,2%). Sam w sobie, podjazd ten nie powinien zrobić wrażenia na większości uczestników imprezy, choć nie można zapominać, że na liczące ponad 4 800 metrów przewyższenie w znacznej części składa się również prowadząca do tego punktu szosa, która wznosi się subtelnie, lecz niemal nieustannie. Tuż za szczytem przełęczy znajduje się malowniczy płaskowyż, na którym dochodzi do wyjątkowo widowiskowej koniunkcji jednego z największych jezior Japonii (Yamanaka) z jej najwyższym szczytem (Fuji). Dla tego widoku warto wstać w środku europejskiej nocy.

Tę fazę rywalizacji najprawdopodobniej zamknie Mount Fuji Circuit, gdzie rywalizujących kolarzy czeka znacznie dłuższa wspinaczka na Fuji Sanroku (14,5 km, śr. 6%), czyli premię górską wyznaczoną na niżej położonych partiach tego stratowulkanu. Na papierze będzie to idealny moment, by do głosu doszły najsilniejsze ekipy wyścigu i odsłoniły swoje taktyczne karty. Choć podnóże tego podjazdu od linii mety na Fuji International Speedway dzieli ponad 100 kilometrów, ze względu na trudne warunki atmosferyczne i krótką aklimatyzację części uczestników wyścigu, już tam z szansami na medal może pożegnać się kilku kolarzy zaliczanych do szerokiego grona pretendentów.

Tu wchodzimy w decydującą fazę wyścigu, a potencjalnie w walce liczyć się będzie każdy zawodnik, który przejechał poprzedzający odcinek w dobrej kondycji i nie zadeklarował wcześniej dozgonnej wierności swojemu liderowi.

Po krótkiej wizycie na torze Fuji International Speedway i przejeździe przez linię mety (171 km) peleton uda się w kierunku Przełęczy Mikuni (6,8 km, śr. 10,1%), która z dużym prawdopodobieństwem zadecyduje o losach sobotniej rywalizacji. To dłuższy i bardziej stromy podjazd od decydującego przed pięcioma laty Vista Chinesa, a jego relatywna regularność na niewiele się zda biorąc pod uwagę, że na środkowych 4 kilometrach nachylenie nie spada poniżej 11%.

Szczyt od linii mety dzielą 32 kilometry, na które składają się powtórny przejazd przez ozdobiony jeziorem Yamanaka płaskowyż i Kagosaka Pass, 12-kilometrowy zjazd w kierunku mety i finisz na torze.

Konieczne do pokonania tego dnia przewyższenie wynosi łącznie 4865 metrów. Jest to wartość wyższa od trasy Mistrzostw Świata w Innsbrucku, które uznawane są za najtrudniejszą kolarską imprezę tego typu ostatniej dekady.

Trasa wyścigu ze startu wspólnego kobiet (25 lipca)

Ponieważ rozgrywany nazajutrz wyścig ze startu wspólnego kobiet rozpoczyna się i kończy w tych samych lokalizacjach, a jego dystans jest w stosunku do imprezy mężczyzn krótszy o blisko 100 kilometrów, z bardzo atrakcyjnej trasy paniom pozostała w zasadzie tylko część dojazdowa i zjazdowa.

Najlepsze kolarki zmierzą się w niedzielę z dystansem 137 kilometrów i przewyższeniem 2692 metrów, a najważniejszymi przeszkodami na trasie będą Doushi Road (4,3 km, śr. 6,2%) i Kagosaka Pass (2,2 km, śr. 4,7%). 

Faworyci wyścigu ze startu wspólnego mężczyzn

Z uwagi na dość specyficzne miejsce w kalendarzu i fakt, że nawet najsilniejsze składy nie dysponują wystarczającą mocą, by kontrolować przebieg całego wyścigu, jego rezultat jest często trudny do przewidzenia. Charakterystyczne dla tego typu imprez taktyczne szachy często zaś sprawiają, że o medale walczą mocni kolarze z drugiego szeregu, których rolą początkowo było jedynie przygotowanie gruntu pod akcje ofensywne swoich liderów.

Nie zapominamy więc o Primozu Roglicu, Tadeju Pogacarze (SLO) i Woucie van Aercie (BEL), jednak podczas gdy na nich zwrócone będę oczy całego peletonu, warto również bliżej przyjrzeć się zawodnikom za plecami kapitanów najsilniejszych drużyn.

Z pięcioma kolarzami, jednym z największych faworytów wyścigu i po raz ostatni odzianym w złoty kask obrońcą tytułu, którym jest Greg Van Avermaet stanie na starcie Belgia, która jest jedną z drużyn tradycyjnie biorących na siebie ciężar kontrolowania poczynań na trasie. W sobotę będą mieć ku temu bardzo dobry powód, ponieważ można się spodziewać, że nadrzędnym celem taktycznym pozostałych z najliczniej obsadzonych ekip będzie odczepienie Wouta van Aerta na podjazdach w drugiej części trasy. Zadziwiająco wszechstronny 26-latek to kolarz z wirtualną czerwoną tarczą na plecach, którego żaden rywal nie będzie chciał dowieźć w okolice linii mety na Fuji International Speedway. Van Aert będzie faworytem każdego sprintu z małej grupki, choć trzeba pamiętać, że po bardzo ciężkich wyścigach zdarzały mu się w tego typu rozgrywkach spore wpadki. Nie ma też gwarancji, że poradzi sobie z bardzo stromym podjazdem pod Mikuni Pass, bo choć podczas Tour de France wspinał się powyżej czyichkolwiek oczekiwań, w sobotę przyjdzie mu się zmierzyć z najlepszymi, a nie kompanami ucieczki na Mont Ventoux. Ten cień niepewności jest w istocie szansą dla Remco Evenepoela i Mauriego Vansevenanta, z których ten pierwszy jest najprawdopodobniej najbardziej przecenianym przez bukmacherów uczestnikiem wyścigu, ale drugi ma umiejętności i dość przestrzeni, by znaleźć się we właściwej grupie we właściwym czasie.

Z czterema kolarzami, ale z aż dwoma faworytami wystartuje Słowenia, która mając w szeregach Primoza Roglica i Tadeja Pogacara z całą pewnością postawi na atak. Brak jednoznacznie wskazanego lidera nie wydaje się problemem, bo jeśli sugerować się przebiegiem niedawnych imprez tego typu, o roli tej przesądzi nie tyle forma dnia, co kolejność powtarzanych przez tę dwójkę akcji ofensywnych i odrobina szczęścia. Ze względu na zjazd w kierunku mety i dość prawdopodobny sprint z niewielkiej grupy, na papierze nieco lepszym wyborem wydaje się Roglic, ale skoro Pogacar w przeszłości był w stanie w takich okolicznościach pokonać jego, ostatecznie nie może być dużo gorszy. W składzie, który uzupełniają Jan Polanc i Jan Tratnik, odczuwalny będzie brak Mateja Mohorica, który w obecnej formie mógłby dokonać małej rzezi na czele głównej grupy lub zabrać się w interesujący odjazd, taktycznie odciążając pozostałych rodaków.

Jeden z najbardziej interesujących składów proponują Włosi, których kapitanem na papierze bez dwóch zdań będzie Vincenzo Nibali, ale znacznie ciekawszymi kartami w sobotniej rozgrywce powinni okazać się Giulio Ciccone, Alberto Bettiol i Gianni Moscon. Nawet nie potrafię wybrać, bo każdy z nich jest żywym uosobieniem zawodnika, który odjeżdża w małej grupie o jedno tempo za wcześnie, a jednak wywołuje tym ruchem taktyczny paraliż na dostatecznie długo, by był to ruch zwycięski. Jeśli szukacie czarnego konia, Italia na sobotę przygotowała ich całą stajnię.

Do ekip ciekawych i pewnie nieco niedocenianych należy Holandia, w której składzie znajdą się Bauke Mollema, Tom Dumoulin, Dylan van Baarle, Wilco Kelderman i Yoeri Havik. Nieźle dysponowany Kelderman pewnie nawet w narodowych barwach nie wyjdzie poza swoją ulubioną rolę obserwatora życia rozgrywającego się gdzieś obok, ale jeśli wyścig potoczy się względnie przewidywalnymi torami, może znaleźć się we właściwej grupie i walczyć o czołowe lokaty. Dużo ciekawszym rozwiązaniem wydaje się jednak van Baarle we wczesnym odjeździe i późniejszy atak Bauke Mollemy, który idealnie pasuje do scenariusza z Ciccone, Bettiolem czy Mosconem. Podczas niedawnego Tour de France Mollema wygrał etap do Quillan, który w kalendarzu zaznaczyła sobie połowa peletonu, co świetnie świadczy o jego formie i umiejętności odnajdywania się w taktycznie skomplikowanych sytuacjach.

Francja z Davidem Gaudu, Benoitem Cosnefroyem, Guillaume Martinem, Kennym Elissonde i Remim Cavagną wygląda interesująco, ale przynajmniej na papierze bez możliwości wykończenia zwycięskiej akcji. Poza ostatnim z wymienionych, każdy z jej reprezentantów powinien być w stanie ruszyć do przodu w momencie, który zadecyduje o losach wyścigu, jednak trudno wyobrazić ich sobie w skutecznej solowej akcji lub sprincie na torze. Najbliższy tego mógłby być Cosnefroy, ale jego forma podczas Wielkiej Pętli nie zachwycała i bardzo wątpię, aby jet-lag poprawił ten stan.

Co z Hiszpanią? To jedno z ciekawszych pytań. Jeśli rzeczywistym liderem jest Alejandro Valverde, zapewne wyślą jednego ze swoich kompanów do odjazdu, ale poza tym ekipa w składzie z Omarem Fraile, Jesusem Herradą i braćmi Izagirre będzie wraz z Belgią kontrolować przebieg wydarzeń na czele stawki. Czy 42-latek z Murcji jest jeszcze w stanie przetrwać selekcję na podjeździe tak trudnym, jak Mikuni Pass? Logika podpowiada, że nie. Ale chwilę później każe zauważyć, że Valverde bardzo rozsądnie wykorzystał Wielką Pętlę jako element swoich olimpijskich przygotowań, jego forma zdawała się rosnąć, świetnie czuje się w upale, a końcówka wyścigu jak najbardziej mu odpowiada. Jasne, są już od niego szybsi kolarze, ale w odpowiedniej konfiguracji jego przyspieszenie ciągle może wystarczyć na medal. Do forsowanego przeze mnie scenariusza z dynamicznymi Włochami i Mollemą znakomicie pasują natomiast Omar Fraile i Ion Izagirre.

Kolumbia stanie na starcie bez przechodzącego covid Daniela Martineza, co jest ogromną stratą zważywszy, jak cennym potrafił być wsparciem podczas tegorocznego Giro d’Italia. Uwzględniwszy trasę i aktualną dyspozycję, ich najlepszą kartą wydaje się nie Rigoberto Uran, Nairo Quintana czy Esteban Chaves, ale szybki Sergio Higuita, choć w tego pierwszego w narodowych barwach też potrafi wstępować nowy duch.

Na papierze świetny skład ma Wielka Brytania z Geraintem Thomasem, Tao Geogheganem Hartem i braćmi Yates, ale przynoszenie trofeów do domu ostatnio nie wychodzi im najlepiej, a dyspozycja każdego z nich każe stawiać kolejne znaki zapytania. Choć najmniej wiemy o formie Adama, właśnie on wydaje się najlepszym wyborem na tę trasę, mogąc poradzić sobie z wszystkimi jej wyzwaniami.

Gdyby nie wyraźne niedostatki formy, świetnie wyglądaliby Szwajcarzy z Markiem Hirschim i Gino Mäderem. Można się też zastanawiać, jak taktycznie podejdą do wyścigu Duńczycy z Kasperem Asgreenem, Michaelem Valgrenem, Jakobem Fuglsangiem i Christopherem Juul-Jensenem, którzy kolektywnie dysponują ogromną mocą, ale niekoniecznie na tę trasę.

Z pozostałych ekip warto zwrócić uwagę na Portugalię (Almeida), Irlandię (Martin), Kanadę (Woods), Niemcy (Schachmann), Rosję (Vlasov), Norwegię (Foss), Ekwador (Narvaez, Carapaz). Ciekawym typem zasługującym na osobne zdanie jest zaś Alexey Lutsenko (KAZ).

Nie zapominamy oczywiście o Polakach, których mała, ale jakościowa i świetnie uzupełniająca się drużyna jest jednym z największych kandydatów do spłatania sporej niespodzianki. Podczas gdy Maciej Bodnar tradycyjnie będzie pomocą, osłoną i ostoją, o rolach świetnie uzupełniających się Michała Kwiatkowskiego i Rafała Majki najprawdopodobniej zadecydują wydarzenia na trasie i forma dnia. Z jednak bowiem strony podkreślić należy taktyczny spryt Michała i jego umiejętność odnalezienia się na tego typu końcówkach, z drugiej zaś, uwzględniwszy konieczność pokonania aż 4 800 metrów przewyższenia, to Rafał może znaleźć się po właściwej stronie pęknięcia na Przełęczy Mikuni. 

Faworytki wyścigu kobiet

Holenderki zdominowały poprzednie dwie edycje wyścigu ze startu wspólnego Igrzysk Olimpijskich, a ich niedzielny skład z Anną van der Breggen, Annemiek van Vleuten, Demi Vollering i Marianne Vos ponownie zdaje się mieć w rękach wszystkie karty. Za faworytkę w ich szeregach uznawana jest broniąca tytułu van der Breggen, ale jeśli okaże się, że pomimo trudnych warunków atmosferycznych lepiej wspinające się sprinterki są w stanie przetrzymać podjazdy, pomarańczowe mogą w końcówce postawić na Vos lub Vollering.

W takich okolicznościach świetnie mogą się też odnaleźć Coryn Rivera (USA), Amanda Spratt (AUS) i Elisa Longo Borghini (ITA), podczas gdy na okoliczność bardziej chaotycznego wyścigu Amerykanki mają w składzie gotową do ataku Ruth Winder, a Australia Grace Brown. Bardzo groźna na tej trasie może być też Cecile Uttrup-Ludwig (DEN). Natomiast w reprezentacji Niemiec warto zwrócić uwagę, chociażby na Lianę Lippert.

Wspierana przez Martę Lach i Annę PlichtęKatarzyna Niewiadoma z pewnością wolałaby rywalizację na trasie nieco bardziej przypominającej wyścig ze startu wspólnego mężczyzn, ale jej medalowe szanse zdecydowanie rosną, jeśli uda jej się nawiązać tymczasową koalicję z takimi kolarkami jak Ashleigh Moolman-Pasio (RPA) czy Mavi Garcia (ESP).

Plan transmisji podczas Igrzysk Olimpijskich w Tokio – kolarstwo szosowe:

Wyścig ze startu wspólnego mężczyzn (24 lipca, sobota, 4:00 – 11:15)

Wyścig ze startu wspólnego kobiet (25 lipca, niedziela, 6:00 – 10:35)

Jazda indywidualna na czas kobiet (28 lipca, środa, 4:30 – 7:00)

Jazda indywidualna na czas mężczyzn (28 lipca, środa, 7:00 – 10:40)

Transmisje z wyścigów będą dostępne na telewizyjnych antenach TVP Sport oraz Eurosport 1. Ponadto relacje z tych zawodów będą do obejrzenia w internecie na: sport.tvp.pl oraz w usługach: Eurosport Player i Player.pl.

guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Arek
Arek

Pani Aleksandro! Wykonuje Pani kapitalną pracę i z niecierpliwością czekam na wpisy z cyklu „Zapowiedź…”. Jednak muszę przyznać, że czasem, a w zasadzie dość regularnie, wymskną się Pani w tekstach takie potworki językowe, że zaczynam wątpić w swoją zdolność do czytania ze zrozumieniem. Na przykład to zdanie: „Z pięcioma kolarzami, jednym z największych faworytów wyścigu i po raz ostatni odzianym w złoty kask obrońcą tytułu, którym jest Greg Van Avermaet stanie na starcie Belgia, która jest jedną z drużyn tradycyjnie biorących na siebie ciężar kontrolowania poczynań na trasie.” Brrrrr…. Niemniej raz jeszcze dziękuję za to, co Pani robi 🙂

Dragon
Dragon

Dziękuję bardzo, świetny artykuł, zobaczymy dzisiaj czy Nasi powalczą, liczę na Michała.