Mihkel Raim (HRE Mazowsze Serce Polski) sięgnął wczoraj po swoje pierwsze zwycięstwo w koszulce mistrza Estonii. Dodatkowo dokonał tego w dniu swoich 28. urodzin.
Dla Mihkela Raima wyścig Tour of Bulgaria był pierwszym w koszulce mistrza Estonii. Zmagania nad Morzem Czarnym rozpoczął spokojnie, od 28. miejsca w prologu i szóstej lokaty na pierwszym, sprinterskim etapie. Kolejną okazję do finiszu miał wczoraj. Dzięki swojej mocy i znakomitemu rozprowadzeniu przez kolegów z drużyny HRE Mazowsze Serce Polski, okazał się bezkonkurencyjny.
Jako pierwszy, z Norbertem Banaszkiem na kole, wszedł w ostatni zakręt. Następnie Polak zrobił lukę, przez co żaden z rywali nie był w stanie doścignąć Mihkela Raima. Dla Estończyka radość była szczególna, bowiem wczoraj świętował on swoje 28. urodziny.
– Czuję się wspaniale. Moim celem było co najmniej jedno zwycięstwo w Bułgarii – misja wykonana. Na odprawie rozważaliśmy różne scenariusze i analizowaliśmy finisz. W trakcie wyścigu wpadłem na pomysł, żeby zafiniszować w taki sposób, powiedziałem o tym Norbertowi i uznał, że jest to dobry plan. Zadziałało perfekcyjnie. Trzeba też doceNić świetną pracę pozostałych kolegów z drużyny
– mówił nam Estończyk.
Pierwszy triumf w koszulce mistrza Estonii jest wyjątkowy
– dodał.
W trakcie wyścigu i po jego zakończeniu było widać, że Mihkel Raim znakomicie dogaduje się z pozostałymi kolarzami HRE Mazowsze Serce Polski. Jak sam mówił:
– Już po miesiącu (w ekipie) mieliśmy dobrą relację, ale czuję się tu coraz lepiej. Chłopaki wiedzą, jak chcę jeździć. Ufam im
– opisywał.
– Myślę, że jest to drużyna z dużym potencjałem na przyszłość. Czuję się tu dobrze, traktują mnie tu jak Polaka, co jest dobrym znakiem. Oni wierzą we mnie, ja wierzę w nich, więc myślę, że jest to dobra współpraca
– mówił nam w majowej rozmowie.
Mistrz Estonii
Niedawno Mihkel Raim był zdecydowanie najmocniejszy w mistrzostwach kraju – drugiego Karla Patricka Lauka pokonał o prawie dwie minuty. Pozwoliło mu to sięgnąć po trzeci tytuł mistrza kraju w wyścigu ze startu wspólnego.
– Chciałem wygrać mistrzostwa po raz trzeci i to się udało. Dla mnie był to jeden z wielu wyścigów w sezonie i podszedłem do tego bez stresu – chciałem wygrać, ale nic by się nie stało, gdybym tego nie zrobił. Życzyłem sobie dobrych nóg
– dodał.
Estończyk dokonał tego po ataku z… Łotyszem – Tomsem Skujinsem, reprezentującym barwy ekipy Trek-Segafredo. Wszystko dlatego, że mistrzostwa krajów bałtyckich – Litwy, Łotwy i Estonii – rozgrywane są w formie jednego wyścigu.
– Ma to swoje plusy i minusy. Dobre jest to, że peleton jest większy, przez co wraz z zawodowcami z Litwy i Łotwy można znacznie utrudnić wyścig. Wadą jest to, że cały czas trzeba być czujnym i zwracać uwagę na to, kto zabiera się w odjazd itd. Jest to szczególnie ciężkie, kiedy jedna drużyna ma kolarzy różnych narodowości
– wyjaśniał Mihkel Raim.