fot. Alpecin-Fenix

Wczoraj Tim Merlier po raz kolejny pokazał klasę wygrywając dobrze obsadzony wyścig – tym razem padło na Le Samyn.

W ciągu ostatnich kilku miesięcy Belg wyrósł na drugą po Mathieu van der Poelu najważniejszą postać w Alpecin-Fenix. Pokazał to w ubiegłym sezonie wygrywając m.in Brussels Classic oraz etap Tirreno-Adriatico. Początek tego roku miał nieco gorszy – odległa lokata w Kuurne-Bruksela-Kuurne i słabe występy na finiszach podczas Etoile de Besseges – raczej nie tak wyobrażał sobie końcówkę lutego. Na szczęście w Le Samyn poszło mu zdecydowanie lepiej.

Przystąpiliśmy do wyścigu w bardzo mocnym zestawieniu, z zawodnikami takimi jak De Bondt, Philipsen czy Van der Poel. Już w autobusie powiedzieliśmy sobie, że to będzie nasz dzień i na trasie zrobiliśmy wszystko, by rzeczywiście się tak stało. Zespół bardzo mi pomógł i naprawdę dziękuję mu za to, że na mecie mogłem wznieść ręce w geście zwycięstwa

– mówił.

Koszulki Alpecin-Fenix były wczoraj bardzo widoczne nie tylko dzięki niemu – swoje zrobił także Mathieu van der Poel, który znów do ostatnich kilometrów próbował swoich sił w odjeździe (tym razem obok niego jechał m.in. Łukasz Wiśniowski), ale niestety atak został skasowany w samej końcówce. Zmęczony Holender, który w dodatku ostatnie metry wyścigu musiał pokonać ze złamaną kierownicą postanowił więc oddać rolę lidera swojemu zespołowemu koledze.

Mathieu powiedział mi, że nie da rady zafiniszować. To była kwestia poczekania na odpowiedni moment. Tillier wystartował bardzo wcześnie, więc musiałem nadrobić kilka metrów, ale ostatecznie wszystko poszło po mojej myśli. Podczas wyścigu pomyślałem sobie, że jeśli go wygram, to będę mógł z dobrym samopoczuciem wejść w kolejny okres. Wiedziałem, że czuję się dobrze, ale wciąż pamiętałem o swoich występach w Etoile de Besseges i Kuurne-Bruksela-Kuurne, które, delikatnie mówiąc, nie były najlepsze. Teraz w końcu mi coś wyszło i już nie muszę szukać wymówek

– zakończył.

 

Poprzedni artykułRuszyły zapisy na Starachowicką Strzałę 2021!
Następny artykułTrofej Umag 2021: Mareczko z pierwszym zwycięstwem w sezonie! Alan Banaszek czwarty.
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments