fot. Lotto-Soudal

Nikt nie wie, kiedy Thomas De Gendt będzie mógł ponownie zabrać się do ucieczki i we wspaniałym stylu – tak, jak zrobił to podczas ostatniego etapu wyścigu Paryż-Nicea – walczyć o zwycięstwo. Belgijski specjalista od odjazdów z drużyny Lotto-Soudal pożegnał się na jakiś czas ze ściganiem w taki sposób, że aż łza się w oku kręci.

– Jeśli nie będziesz strzelał, to zawsze chybisz. Dałem dziś z siebie wszystko – dla siebie, dla mojej rodziny, dla mojej drużyny, kibiców i przyjaciół

– napisał na Twitterze De Gendt.

Kolarz pochodzący z Sint-Niklaas oznaczył post hashtagiem #TheFinalBreakaway, nawiązując do słynnej akcji, którą w 2018 roku przeprowadził wraz z Timem Wellensem. Przypomnijmy, że przejechali oni wówczas 1000 km z Włoch, z Lombardii do Flandrii. Słowo „ucieczka” brzmi w powiązaniu z De Gendtem jak marka, ponieważ właśnie w taki sposób odniósł on wiele imponujących i prestiżowych zwycięstw.

Thomas De Gendt ruszył do ataku na pierwszych 20 km etapu wraz z m.in. Julianem Alaphilippem (Deceuninck-Quick Step) oraz z liderem klasyfikacji generalnej Nicolasem Edetem (Cofidis). Ucieczka ta przetrwała do finałowego podjazdu prowadzącego na metę – Valdeblore La Colmiane. Do momentu, kiedy do mety pozostało 10 km, De Gendt jechał z Alaphilippem. Następnie Belg został sam, ale ostatecznie został schwytany przez późniejszego etapowego zwycięzcę – Nairo Quintanę (Arkéa-Samsic).

– Widziałem po twarzy Alaphilippe’a, że doszedł do limitu swoich możliwości. Nie chciałem jednak podejmować ryzyka i zostawiać go za sobą oraz dawać mu wolnej ręki, i wreszcie nie wierzyłem, że mogę wygrać, ponieważ kończyła mi się po prostu energia. W czołówce Paret-Peintre i Bettiol nie współpracowali, a Perez nie pomagał na podjazdach. W sumie więc po 150 km pracowaliśmy we trzech, a ja dawałem bardzo dużo zmian. Wiedziałem, że 3 km przed metą mam około minuty przewagi, ale wtedy zaatakował Quintana i to był dla mnie koniec. Tak czy inaczej wracam do Belgii z miłym uczuciem. Zastanawiam się tylko na jak długo…

– powiedział oficjalnej stronie internetowej drużyny Lotto-Soudal Thomas De Gendt.

Belg podsumował również rywalizację w niecodziennej z powodu światowej pandemii koronawirusa edycji „wyścigu ku słońcu”.

– Jestem bardzo zadowolony, że mogliśmy się ścigać w wyścigu Paryż-Nicea. W przeciwnym razie nasze treningi poszłyby na marne. Pomimo że peleton był w tym roku mniejszy, to nadal był świetny wyścig. Będąc szczerym stracił trochę ze swojego splendoru, ale jednocześnie każdego dnia toczyła się prawdziwa bitwa. Popatrzcie tylko na etap, który wygrał Benoot oraz ostatni odcinek, podczas którego zwycięstwo w klasyfikacji generalnej decydowało się na finiszu. Oczywiście, w pełni rozumiem stanowisko wycofanych drużyn. Każda ekipa podjęła własną decyzję i jest ona respektowana przez inne zespoły. Jeśli nasi lekarz zaleciliby nam, aby nie startować, nie zrobilibyśmy tego. Podczas Paryż-Nicea wypełnialiśmy wszystkie wskazane nam dyrektywy, dlatego zagrożenie zakażeniem było minimalne. Miejmy nadzieję, że sytuacja wkrótce się wyjaśni i że za miesiąc-dwa ponownie będziemy mogli się ścigać

– wyraził nadzieję 33-latek.

Pomimo że – jak powiedział Greg Van Avermaet z CCC Team – ciężkie treningi nie mają teraz sensu, to zawodowi kolarze nie mogę całkowicie zarzucić aktywności fizycznej, ponieważ kiedy wreszcie nadejdzie moment powrotu do ścigania, nie będzie można zaczynać od zera. M.in. to spędza teraz sen z powiek kolarzom, dyrektorom sportowym oraz trenerom.

– Jak utrzymać teraz formę? Oto jest pytanie. Musimy przedyskutować to z naszym trenerem. Najtrudniejsze jest przede wszystkim to: do czego mamy trenować? Czy mamy być gotowi na połowę maja? Czy na mistrzostwa Belgii? Czy na Tour de France? Trochę głupio jest wyznaczać jakąś datę, kiedy nie ma przed nami żadnych prospektów na przyszłość. Osobiście myślę, że Tour de France się odbędzie i w niego celuję

– zakończył Thomas De Gendt.

Następną pozycją w kalendarzu De Gendta jest Wyścig dookoła Kraju Basków, która planowo ma rozpocząć się 6 kwietnia. Jednak w związku z gwałtownie rosnącą liczbą osób zakażonych koronawirusem w Hiszpanii, wątpliwie jest, aby Itzulia została rozegrana. Wątpliwości co do tego wyraził również Julián Eraso, prezydent Organización Ciclista Euskadi, która zarządza tą „etapówką”.

Poprzedni artykułPaweł Franczak: „Teraz skupiamy się na ochronie zdrowia”
Następny artykułNairo Quintana: „Zawsze staram się wygrywać w ten sposób”
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments