fot. UAE Team-Emirates

Kolumbijski sprinter Fernando Gaviria (UAE Team Emirates) nie jest zadowolony z minionego sezonu i przed kolejnym stawia sobie wysokie cele jak etapowe zwycięstwa w Tour de France i łup w monumencie Milano-Sanremo.

Jeśli ktoś chce to nazwać klątwą drużyny Deceuninck-Quick Step, to może tak zrobić. Fernando Gaviria po zmianie barw na koszulkę UAE Team Emirates odniósł bowiem tylko sześć zwycięstw, a nie na przykład ponad trzydzieści, jak zdarzało mu się to pod skrzydłami Patricka Lefevere’a.

W Giro d’Italia Gaviria wygrał tylko jeden etap i to po relegacji Elii Vivianiego. Wszyscy pamiętamy obrazki z dekoracji, kiedy to Kolumbijczyk nie cieszył się, twierdząc, że to nie jemu należy się tradycyjny łyk włoskiego szampana. Kilka dni później doznał dość poważnej kontuzji kolana i musiał się wycofać. Wcześniej wygrał dwa etapy w wyścigu Vuelta a San Juan, jeden odcinek w UAE Tour, a na koniec sezonu dwa razy unosił ręce w geście triumfu w Tour of Guangxi.

– Nie jestem zadowolony z poprzedniego sezonu. To był bardzo trudny rok od początku do końca. Podchodziliśmy do Tour de France w dobrej formie, ale kontuzja, którą odniosłem w Giro wszystko skomplikowała. Długo nie jeździłem na rowerze z powodu bólu. Nie czerpałem radości z kolarstwa, ponieważ nie mogłem się ścigać. Moja rekonwalescencja trwała długo i kiedy już wróciłem na rower chcieliśmy wszystko bardzo przyspieszyć. I to był błąd, którego nie powinniśmy popełnić

– powiedział Gaviria w wywiadzie dla VeloNews.

Gaviria zgodził się również co do tego, że we współczesnym kolarstwie tak zwany czysty sprinter może mieć problemy z odnalezieniem się w wyścigach, a zwłaszcza w wielkich tourach. Trasa przyszłorocznego wyścigu Tour de France, który dla Gavirii będzie prymarnym celem, naszpikowana jest podjazdami.

W 2018 roku Kolumbijczyk w ciągu jednego etapu nosił żółtą koszulkę lidera klasyfikacji generalnej Wielkiej Pętli po tym, jak zwyciężył na pierwszym etapie w Fontenay-le-Comte. Teraz marzy przede wszystkim o zwycięstwie na Polach Elizejskich w Paryżu, które dla każdego liczącego się na świecie sprintera jest pozycją obowiązkową do umieszczenia w palmares.

– Jeśli w Tourze masz nawet tylko jedną opcję do wyboru, to jest to Paryż, jeden z najważniejszych etapów w roku. Warto jest cierpieć przez cały wyścig, by na ostatnim etapie spróbować powalczyć o zwycięstwo

– powiedział Gaviria.

Do innych dużych celów Fernando Gavirii, które obiera sobie na sezon 2020 należy monument Milano-Sanremo. Ponadto chce on wrócić do czasów, kiedy to reprezentował barwy drużyny Quick-Step, w których w jednym roku był w stanie odnieść ponad trzydzieści zwycięstw. Te przy sześciu z tego roku brzmią ubogo, choć nie jeden kolarz taki wynik wziąłby w ciemno.

25-latek zainauguruje sezon w argentyńskiej „etapówce” Tour de San Juan, odpuści sobie wymagającą trasę domowego Tour Columbia, i wystartuje następnie w UAE Tour, Tirreno-Adriatico i „Primaverze”.

Poprzedni artykułJonathan Dibben o drugiej szansie, którą dała ma drużyna Lotto-Soudal
Następny artykuł27-letni Conor Dunne kończy karierę
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments