Fot. Team Hurom

Ostatnie pół roku było dla Karola Domagalskiego bardzo ciężkim czasem. Trzydziestolatek ledwo uszedł z życiem z wypadku, do którego doszło na 2. etapie Małopolskiego Wyścigu Górskiego. Na szczęście jego stan zdrowia jest coraz lepszy, dzięki czemu za chwilę jego rehabilitacja wejdzie w końcową fazę. Między innymi o niej opowiedział w szczerej rozmowie z nami.

Ostatnio wrzuciłeś na swoje media społecznościowe zdjęcie na rowerze treningowym. Czy to znak, że rehabilitacja idzie w dobrym kierunku?

Moja rehabilitacja trwa praktycznie od momentu, w którym udało mi się wstać z łóżka, choć jakieś jej zalążki pojawiły się wtedy, gdy jeszcze na nim leżałem. Teraz rozpoczynam jej kolejny etap. Już nie polega ona na zwykłym ruszaniu kończynami, a na robieniu konkretnych ćwiczeń. Robię przysiady, skłony itp. Wsiadłem też na rower. Oczywiście w tym momencie chodzi przede wszystkim o ruch. Nie nakładam na siebie dużych obciążeń, bo po prostu nie wolno mi tego robić. Nawet podniesienie 10 kilogramów mogłoby mieć negatywny wpływ na przebieg mojej rekonwalescencji. Niemniej mój stan zdrowia jest już na tyle dobry, że pozwala na wyjazd do Gallen, do Krzysztofa Ficka, gdzie moja rehabilitacja wejdzie w końcową fazę.

Rozumiem, że na razie w grę wchodzi tylko rower treningowy?

Na razie tak. Moja miednica była złamana w czterech miejscach, więc potrzebuję stabilnego punktu podparcia i na razie nie mogę wsiąść na zwykłą szosówkę. Korzystam z roweru treningowego ze specjalnym, szerokim siodłem, który pożyczył mi Zbigniew Klęk – mój pierwszy trener. Dzięki temu teraz mogę sobie na spokojnie pokręcić w domu, nie muszę nigdzie jeździć.

I jak długo jesteś w stanie wysiedzieć na tym siodełku?

Na razie maksymalnie 30 minut, bo rehabilitacja to naprawdę bardzo długotrwały proces. Na szczęście praca jaką wykonuję przynosi efekty. Widzę bardzo duży progres, czuję się dużo lepiej niż kilka tygodni temu, ale to co w tym momencie robię ciężko nazwać pełnym treningiem kolarskim.

Mówiłeś o wsparciu ze strony trenera Zbigniewa Klęka, ale w pomoc zaangażowało się również wiele innych osób. Spodziewałeś się, że środowisko kolarskie jest w stanie tak się zmobilizować?

Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale teraz wiem, że nasza brać kolarska to jest potęga. Chciałbym podziękować tym, którzy wspierali mnie i moją rodzinę w tych ciężkich chwilach. Faktycznie jest to ogromna liczba ludzi, nie tylko tych z mojego najbliższego otoczenia, ale też takich, których nie znam osobiście. Często dostaję słowa wsparcia od kompletnie obcych mi osób. To jest coś niesamowitego.

A czy mimo to miewasz czasem jakieś momenty zwątpienia? Myślałeś, że już nigdy nie weźmiesz udziału w żadnym wyścigu?

Miałem tak głównie po tym, jak wybudziłem się ze śpiączki, gdy jeszcze leżałem na oddziale intensywnej terapii. Wtedy faktycznie pojawiały się myśli, że niewiele brakowało, by rower odebrał mi życie, kompletnie nie wiedziałem, co będzie dalej. Gdy dowiedziałem się, co tak naprawdę się stało, że tak naprawdę przez miesiąc walczyłem ze śmiercią, to bałem się, że już nigdy nie wstanę z łóżka, więc powrót na rower wydawał się czymś bardzo odległym. Na szczęście rehabilitacja pomaga mi sobie z tym poradzić, więc momenty zwątpienia pojawiają się coraz  rzadziej.

I jak wygląda teraz twój typowy dzień?

Tak naprawdę niewiele się zmieniło, tylko te ćwiczenia trwają krócej niż normalne treningi. Wykonuję też przeróżne obowiązki domowe, bo to wiąże się z ruchem, który jest w mojej sytuacji bardzo wskazany, tylko oczywiście muszę unikać dźwigania jakichkolwiek ciężkich rzeczy. Poza tym mam jak najwięcej wypoczywać, bo to jest kluczowe, jeśli rehabilitacja ma przynieść jakiś skutek. Dlatego nie ćwiczę codziennie – niestety jeszcze nie jestem na to gotowy. Mam stały kontakt z moim fizjoterapeutą i jeśli potrzebuję dłuższej przerwy, to go o tym informuję, a wtedy organizujemy sesje co trzy, a nie co dwa dni. Spotykamy się zwykle po południu, a później po prostu padam, bo wykonujemy olbrzymią pracę, przynajmniej jak na moją obecną sytuację. Najczęściej wygląda to tak, że robię trzy serie po dziesięć przysiadów na “beretach” i ćwiczę z gumami. Kiedyś to był „pikuś”, a dziś po wszystkim nogi mi się trzęsą i mam wszystkiego dość.

Miałeś za to dużo czasu, by oglądać wyścigi kolarskie. Który z nich wspominasz najlepiej?

Faktycznie kawał czasu spędziłem w łóżku i wtedy włączałem sobie wyścigi kolarskie. Najlepiej oglądało mi się Vueltę. Jechał w niej Rafał Majka, który walczył o podium. To jak radził sobie na podjazdach zrobiło na mnie bardzo duże wrażenie. Wydaje mi się, że gdyby Vuelta miała jeszcze jeden etap z metą na podjeździe, to miałby duże szanse na miejsce w trójce. Jednak i tak większość zawodników mogłaby pomarzyć o takich wynikach, jakie on miał w tym roku. Dwa miejsca w pierwszej dziesiątce Wielkich Tourów, to bardzo duże osiągnięcie, które tylko pokazuje, jak bardzo solidnym jest kolarzem. Wydaje mi się, że Rafał znów udowodnił, że BORA może na niego liczyć, podobnie zresztą jak nasza kadra na przyszłorocznych igrzyskach.

A co sądzisz o postępach Szymona Tracza, który w tym sezonie zaliczył kilka świetnych wyników? Z tego co wiem znacie się dość dobrze.

Z Szymkiem znamy się od wielu lat, ścigałem się razem z jego bratem – Krzyśkiem, obaj mieszkamy w Skale i mieliśmy trochę okazji, by wspólnie potrenować. Moim zdaniem transfer do CCC Development był bardzo dobrym pomysłem, bo widać, że Dariusz Miłek bardzo mocno stawia na swoją drużynę młodzieżową. Oczywiście śledziłem jego wyniki i muszę przyznać, że bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, wygrywając czasówkę na Wyścigu Majora Hubala – zresztą pokonał mnie tam o cztery sekundy. Widać, że z roku na rok jest coraz mocniejszy. Życzę mu jak najlepiej i cieszyłbym się, gdyby w przyszłym roku dołożył do tego swojego pierwszego zawodowego zwycięstwa kilka kolejnych. Wierzę że to naprawdę możliwe, ponieważ stać go na wiele. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy zrobił kolosalne postępy i jeśli utrzyma to tempo, to w ciągu dwóch-trzech lat powinien wskoczyć na poziom, który pozwoli mu na starty w World Tourze.

Wróćmy do ciebie. Ile teraz ważysz? Z tego co wiem, to chwilę po wypadku było to około 50 kilogramów. Teraz jest pod tym względem lepiej?

Zdecydowanie tak, sporo przytyłem i teraz ważę już 69 kg. Oczywiście nie jest to jeszcze koniec, bo przed wypadkiem miałem osiem kilogramów więcej, ale masy mięśniowej nie da się zrobić w kilka tygodni. Nie chodzi o to, żeby się nafaszerować odżywkami. Mięśnie trzeba budować naturalnymi sposobami, ponieważ wtedy będą one zdecydowanie mocniejsze, jednak na to potrzeba czasu.

A wracasz jeszcze czasem jeszcze myślami do tamtego wypadku? I czy może ci to utrudnić powrót na szosę?

Powiem szczerze, że dzieje się to dość często, w końcu było to niecałe pół roku temu. Poza tym upadek był naprawdę bardzo poważny, choć na początku nie zdawałem sobie z tego sprawy – myślałem, że po prostu złamałem sobie rękę. Tak że te myśli muszą wracać, ale na szczęście zdarza się to coraz rzadziej. Dużo częściej pojawia się za to chęć, by znów wsiąść na rower i zakończyć karierę na własnych warunkach.

Jak myślisz, kiedy będziesz w stanie to zrobić?

Myślę, że zaraz po tym jak śnieg stopnieje. Myślę że wtedy będą na to spore szanse. Na razie muszę uważać na to, żeby się nie potknąć i nie przewrócić w domu, więc na ten moment jazda na rowerze byłaby po prostu bardzo niebezpieczna. Za chwilę spadnie śnieg, więc trening na szosówce nie będzie wchodził w grę. Mam wprawdzie górala, ale będę się bał na nim jeździć. Miałem złamania w tylu miejscach, że na razie lepiej będzie poczekać, aż to wszystko ładnie się zrośnie.

Sądzisz, że dasz radę wrócić do ścigania już w kolejnym sezonie? Czy musisz poczekać do 2021 roku?

Sam się nad tym zastanawiałem, ale to jest bardzo trudne pytanie. W tym momencie nikt nie jest w stanie określić, jak dużo czasu zajmie nam przywracanie mnie do formy sprzed wypadku. Jeśli faktycznie miałoby to być w nadchodzącym roku, to będzie to z pewnością dopiero końcówka sezonu, a jeśli nie, to cały przyszły rok będzie poświęcony temu, by wrócić do optymalnej dyspozycji.

Więc rozumiem, że nie masz jeszcze podpisanej umowy z żadnym zespołem?

W tym momencie nie mam. Wprawdzie kilkukrotnie rozmawiałem już na ten temat z przedstawicielami różnych ekip, ale na razie jeszcze nie doszło do żadnych konkretów, więc nie jestem w stanie nic powiedzieć.

Dziękuję za rozmowę, życzę dużo zdrowia.

Poprzedni artykułWillie Smit przechodzi do ekipy Burgos-BH
Następny artykułJeremy Maison kończy karierę
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments