fot. EF Education-First

Zimą ubiegłego roku drużyna World Tour EF Education First ogłosiła, że w sezonie 2019 będzie realizować alternatywny kalendarz startów, czyli taki, w ramach którego niektórzy zawodnicy będą brali udział w wytrzymałościowych i ultra-wytrzymałościowych wyścigach – zarówno dla amatorów, jak i zawodowców. Jedni pukali się w głowę, pytając, czy za mało mają ścigania wynikającego z kalendarza Międzynarodowej Unii Kolarskiej (UCI), a drudzy wyrażali podekscytowanie i chwalili pomysł, nazywając go tchnieniem świeżego oddechu do kolarstwa zorientowanego  na osiąganie sukcesów i zarabianie pieniędzy. My postanowiliśmy sprawdzić, czym rzeczywiście były wyścigi, w których brali udział kolarze w różowych strojach, jak im poszło oraz czy odmieniło to egzystencję zespołu kierowanego przez Jonathana Vaughtersa. 

Gdy w 2007 roku mniejszy skład Jonathana Vaughtersa ewoluował do drużyny rangi World Tour, żaden ze zwycięzców wielkich tourów (Danilo Di Luca, Alberto Contador, Denis Menchov) nie obył się bez późniejszych kontrowersji dopingowych. Wówczas Amerykanin mówił, że nie da się być czystym wygrywając wyścigi, dlatego uwagę kibiców i sponsorów należy przyciągać tworząc wartości wykraczające poza osiąganie zwycięstw. Filozofii tej trzyma się w mniejszym lub większym stopniu do dzisiaj, wpadając w ubiegłym roku na pomysł, aby jego kolarze realizowali tak zwany alternatywny kalendarz startów. Pomimo że nie są jedyni (w wyścigach takich jak GBDuro, Dirty Kanza czy Leadville 100 startował również kolarz Trek-Segafredo Peter Stetina), to właśnie „różowi” zrobili to jak dotąd z największym rozmachem.

Przede wszystkim dlatego, że stanęła za tym marka Rapha, dostarczająca im nietypowe, rzucające się w oczy różowe stroje. Podpisanie z nią kontraktu niejako połączyło się z podjęciem decyzji o alternatywnym kalendarzu. Po drugie, EF Education „poświęciła” większą liczbę zawodników – najwięcej startów odbył Morton, ale w „wytrzymałościówkach” pojawiali się również Alex Howes i Taylor Phinney. Nie da się chyba również ukryć, że najwięcej pisano o nich w mediach.

Mistrz Stanów Zjednoczonych Alex Howes mówił w wywiadzie dla magazynu „Procycling”, że pod wieloma względami pomysł ten stanowi powrót do kolarskich korzeni.

– To właściwie nie jest ściganie i kiedy spędzasz tak wiele czasu na rowerze – Kanza trwała dla mnie 10 godzin i 20 minut, i to był całkiem dobry czas – doceniasz wyjątkowość tego. Bierzesz rower, jakieś przekąski i twoje ciało pokonuje dwieście mil za jednym razem. Wielu kolarzy, którzy przejeżdżają te wyścigi nie jest profesjonalistami. Oni pracują dziesięć godzin dziennie przy swoich biurkach, ale mimo to znajdują powód, dla którego przygotowują się do tego typu imprez. To pokazuje, jak wyjątkowe może być kolarstwo.

Właśnie. To właściwie nie jest ściganie, powiedział Howes. Warto pamiętać, że nie o wyniki w tym wszystkim chodziło. Nie o to, aby wystartował tam zawodowiec i pozamiatał. Zresztą jak się okaże, gdy przeczytają Państwo tekst do końca, wygrać tak łatwo nie było. Ta sztuka udała się tylko raz Lachlanowi Mortonowi. Te imprezy wygrywa się bowiem czymś innym niż etap w Tour de France czy monument pokroju Milano-Sanremo.

Dirty Kanza 200 (Stany Zjednoczone), 1 czerwca

Dirty Kanza to masowy wyścig (ponad dwa tysiące uczestników wystartowało w tegorocznej edycji) odbywający się w stanie Kansas, w Stanach Zjednoczonych. Trasa prowadzi przede wszystkim po szutrowych drogach. Poza tym nie brakuje różnego rodzaju innych przeszkód, jak przejazdów przez rzeczki czy kamieniste strumyki. Wszystko rozgrywa się na dystansie dwustu mil, czyli ponad trzystu dwudziestu kilometrów. Dla kolarzy, którzy zajęli czołowe miejsca, oznaczało to ponad dziesięć godzin spędzonych na siodełku. W instrukcji dla startujących zawodników napisane jest drukowanymi literami: YOU ARE RESPONSIBLE FOR YOU (jesteś odpowiedzialny za siebie), co oznacza, że trzeba spakować ze sobą między innymi zapasowe dętki, pompkę oraz wszystkie inne przybory, które pomogą ukończyć tę wymagającą imprezę. Nie jedzie za tobą samochód ekipy.

fot. EF Education First

Kolarze EF Education First wystartowali na przełajowym rowerze Cannondale SuperX, do którego założono opony Vittoria Terreno Dry o szerokości od 38 do 40 mm, napompowanych od 40 do 60 PSI. Opony te zamontowano na gravelowych kołach marki FSA AGX. Za przygotowanie techniczne i logistyczne Lachlana Mortona, Alexa Howesa i Taylora Phinneya odpowiadał Tom Hopper, mechanik i dyrektor sportowy ds. alternatywnego kalendarza startów, który na kilka dni przed startem wyścigu Dirty Kanza wyjaśniał na łamach oficjalnej strony internetowej zespołu:

– Mogę powiedzieć, że ten wyścig to bardziej przygoda niż zwyczajne ściganie, z którym mamy do czynienia na co dzień. To, na czym zależy mi najbardziej, to aby chłopcy czuli się pewni na sprzęcie, na którym wystartują, oraz żeby mogli się tym bawić.

fot. EF Education First

Tegoroczną edycję wyścigu Dirty Kanza wygrał Colin Strickland, który jako jedyny uzyskał czas poniżej dziesięciu godzin – dokładnie 9:58:49. Na drugim miejscu finiszował kolarz drużyny Trek-Segafredo Peter Stetina, który pokonał zadaną trasę w czasie 10:07:54. Na trzecim i czwartym miejscu linię mety przekroczyli Alex Howes (10:18:36) oraz Lachlan Morton (również 10:18:36). Taylor Phinney po licznych problemach na trasie ukończył wyścig na 198. miejscu (14:11:21).

Po wyścigu Lachlan Morton wyjaśnił ideę startu profesjonalnych kolarzy w tym wyścigu:

– Naszym zamiarem nie było przeniesienie kolarstwa na poziomie World Tour do wyścigu Kanza. To świetne wydarzenie, a my nie chcieliśmy, żeby nasza obecność cokolwiek zmieniła. Byliśmy po prostu grupą przyjaciół, która w nim uczestniczyła. Pojechaliśmy tam i daliśmy z siebie wszystko, próbując się przy okazji tym bawić.

GBDuro (Wielka Brytania), 22 czerwca

Wyścig GBDuro jest zdecydowanie najbardziej wymagający spośród pięciu opisywanych w tym tekście. Trwa bowiem kilka dni, liczy w sumie dwa tysiące kilometrów i oferuje dwadzieścia dziewięć tysięcy metrów przewyższenia. Rozpoczął się w Land’s End na południowym-zachodzie Anglii, a zakończył się na północnym-wschodzie Szkocji. Trasa prowadziła po rozmaitej nawierzchni – trzeba było jechać po szutrach, przekraczać zamknięte mosty, wspinać się po wysokich płotach, przekraczać strumyki z rowerem na ramieniu i spać w śpiworze gdzieś przy trasie.

fot. EF Education First

Podopieczni Jonathana Vaughtersa mogą cieszyć się ze zwycięstwa Lachlana Mortona. Australijczyk prowadził w wyścigu od początku do końca. Pierwszy etap do Walii liczący sześćset trzydzieści kilometrów pokonał w trzydzieści dwie godziny, ponad siedem godzin szybciej niż znajdujący się najbliżej go rywal. Po wyruszeniu w sobotę, we wtorek osiągnął półmetek wyścigu, mając na koncie już 63 godziny i 32 minuty jazdy na rowerze. W momencie, gdy w piątek portal Cyclingnews podał, że Morton dojechał do mety, żaden z jego rywali jeszcze tego nie zrobił. W sumie zajęło mu to 111 godzin i 44 minuty. Oznacza to, że w ciągu sześciu i pół dnia spał przez około 45 godzin.

– To było najbardziej niewiarygodne doświadczenie w moim życiu, było czymś o wiele więcej niż to, co zrobiłem do tej pory

– takimi słowami Lachlan Morton skomentował swój start w GBDuro.

Stages Cycling Leadville Trail 100 MTB, „wyścig po niebie” (Stany Zjednoczone), 10 sierpnia

Leadville 100 jest wyścigiem górskim, rozgrywanym na dystansie stu mil, czyli około stu sześćdziesięciu kilometrów. Największą trudność stanowi wysokość nad poziomem morza, na jakiej się on odbywa. Zawodnicy wystartowali na wysokości ponad dziesięciu tysięcy stóp, czyli ponad trzech tysięcy metrów. Oznacza to, że znajdowali się około trzystu metrów wyżej niż najwyższy punkt tegorocznej edycji wyścigu Tour de France, okrzyknięty najwyższym w historii Wielkiej Pętli. Jedynymi towarzyszami zawodników na trasie są chmury, słońce i niewiarygodnie rzadkie powietrze.

– To jest coś szalonego – sto mil na ponad dziesięciu tysięcy stopach. To zabawne dla kolarza szosowego, aby rywalizować przeciwko kolarzom górskim. Każdy spodziewa się, że non stop będziemy się przewracać. Wystartować tam, pokazać, że damy radę – chociaż mówiąc to teraz wydaje mi się to trochę nieprawdopodobne – to motywuje nas przed tym wyścigiem

– mówił w przededniu zawodów Alex Howes.

Górnicze miasto Leadville jest kluczowe dla historii tego wyścigu. W 1982 roku zamknięto tamtejszą kopalnię Climax Mine, w wyniku czego pracę straciło ponad trzy tysiące dwieście osób. Założycielom wyścigu Kenowi Chlouberowi i Merilee Maupinowi towarzyszyła ta sama idea, która charakteryzuje Leadville od lat sześćdziesiątych dziewiętnastego wieku, kiedy to miasto zostało założone. Wówczas ludzie wiedzieli, że zjednoczenie i ciężka praca doprowadzą do sukcesu i poprawią jakość życia. Te same ideały rządzą tam od półtora wieku, i napędzają także długodystansowych sportowców, którzy rokrocznie zjeżdżają się, by ścigać się w Ledaville Trail 100 MTB.

Duet drużyny EF Education First przez niemal cały czas jechał na czele lub blisko czoła wyścigu. Na poniższym zdjęciu widać, jak australijsko-amerykański duet zjeżdża z jednego z kluczowych podjazdów wyścigu – Powerline. Zajęte ostatecznie miejsca były dla nich wisienką na przysłowiowym torcie – szosowcy dali radę na MTB, choć nie to było – jak wiadomo – najważniejsze.

fot. EF Education First

Zwycięzcą wyścigu został mistrz Stanów Zjednoczonych w MTB Howard Grotts z drużyny Specialized, który pokonał trasę w czasie 6:19:18. Drugi był Quinn Simmons (Lux Cycling) (3 minuty i 6 sekund straty do zwycięzcy), zaś na najniższym stopniu podium stanął Lachlan Morton – 3 minuty i 24 sekundy straty do zwycięzcy. Alex Howes był piąty – 7 minut i 46 sekund straty do zwycięzcy.

Three Peaks (Wielka Brytania), 15 września

U schyłku lata Lachlanowi Mortonowi przyszło zmierzyć się z przełajowym wyścigiem Three Peaks, czyli po angielsku – trzy szczyty. Szczyty te znajdują się w malowniczym, ale bardzo wymagającym pod względem kolarskim hrabstwie Yorkshire w Anglii. Ingleborough (723 m), Whernside (736 m) oraz Pen-y-Ghent (694 m) – one zmęczyły kolarzy najbardziej.

To wyścig z tradycjami – po raz pierwszy odbył się w 1961 roku, a założył go John Rawnsley, i od tego czasu pozostał niemal niezmieniony. Ducha retro czuć w nim na każdym metrze trasy, w atmosferze go otaczającej oraz w zawodnikach biorących w nim udział.

Dystans tegorocznej edycji wynosił sześćdziesiąt jeden kilometrów – dwadzieścia osiem z nich prowadziło po asfalcie, a trzydzieści trzy po różnego rodzaju innych nawierzchniach, z czego na sześciu kilometrach na rowerze nie da się jechać w ogóle. Trzeba wziąć go na ramię i maszerować albo podbiegać.

Morton wystartował na takiej samej „maszynie”, co w wyścigu Dirty Kanza, czyli na Canondale SuperX. Założono w nim opony Vittoria Terreno Mix, ponieważ – jak uzasadniał Tom Hopper – jeśli wyjeżdża się z na przykład głębokiego błota na szybszą, szutrową nawierzchnię, mniejszy bieżnik sprawdzi się lepiej. Podobnie z brukami, które niezbyt komfortowo pokonywałoby się na oponie z dużym bieżnikiem. Założone „gumy” miały 33 mm szerokości i zamocowane zostały do kół FSA AGX. Napompowano je pomiędzy 40 a 50 PSI. Z uwagi na stromiznę trzeciego szczytu – Pen-y-Ghent – (oczywiście mowa o sekcjach, które da się przejechać) założono dwie tarcze z przodu – 30-46, mniejsze niż te, które zazwyczaj występują w rowerach przełajowych. Z tyłu znalazła się kaseta Dura-Ace 11-30.

Lachlan Morton dotarł do mety na czwartym miejscu, cztery minuty za dwunastokrotnym zwycięzcą Three Peaks Robem Jebbem i jednocześnie żywą legendą tego wyścigu.


Poza wyżej wymienionymi wyścigami 27-letni kolarz z Port Macquarie 25 sierpnia wystartował jeszcze do wyścigu Colorado Trail (MTB), będącego de facto jazdą indywidualną na czas z Durango do Denver na dystansie 850 km (ponad 500 mil). Ukończył ten wyścig po trzech dniach i dwudziestu dwóch godzinach, dwie godziny wolniej od rekordu wszech czasów. Przy okazji zebrał fundusze na australijską fundację Tour de Kids.

Podsumowanie

To, czy dzięki startom Lachlana Mortona, Alexa Howesa i Taylora Phinneya w alternatywnych wyścigach, wpłynęło na konto drużyny EF Education First więcej pieniędzy, wie tylko Jonathan Vaughters i jej kierownictwo. Sponsorzy, czyli chociażby dostarczyciel odzieży (marka Rapha) czy firma produkująca rowery Cannondale zacierają ręce raczej na pewno. Nie dość przecież, że ich produkty zostały z powodzeniem przetestowane w ekstremalnie trudnych warunkach, to jeszcze o korzystających z nich zawodnikach usłyszało większe grono publiczności – nie tylko to śledzące wyścigi odbywające się pod auspicjami UCI.

Mierzyć to przedsięwzięcie należy jednak nie tylko miarą materialnych zysków czy ewentualnych strat. Kolarstwo jest dla zawodowców pracą, ale przecież trudno ową podejmować będąc pozbawionym pasji do tego zajęcia. Jest to bowiem sport niezwykle trudny mentalnie i fizycznie oraz wymagający wielu wyrzeczeń, jak chociażby rozłąka z rodziną i z przyjaciółmi. Wobec tego korzyści ze startu w wyżej wymienionych wyścigach płyną również w aspekcie promowania tej dyscypliny sportu, zachęcenia do jej uprawiania młodych ludzi, ale także zaproszenie do jazdy na rowerze każdego, kto pragnie przeżywać interesujące przygody i pozostać w dobrej dyspozycji fizycznej.

Nie jest tajemnicą, że w światowym peletonie coraz większa liczba kolarzy zażywa różnego rodzaju środki antydepresyjne. Nieustanna pogoń za pieniądzem i punktami UCI oraz presja ze strony sponsorów, których tak trudno zadowolić, zbiera żniwo. Jeżdżąc po malowniczym Yorkshire, przeskakując przez strumyczki i rzeczki w Kolorado czy śpiąc po kilka godzin w śpiworze między jednym a drugim etapem morderczego ultra-wytrzymałościowego wyścigu po Wielkiej Brytanii, Morton i spółka mogli na nowo odkryć kolarstwo, czego sami zresztą nie ukrywają. Poczuć się jak dziecko, które rowerem może się bawić i przy okazji spędzać czas z paczką przyjaciół. Takie są przecież korzenie jazdy na dwóch kółkach, o których przypomnieli nam wymykający się powszechnie obowiązującym schematom ludzie z drużyny EF Education First.

– Uprawiając zawodowe kolarstwo zawsze miałem problem z uświadomieniem sobie , w jakim celu to robię. Po co się ścigam? Wiadomości, jakie otrzymywałem od ludzi po startach w tych wyścigach dały mi do zrozumienia, że ludzie są tym bardziej zainteresowani. Niektórzy z nich mówili, że zainspirowali się, aby samemu wystartować w czymś takim i to sprawia, że poczułem, że im pomogłem, że w jakich sposób coś im zwróciłem

– powiedział Lachlan Morton po wyścigu GBDuro.

Marta Wiśniewska

W powyższym tekście nie opisano dokładnej specyfikacji sprzętu, jakiego używali w wyścigach alternatywnych kolarze EF Education First, ponieważ nie to było jego celem. Wskazano tylko niektóre aspekty udostępnione przez zespół i wskazujące, z jakiego rodzaju trudnościami w tych imprezach musieli się mierzyć. Celem tekstu nie było również charakteryzowanie poszczególnych wyścigów w sposób wyczerpujący – nakreślono podstawowe fakty obrazujące ich specyfikę. 

Poprzedni artykułJumbo-Visma zamyka skład na 2020 rok
Następny artykułAnna Henderson w Team Sunweb
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments