fot. EF Education First

Włosi czekali na zwycięstwo w wyścigu Ronde van Vlaanderen od 2007 roku, kiedy to wygrał Alessandro Ballan. Edycja 2019 okazała się dla nich wyjątkowo szczęśliwa, ponieważ w wyścigu kobiet także triumfowała Włoszka – Marta Bastianelli. Dla 25-letniego Alberto Bettiola (EF Education First) jest to dziewicze zwycięstwo w karierze, w które wciąż nie może uwierzyć.

Bieżący sezon od początku układał się dla Bettiola pomyślnie. Po rocznej przerwie na pobyt w BMC Racing Team wrócił pod skrzydła Jonathana Vaughtersa. Dobrze jechał już w Tour Down Under, następnie był drugi w jeździe na czas podczas wyścigu Tirreno-Adriatico, zaś w Mediolan-San Remo pokazał się z dobrej strony atakując na Poggio.

W „De Ronde”, w związku z kontuzją Sepa Vanmarcke, odgrywał rolę lidera wraz z Sebastianem Langeveldem.

Ostatnie 14 kilometrów było najdłuższymi w moim życiu. W słuchawce słyszałem swojego dyrektora sportowego, który mówił mi, że mam cisnąć tak mocno, jak tylko potrafię. Nie obejrzałem się ani razu i trochę wiało mi w twarz. Także [Sebastian] Langeveld mówił, że wszyscy tutaj [w głównej grupie] są zmęczeni, więc mamy pedałować ile sił w nogach. Pomimo to linia mety nie chciała nadejść

– tak rozemocjonowany Bettiol relacjonował przebieg ostatnich kilometrów.

Wydawać by się mogło, że Toskańczykowi nie służył pobyt w BMC, ale on sam temu zaprzecza, twierdząc, że była ta raczej jego wina. Nie mógł on uwierzyć w siebie i w to, że może wygrać. Czwarte miejsce w tegorocznym E3 BinckBank Classic utwierdziło go w przekonaniu, że jest w stanie stawać na najwyższym stopniu podium.

Ludzie, którzy śledzą moją karierę od dziecka próbują przekonać mnie, że jestem dobrym kolarzem, tylko że ja nigdy nie chciałem w to wierzyć. Nigdy też nie wygrałem żadnego wyścigu, więc dlaczego powinienem wygrać Flandrię? Dlaczego w ogóle miałem być faworytem?

– retorycznie pytał po zakończeniu wyścigu Bettiol, przyznając jednocześnie, że wraz z tym sezonem postanowił coś zmienić.

Po pierwsze, zrzuciłem trzy kilogramy. Łatwo o tym powiedzieć, ale nie tak łatwo zrobić. Po drugie, próbowałem być sobą i zawsze atakować. Oczywiście, w Mediolan-San Remo straciłem możliwość finiszowania w pierwszej dziesiątce, ale chciałem zaatakować na Poggio, ponieważ czułem się dobrze. Niewielu kolarzy może powiedzieć, że zaatakowało na Poggio

– dodał.

Bettiol wydaje się mieć nosa do atakowania na legendarnych podjazdach. Decydujący atak w „De Ronde” przypuścił na Starym Kwaremoncie, gdzie w zwyczaju mieli odjeżdżać wielcy kolarze, którzy napisali historię tego wyścigu.

Dyrektor sportowy powiedział mi przez radio, że jeśli mam dobre nogi, to mam nie czekać z atakiem zbyt wiele, ponieważ szybcy kolarze, tacy jak Sagan czy Kristoff, zostaną ze mną. Przed płaską częścią Kwaremontu zaatakowałem i już nigdy się nie obejrzałem. Po Kwaremoncie spojrzałem na asfalt i nie widziałem nikogo

– opowiadał Bettiol.

W oficjalnym oświadczeniu prasowym drużyny EF Education First można przeczytać, że ostatnimi kilometrami 25-latka żyła cała drużyna rozproszona po różnych krajach i kontynentach. Płakali nie tylko członkowie obsługi stojący za linią mety, ale także inni, znajdujący się tysiące kilometrów od Belgii.

Poprzedni artykułAdam Stachowiak: „Otwieramy sezon z tak zwanym przytupem”
Następny artykułKasper Asgreen: „Było niemożliwe, żeby pojechać za Bettiolem”
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments