Piąty, deszczowy etap Giro d’Italia za nami. Zgodnie z zapowiedziami, rywalizacja zakończyła się sprintem z peletonu. Czas więc na oceny.
Plusy:
Młoda krew
Co by nie mówić, młodzi sprinterzy są podczas tegorocznego Giro w konkretnym gazie. Było to widać dziś na ostatnich metrach, kiedy o triumf walczyło dwóch zawodników z rocznika 1994. Zmiana pokoleniowa wśród najszybszych zawodników na świecie? Na to wygląda.
Minusy:
Puchar Atlantydy
Oj nie rozpieszcza zawodników pogoda podczas tegorocznego Giro d’Italia. Jeśli nie bardzo długi etap i chłód, to krótki (dynamiczniejszy, co jest bardzo pozytywne) przejazd przez samą Atlantydę. Aż strach pomyśleć co by się działo, gdyby na ostatnich metrach w kałużach stało jeszcze więcej wody, bo robiło się już bardzo nieprzyjemnie.
Naturalna zmiana planów
Choć Tom Dumoulin wystartował do piątego etapu, było prawie pewne, że prędzej czy później zrezygnuje z dalszej jazdy. Powód? Prosty. Po co ma się zajeżdżać, skoro generalka już odjechała, a zwycięstwa etapowe raczej go nie interesują? Lepiej przygotować się do Tour de France i tam powalczyć z potężną zgrają ekipy Ineos.
Kolej parowa
Od samego rana mówiło się dziś, że Jakub Mareczko ma otrzymać większe wsparcie od zespołu, by skutecznie powalczyć o dobre miejsce w finałowym sprincie. Skończyło się na rozsypanym „pociągu” i miejscu poza pierwszą dziesiątką. Co by nie mówić, przy rywalach z innych zespołów, „Pomarańczowi” wyglądali w końcówce jak wąskotorówka obok TGV. Szkoda.