Przyszły pagórki – mamy walkę. Dziś mieliśmy kapitalny wstęp do tego, co będzie działo się jutro. Czas na plusy i minusy po piątkowych etapach wyścigów World Tour.
Plusy:
Lokalny patriotyzm
Etapowy triumf Rudy Molarda był dla wielu niemałą niespodzianką. Jak jednak już wiemy, Francuzowi bardzo zależało na dobrym wyniku w rodzinnych stronach, co z pewnością także miało wpływ na jego dyspozycję dnia. Dodatkowym smaczkiem jest jednak styl, w jakim kolarz Groupama – FDJ odniósł największy sukces w karierze. W odróżnieniu od kolegów z Direct Energie, Molard wziął sprawy w swoje ręce i z czystym sumieniem może powiedzieć, że był dziś najlepszy.
Wszechstronny jak nikt inny
Poza zawodnikami wygrywającymi dzisiejsze etapy, ponownie znakomity rezultat zanotował Tiesj Benoot. Jak kiedyś wydawało się wielki talent i przyszły specjalista od klasyków ponownie walczył jak równy z równym z najlepszymi góralami w stawce. Nie będziemy zdziwieni, jeśli będzie on w przyszłości kolarzem specjalizującym się w wyścigach wieloetapowych.
Minusy:
Klątwy ciąg dalszy
Czy w końcu możemy nie oglądać kraks? Dziś ogromne straty, także fizyczne, ponieśli dwaj pretendenci do wysokich miejsc w generalkach – Wout Poels i Rafał Majka. Szczególnie upadek pierwszego z nich zdecydowanie zmienił układ sił w wyścigu Paryż – Nicea, zdecydowanie ułatwiając walkę Luisowi Leonowi Sanchezowi, Timowi Wellensowi czy Julianowi Alaphilippe’owi.
Słabość Supermana?
Po lutowych etapówkach na bliskim wschodzie, praktycznie nikt nie myślał o tym, że Miguel Angel Lopez może stracić ponad pół minuty na trzecim etapie Tirreno – Adriatico. Lider Astany niewątpliwie miał ogromne problemy na finałowym podjeździe w Trevi, dojeżdżając do mety razem z Peterem Saganem. Czy jutro jego kryzys nadal będzie trwał?