Vuelta España 2017 / lavuelta.es

Drugi tydzień Vuelty za nami. Nie da się ukryć, że wiele się dowiedzieliśmy, ale jednocześnie na wiele pytań odpowiedzi wciąż nie otrzymaliśmy. Co zapadło nam w pamięć w drugim tygodniu i czego oczekujemy w trzecim? Zapraszamy do lektury.

Przede wszystkim należy wspomnieć o bardzo silnym polskim akcencie w drugim tygodniu rywalizacji. W końcu nasi reprezentanci wygrali w nim aż dwa etapy i to na solo! Tomasz Marczyński i Rafał Majka co najmniej wykonali swój plan, dając zarówno nam, jak i sobie, bardzo wiele emocji. Obaj zapewniają, że jeszcze będą próbować. Dadzą radę zgarnąć coś więcej? Wierzymy.

Bez wątpienia podczas ostatnich sześciu etapów, rywale Chrisa Froome’a byli zdecydowanie bliżej Brytyjczyka. Bez wątpienia dało się z nim powalczyć, co było już znacznym progresem względem poprzednich dziewięciu dni, kiedy to lider wyścigu bił wszystkich i wszędzie. Mimo to nie jest do końca jasne na co go stać. W końcu jedynie w obserwatorium Calar Alto jego forma została poważnie sprawdzona. Razem z nim byli wówczas Nibali i Kelderman, a Lopez zdołał odrobić 14 sekund. Zasadniczo kolarz Team Sky wrócił do swojego typowego stylu z Vuelty, czyli jazdy swoim, mocnym tempem. Jednocześnie jest to znak, że wyścig nadal może się różnie skończyć.

Wbrew pozorom, olbrzymią rolę w finałowej rozgrywce odegrać może Alberto Contador i wcale nie chodzi nam o jego ewentualny atak na pozycję lidera. Wręcz przeciwnie! El Pistolero, starający się za wszelką cenę zrobić show w swoim ostatnim wyścigu, może być najważniejszym pomocnikiem przeciwników Froome’a. Kompan do odjazdu, stacja przekaźnikowa – Contador może stać się każdym.

Bez wątpienia ogromne znaczenie dla układu klasyfikacji generalnej będzie miała wtorkowa czasówka. Wiadomo, Froome jest w niej faworytem, lecz należy pamiętać, że Kelderman, Zakarin i Nibali to także solidni czasowcy. Co więcej, Miguel Angel Lopez także potrafił pojechać ITT bardzo solidnie, lecz dotyczyło to raczej nieco trudniejszych odcinków. Tym samym zawodnik jeżdżący w czerwonej koszulce może nie zyskać we wtorek aż tyle, ile wszyscy się spodziewaliśmy. Wówczas na znaczeniu znów zyskają góry.

Czy na podjazdach będzie można pokonać gwiazdę z wysp Brytyjskich? Z pewnością. Kluczem do sukcesu powinna okazać się izolacja od pomocników, o której mówił już Vincenzo Nibali. Należy jednak wybrać odpowiedni moment, aby Wout Poels i świta zgubili koło. Na początek do głowy przychodzi etap kończący się w Los Machucos. Atak nie powinien być jednak przypuszczony na finałowym, potwornie ciężkim podjeździe. Wręcz przeciwnie. Największym zaskoczeniem byłby skok na Portillo de Lunada. Karkołomnie, lecz może się opłacić. Wbrew pozorom istotny może być także etap do Gijon. Jeśli rywale Froome’a będą chcieli powtórzyć zeszłoroczną akcję z Formigal, mogliby wykorzystać do tego hopki na etapie numer 19.

Na sam koniec pozostaje jednak jedno, najważniejsze pytanie. Czy ktokolwiek z czterech najgroźniejszych przeciwników lidera będzie w stanie postawić wszystko na jedną kartę? Razem ze swoimi zespołami, z pewnością będą mogli jeszcze sporo namieszać. Kto wie, być może Froome nie odczaruje Angliru i po sześciu latach ponownie przegra tam wyścig? Na jego totalną słabość nie ma jednak co liczyć.

Poprzedni artykułOrica – Scott kontynuuje ofensywny styl
Następny artykułMistrzostwa świata 2017: Skład Belgów z… siedmioma liderami?
Dziennikarz z wykształcenia i pasji. Oprócz kolarstwa kocha żużel, o którym pisze na portalu speedwaynews.pl. W wolnych chwilach bawi się w tłumacza, amatorsko jeździ i do późnych godzin nocnych gra półzawodowo w CS:GO.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments