Simon Gerrans odniósł kolejne w swojej karierze zwycięstwo w wyścigu, zaliczanym do grona „monumentów”. Przypomnijmy, że w 2012 roku wygrał Mediolan San Remo, a dziś okazał się najlepszy w Liege-Bastogne-Liege.
„To absolutnie niesamowite. Dzisiejsza końcówka była strasznie trudna, ale dzięki mojej drużynie udało się wygrać”, powiedział na mecie 33-latek. „Mam już zwycięstwa etapowe we wszystkich Wielkich Tourach, zwycięstwa w Tour Down Under, Mediolan-San Remo i teraz Liege”, dodał.
„Byłem pewien, że jeśli dojdzie do sprintu z małej grupki to mogę powalczyć, ale z drugiej strony bałem się 260 kilometrowego dystansu i ciężkiej trasy. Wiedziałem, że w takiej końcówce nogi mogą różnie zareagować„, opowiadał Australijczyk.
„Zawsze myślałem, że spośród wyścigów w Ardenach – Amstel Gold Race jest dla mnie najlepsze. Trzykrotnie byłem tam trzeci. Teoretycznie, to dużo lepszy dla mnie wyścig. Wiedziałem, że jeśli chcę wygrać w Liege, to wszystko musiało w tym dniu pójść idealnie i musiałem mieć dużo szczęścia. Tak się też dziś stało z czego się bardzo cieszę”.
Triumfator setnej odsłony „Staruszki”, odniósł się także do pechowej kraksy na ostatnim zakręcie dzisiejszej rywalizacji Daniela Martina (Garmin-Sharp). „Dan miał strasznego pecha. Taka kraksa blisko mety, jadąc na czołowych pozycjach to coś strasznego. Zwłaszcza, jak jest się obrońcą tytułu. Na szczęście nie utrudnił tym wypadkiem innym zawodnikom walki o zwycięstwo. Bez problemu mogliśmy go ominąć„, dodał na koniec.
Foto: bettiniphoto.net
Andrzej Gucwa
