Szkoda, bo miało być tak pięknie! Przeżyłem najcięższe dla mnie etapy i powoli zaczynałem walczyć, ale niestety już jestem w domu i o Vuelcie mogę myśleć tylko w perspektywie następnych lat.
Pierwsze dni były ciężkie, nigdy chłodniej niż 40 stopni, przeważnie pierwsze 60km w nieco ponad godzinę, więc trudno powiedzieć, żebym mógł się tym wyścigiem nacieszyć. Moje etapy dopiero miały przyjść, dlatego podwójnie mi przykro…
Ostatni finisz pewnie każdy widział, wiedziałem, że nie wygram, bo zacząłem zbyt wcześnie, ale myślę, że lepiej spróbować tak, niż znów być przymkniętym, w normalnej rozgrywce z najlepszymi na świecie nie wygram.
Farrara nie widziałem, uderzył we mnie gdzieś w boku, dlatego upadłem bezwiednie – 17 szwów na twarzy, otarty z każdej strony, ale gdybym mógł normalnie jeść spróbowałbym jechać dalej. Teraz poczekam aż opuchlizna zginie i wsiądę na rower. Chciałbym być znów w formie na Mistrzostwa Świata, ale jest za wcześnie, żeby cokolwiek planować -poczekamy, wyleczymy, zobaczymy.
Źródło: www.michalgolas.blogspot.com
Foto: Vacansoleil