Próbowałem pod Lautaret, nawet byłem już w odjeździe, od naszej większej grupki krótko przed szczytem odjechała czwórka, my na szczycie mieliśmy max 5-7sekund… ale już nie doszliśmy, poza Egoi Martinezem.
Pod ostatni podjazd wystarczyło odjechać z głównej grupy, nadrobić parę minut do zjazdu, zerwać ich i wygrać na solo… ja nie czułem się nic lepiej ponad to by jechać w pierwszej grupce.
Jutro… Ostatnio oglądałem etapy z różnych lat kończące się pod Alpe d’Huez, walka jest zawsze od dołu, wśród najlepszych. Mam nadzieje, że będę się czuć tyci lepiej niż w dzisiejszej końcówce.
Źródło: www.corvospro.com