Tony Martin (Omega Pharma – Quick Step) zmiażdżył rywali na przedostatnim etapie Tour de France. Mistrz świata wygrał jazdę indywidualną na czas.
Niemiec wyprzedził drugiego w klasyfikacji Toma Dumoulina (Giant-Shimano) o 1 minutę i 39 sekund. Martin po trzech tygodniach ścigania w Wielkiej Pętli, przejechał dzisiejszą 54 kilometrową trasę do Perigueux z kilkoma podjazdami z przeciętną blisko 49 km/h.
„Czułem się dziś bardzo dobrze. Myślałem, że jestem bardziej zmęczony. Udało mi się utrzymać wysokie tempo od początku do końca i nie miałem słabszych momentów. Jestem zadowolony ze swojego występu’, powiedział Panzerwagen.
„Przed tym etapem czułem ogromne ciśnienie ze strony mediów oraz mojego najbliższego otoczenia. Każdy oczekiwał mojej wygranej, już za nim rozpoczął się Tour. Szczerze mówiąc trochę mnie to irytowało. Na szczęście w trakcie wyścigu zdołałem zmniejszyć te żądania, przez mój spektakularny triumf na etapie do Mulhouse. Zaprocentowało także moje doświadczenie, które pomogło mi poradzić sobie z tą sytuacją”.
„Po upadku Marka Cavendisha na pierwszym etapie, wszyscy w drużynie byliśmy podłamani. Udało nam się jednak pozbierać i stworzyć silny kolektyw. Cały wyścig walczyliśmy jako zespół i szukaliśmy różnych sposobów na uzyskanie dobrego wyniku. Ostatecznie myślę, że możemy być zadowoleni z tego, co udało nam się osiągnąć”, zakończył.
Foto: bettiniphoto.net
Andrzej Gucwa
Właściwie to Panzervagen uratował Omegę , która do wyścigu przystępowała z dużymi aspiracjami . Życie zweryfikowało to szybciutko i bezlitośnie Cav – aut
Kwiatek – tydzień próbował , a potem dupa
Renshaw – niby sprinter ( ale niby , to nie sprinter )
Toni był pod presją , w tej sytuacji nawet dużą , ale zrobił swoje