fot. Jumbo-Visma

Dwa miesiące temu Tony Martin zakończył swoją kolarską karierę. W rozmowie z Eurosportem powiedział, że jedną z najważniejszych przyczyn jego decyzji było coraz mniejsze bezpieczeństwo panujące na trasie wyścigów

W pierwszej połowie drugiej dekady XXI wieku Martin był uważany za najlepszego czasowca na świecie. Czterokrotnie zdobywał mistrzostwo świata (w latach 2011-13 i 2016) i aż pięciokrotnie okazywał się najlepszy na etapach Tour de France. W ostatnich latach nieco spuścił z tonu, ale i tak był cennym członkiem ekipy Jumbo-Visma, odpowiedzialnym za wspomaganie liderów ekipy. Być może sytuacja ta potrwałaby jeszcze jakiś czas, gdyby nie to, że przestał uważać peleton za bezpieczne miejsce.

Tylko w tym roku dwukrotnie byłem w karetce. Zacząłem więc zadawać sobie pytania: „Jesteś ojcem dwójki dzieci, czy naprawdę warto?”. Przez ostatnie dwa-trzy lata przed Tour de France zawsze trochę się bałem, że mogę wylądować na ziemi. Myślę, że teraz jest dużo stresu nawet w mniej ważnych wyścigach. I właśnie z tego wynika taka liczba kraks. Jest ich coraz więcej. Coraz więcej kolarzy musi rezygnować z wyścigu z powodu upadków – ja nie chciałem podejmować tego ryzyka

– mówił.

Za obecny stan rzeczy nie obwinia jednak kolarzy. Jego zdaniem do obecnej sytuacji powinni przystosować się przede wszystkim organizatorzy wyścigów. Dużo uwagi poświęcił choćby zeszłorocznemu Tour de Pologne i tradycyjnemu finiszowi w Katowicach.

Zastanawiam się, jak można ustawić metę w miejscu, w którym kolarze jeżdżą 80 kilometrów na godzinę. Gdybyśmy mieli tam niższe prędkości, gdyby były tam nieco lepsze barierki, nie mielibyśmy takiego upadku. Fabio mógłby się przewrócić, mógłby odnieść jakieś obrażenia, ale nie trzeba byłoby walczyć o jego życie

– zapewnia.

Oczywiście organizowana przez Czesława Langa impreza nie jest jedyną, która oberwała od utytułowanego Niemca. Inne wyścigi też mają swoje za uszami.

My, kolarze widzimy na drodze potencjalne niebezpieczeństwa. I zdarzało nieraz zdarzało nam się podjechać do sędziów przed zawodami, by powiedzieć im, że dany fragment trasy nie jest bezpieczny. Odpowiedzi zawsze były takie same: „Wszystko jest ok, widzieliśmy już tę część toru, naszym zdaniem powinno być tutaj bezpiecznie”. To nie powinno tak wyglądać. Musimy poprawić kwestię komunikacji

– dodaje na koniec.

Poprzedni artykułJakub Murias zostaje w Voster ATS Team
Następny artykułZWIFT: Trenażery – rodzaje, różnice
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
zbig
zbig

no cóż ,świat żąda tragedii a i „oglądalność” wzrośnie…