„Wszystko rozegra się w Alpach, teraz przyszedł czas na spokojną jazdę w peletonie” – ilu liderów powtarzało to w Foix niczym mantrę? Bez wątpienia wszyscy się przeliczyli. Przedstawiamy plusy i minusy etapu do Rodez.
Plusy:
Niezawodny Bling
Miał wygrać Matthews, więc tak też zrobił. Australijczyk, kiedy tylko jest największym faworytem, nie zwykł zawodzić swoich kibiców i dyrektorów. Podobnie było także w Rodez, gdzie popularny i niezwykle sympatyczny „Bling” w pięknym stylu pokonał swoich rywali. Bez wątpienia będzie on też jednym z faworytów podczas światowego czempionatu w Bergen.
Serdeczne pagórki
Niby nie było trudno, niby do pokonania było tylko kilka górek, ale o ile ciekawiej się to oglądało? Ostatnie kilkadziesiąt kilometrów dzisiejszego etapu było zdecydowanie bardziej emocjonujące niż w przypadku totalnie płaskich odcinków.
Minusy:
Zagubiony lider
Cóż dziś zrobił Fabio Aru? Lider Astany i były już lider wyścigu totalnie zagubił się w końcówce, co kosztowało go prowadzenie w Wielkiej Pętli. Choć z pewnością zabrakło mu kolegów z drużyny, taka strata tak dobremu kolarzowi nie przystoi. Może dzięki temu w górach będzie jeszcze ciekawiej?
Bezkresna lojalność
Kiedy ucieczka nie miała zbyt dużej przewagi nad peletonem, wielu polskich kibiców liczyło na szansę na wygranie etapu przez Michała Kwiatkowskiego. Niestety, z „naszego” punktu widzenia, mistrz świata z Ponferrady oddał całe serce i siły swojemu liderowi, nie biorąc udziału w finałowym sprincie.