fot. Irek Pyszora

Polskie kolarstwo tworzą przede wszystkim ludzie – ci, którym cały czas się chce działać, tworzyć, szukać sponsorów i innych partnerów oraz przede wszystkim poświęcać swój czas by na naszym podwórku cały czas coś się działo. Jedną z takich osób niewątpliwie jest Adam Sieczkowski – wiceprezes i trener ALKS Stali Grudziądz oraz dyrektor Międzynarodowego Wyścigu Juniorów o Puchar Prezydenta Miasta Grudziądza.

Po zakończeniu 33. edycji grudziądzkiej etapówki nie mogło zabraknąć rozmowy z jej dyrektorem, który został poproszony o podsumowanie zmagań. Przypomnijmy – wyścig ten to jedyna polska impreza z kalendarza UCI dla juniorów, a na starcie stanęło aż 31 zespołów – 19 zagranicznych i 12 polskich. Etapy co prawda wygrywali obcokrajowcy – kolejno Duńczyk Nicklas Jensen (Team Zealand Cycling – Kuehne+Nagel), Nicholas Van der Merwe (Reprezentacja Bułgarii), Roei Edinger (Reprezentacja Izraela) i Ron Rooni (Reprezentacja Estonii), ale w klasyfikacji generalnej na czele znalazło się dwóch Polaków – wygrał Szymon Bęben (SMS Świdnica), a drugi był Marceli Pera (KTK Kalisz).

To przede wszystkim, póki jeszcze nie do końca opadły emocje, jak by Pan podsumował w kilku zdaniach tegoroczną edycję?

Jestem niezwykle zadowolony z tegorocznej edycji. Cieszymy się, że ten wyścig wrócił na właściwe tory, do odpowiedniego poziomu sportowego po latach pandemii czy początku wojny na Ukrainie, gdzie mieliśmy problemy natury organizacyjnej i mieliśmy 3 lata przerwy od zmagań. W zeszłym roku wyścig powrócił, a w tym nabrał już właściwego tempa i uważam, że nie mamy się czego wstydzić jako Polacy.

W rozmowach z kierownikami poszczególnych ekip każdy chwalił wysoki poziom organizacyjno-sportowy tego wyścigu, także mi jako jego dyrektorowi zostaje cieszyć się, że się wszystko udało.

To prawda, ja znam to od strony rozmów z zawodnikami, którzy też podkreślali wysoki poziom sportowy. 31 ekip na starcie, czyli zaufanie jest spore i Pana jako organizatora ogranicza w tym momencie już tylko maksymalny rozmiar peletonu?

Mieliśmy ten problem, żeby wykorzystać we właściwy sposób ten limit. Musiałem niektórym odmawiać, inne ekipy zostały poproszone o start w 5-osobowych składach, byśmy zmieścili się w maksymalnym rozmiarze 176-osobowego peletonu. Na ostatnią chwilę wypadła nam ekipa z Finlandii, ale fakt, że zainteresowanie było naprawdę spore.

Myślę, że to był dobry wyścig, na który praktycznie wszyscy będą chcieli wrócić. Bardzo cieszy mnie też fakt, że etapy wygrywali kolarze z Danii, Bułgarii, Izraela czy Estonii – dla nich to jest przepustka na świat, a dla nas radość, że możemy promować tak ich, jak i siebie przez rywalizację na najwyższym poziomie.

Zagraniczni kolarze zgarnęli co prawda etapy, ale w klasyfikacji generalnej na czele znalazło się dwóch Polaków.

Jesteśmy gościnni, ale do pewnego momentu. Po cichu liczyłem, że w tym roku po raz pierwszy w historii ten sam kolarz wygra dwie kolejne edycje, Marceli Pera przed ostatnim etapem miał ten sam czas co lider, a o wygranej decydował ostatni finisz. Myślę, że to była bardzo ciekawa rywalizacja, w której losy wyścigu decydowały się na bonifikaty aż do samego końca.

Patrząc na poziom emocji, zadowolenie uczestników i ich opiekunów możemy sobie powiedzieć „do zobaczenia za rok”?

Niesamowicie napracowałem się w tym roku przy tej edycji, PESELu nie można oszukać, więc nie ukrywam, że jest coraz ciężej, ale przy takim zrozumieniu ze strony władz samorządowych i przede wszystkim służb takich jak policja czy straż udało nam się dość szczelnie zabezpieczyć ten wyścig, więc dzięki takim ludziom mam jeszcze siły by to organizować. Gdyby było inaczej, bez tego wsparcia bym się tego nie podjął, ale póki co mamy piękny wyścig i tym trzeba się cieszyć.


Słowem podsumowania – pozostaje nam zatem wiara, że zarówno partnerzy wyścigu, jak i osoby odpowiedzialne za jego organizację wciąż będą znajdowały w sobie siły i środki niezbędne do doprowadzania do kolejnych edycji tego wyścigu. Choć wiadomo, że rozmowa ta dotyczyła Międzynarodowego Wyścigu Juniorów o Puchar Prezydenta Miasta Grudziądza to zapewne jakąś część tych przemyśleń ma obecnie każdy organizator imprez w Polsce. Być może zabrzmi to nieco pompatycznie, ale na koniec mam krótki apel – doceniajmy tych, którym nadal się chce i szukajmy osób, które przejmą z czasem od nich pokoleniową pałeczkę.

W Grudziądzu rozmawiał Jakub Jarosz.

Poprzedni artykułTour de France 2024: Team Visma | Lease a Bike dokonuje rekonesansu szutrów
Następny artykułGiro d’Italia 2024: Biniam Girmay wypada z wyścigu po kraksach [wideo]
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments