Alessandro De Marchi
Fot. Jayco-Alula

Specjalista od ucieczek znowu pokazał klasę. Alessandro De Marchi, po trzech latach przerwy, znów mógł cieszyć się z triumfu.

De Marchi od lat znany jest ze swojego zamiłowania do ataków. Niezależnie od sytuacji, co roku regularnie zabiera się w ucieczki, a w przeszłości uchodził za jednego z najlepszych harcowników na świecie. Najbardziej widoczne było to w okresie przed transferem do CCC Team. W latach 2014-18 wygrywał 3 etapy Vuelta a Espana i Giro dell’Emilia i wszystkie te sukcesy zawdzięczał swojej umiejętności znalezienia odpowiedniego momentu na atak. 

Później, w pomarańczowej koszulce, zanotował drobny przestój, aż w końcu, po trzech latach przerwy wygrał Tre Valli Varesine. I długo wiele wskazywało na to, że może być to ostatni triumf doświadczonego Włocha, który miał już wtedy 34 lata. Nawet mimo tego, że ataków próbował wielokrotnie. W tym roku widzieliśmy to na Tirreno-Adriatico. W “Wyścigu Dwóch Mórz” uciekał dwukrotnie, jednak peleton za każdym razem prędzej czy później doganiał jego i kompanów, a o zwycięstwo etapowe rywalizowali faworyci – najpierw górale, wśród których najlepszy okazał się Jonas Vingegaard, a później sprinterzy z Jonathanem Milanem na czele.

Podobnie było też w poprzednich latach. W 2023 roku De Marchi łącznie w 7 ucieczkach dnia, zaś sezon wcześniej uzbierał ich 6. I choć kilka razy udało mu się wybrać odpowiedni moment, a odjazd z jego udziałem dojeżdżał do mety, to zawsze znajdowało się w nim kilku kolarzy, którzy na mecie okazywali się mocniejsi od niego. Mimo wszystko on nie zamierzał się poddawać i dziś ruszył do boju po raz kolejny

– To wymagało ode mnie wiele odwagi, ale byłem pewny siebie. Dwa lata temu znalazłem tutaj – w Jayco AlUla nowe, naprawdę miłe superśrodowisko. Dlatego nie załamywałem się. Wiedziałem, że w końcu się uda. Wystarczy tylko znaleźć odpowiedni moment…

– mówił De Marchi, który wiedział, że w poszukiwaniu czasu i miejsca odpowiedniego do ataku nie można dać się ponieść emocjom. Dlatego zachowywał spokój, gdy na około 30 km przed metą do przodu ruszył Gamper – wiedział, a przynajmniej miał nadzieję, że młody Austriak zbyt odważnie oszacował swoje siły. Sam ruszył zatem kilkanaście kilometrów później, na ostatnim dzisiejszym podjeździe pod Gnadewald, gdzie najpierw wraz z Simonem Pellaud dogonił Gampera, a później udał się w samotną podróż do mety, na końcu której czekało długo oczekiwane zwycięstwo – według niego szczególnie istotne.

– To nie jest dla mnie “tylko” zwycięstwo etapowe. Gdy masz prawie 38 lat, każda kolejna wygrana jest dla ciebie najważniejszą. Dlatego muszę powtórzyć – wygranie wyścigu w takim wieku, w dzisiejszym kolarstwie, znaczy naprawdę wiele

– mówił lubiący podkreślać swój wiek Włoch, który uważa, że przyjazd na Wyścig Dookoła Alp przed Giro d’Italia był dobrym pomysłem.

–  Zrobiliśmy to już w ubiegłym roku, a teraz to powtórzyliśmy- okazuje się, że owszem – wystarczy odrobina szczęścia, odrobina odwagi i proszę bardzo, to się dzieje

Z austriackiego Stans Bartek Kozyra

Poprzedni artykułNajsłynniejszy kilometr świata? – zapowiedź Strzały Walońskiej 2024
Następny artykułMedia: Demi Vollering blisko FDJ-Suez
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments