fot. A.S.O. / Ashley Gruber and Jered Gruber / Tour de France 2023

Sfrustrowany Remco Evenepoel, cierpiący Primož Roglič oraz dominujący Pogačar i Vingegaard. Ostatnie kilka dni przyniosło nam mnóstwo odpowiedzi na temat tego, w jakim miejscu znajdują się obecnie główni faworyci do zwycięstwa w Tour de France.

Odliczając do godziny zero

Kto wie, czy ostatnie pięć lat nie było najlepszym czasem w historii Tour de France. Praktycznie co roku dostajemy olbrzymią ilość emocji i niezliczoną liczbę historii. W 2019 Wielka Pętla przygotowała dla nas wyjątkowo wyrównaną walkę pomiędzy dużą grupą kolarzy – pod koniec wyścigu realną szansę na sukces miało przecież aż pięciu uczestników. Narodziny gwiazdy Egana Bernala, wspaniały lot Juliana Alaphilippe’a, dramat Thibauta Pinota – dostaliśmy tam właściwie wszystko. A to i tak był zaledwie wstęp do nowej ery w kolarstwie*.

Bo kolejne lata to z jednej strony imponująca dominacja Tadeja Pogačara, a z drugiej, jego pasjonujące pojedynki z Primožem Rogličem i Jonasem Vingegaardem. Patrząc na te pięć poprzednich naprawdę emocjonujących pod różnymi względami edycji, trzeba na poważnie brać pod uwagę, że ta, która nadejdzie w tym roku będzie najnudniejszą od sześciu lat! Nawet Tour, który byłby obiektywnie patrząc naprawdę ciekawy, może nas rozczarować, ze względu na oczekiwania rozbudzone do granic możliwości.

Wcale jednak nie musi tak być, bo jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to słoweńsko-duński duet po raz pierwszy w historii tej krótkiej jak na razie rywalizacji napotka na swojej drodze kolarzy mogących stanowić dla nich realną przeszkodę – mowa oczywiście o Remco Evenepoelu i Primožu Rogliču dysponującym nową, ułożoną całkowicie pod niego drużyną**. O ile ta ostatnia dwójka rywalizuje ze sobą bardzo regularnie – nie tylko w wielkich tourach, ale także w tygodniówkach, to już ich potyczki z Vingegaardem i Pogačarem oglądamy wyjątkowo rzadko. Jeśli podczas najbliższej Wielkiej Pętli rzeczywiście zmierzy się ze sobą cała czwórka, tworzenie rankingów najlepszych kolarzy wielkotourowych na świecie będzie zdecydowanie prostsze niż dziś.

*a może pożegnanie starej? Dziś ze wspomnianej, choć nie wymienionej w całości, piątki naprawdę dużą rolę w wyścigach odgrywa wyłacznie najstarszy jej członek – Geraint Thomas)

** będzie też Geraint Thomas – o nim również warto pamiętać. Trudno jednak dodawać go do wymienionego grona i tworzyć z niego wielkiej piątki, skoro Brytyjczyk już od dwóch lat czeka na jakiekolwiek zwycięstwo

Zmiana na czele?

Czy ktoś z dwójki Roglič-Evenepoel będzie w stanie zakłócić duopol Vingegaarda i Pogačara? Pierwsze wyścigi tego sezonu zdają się krzyczeć: “Nie ma takiej możliwości”. Dotychczasowi dominatorzy pokazali bowiem ostatnio wielką klasę. Młodszy ze Słoweńców Strade Bianche, choć przez ulicę Świętej Katarzyny przejechał świętując zwycięstwo, wygrał z rekordową przewagą dwóch minut i 44 sekund nad drugim kolarzem (to o dwie minuty i dwie sekundy niż dotychczasowy rekordzista – Fabian Cancellara).

Teraz wygląda na to, że Duńczyk pozazdrościł mu tej dominacji. I choć już w zeszłym roku wygrał w wielkim stylu Criterium du Dauphine i Wyścig Dookoła Kraju Basków, to chyba w żadnym z nich nie wyglądał tak dobrze, jak teraz. Zresztą, sam mówi wprost, że jeszcze nigdy nie był o tej porze w tak dobrej formie. I rzeczywiście – jego kolejne ataki sprawiały, że będący w świetnej formie Juan Ayuso i Jai Hindley – zwycięzca Giro d’Italia sprzed dwóch lat, wyglądali jak dzieci. Wystarczyło kilka mocniejszych pociągnięć Duńczyka i obaj kapitalni górale zostawali z tyłu, a później jego najpierw żółta, a później niebieska koszulka stopniowo znikała z ich pola widzenia.

Dobrze się stało, że “Wyścig Dwóch Mórz” odbywał się mniej więcej w tych samych godzinach, co Paryż-Nicea. Dzięki temu istnieje spora szansa, że Remco Evenepoel zwyczajnie nie miał czasu na oglądanie popisów swojego czerwcowo-lipcowego rywala. Taki seans mógłby jedynie pogłębić frustrację młodego Belga, który właściwie przez cały swój pobyt we Francji na coś narzekał – jak nie na byłego zespołowego kolegę, Tima Declerqa, to na postawę kolarzy UAE Team, którzy nie chcieli współpracować przy gonitwie.

I trzeba przyznać, że Evenepoel miał powody do irytacji, bo trudno było mu nie współczuć, patrząc na to, co dzieje się w “Wyścigu ku Słońcu”. Bynajmniej nie z powodu pogody, która zdawała się przeczyć hasłu przewodniemu całego wyścigu. Ci z Was, którzy w niedzielę wieczorem mieli okazję przeczytać mój wywiad z Henrykiem Charuckim mogli we fragmentach opisujących starty Ryszarda Szurkowskiego w Tour de Pologne zobaczyć właśnie występy młodego Belga. 

Evenepoel tak, jak czterokrotny zwycięzca Wyścigu Pokoju, musiał walczyć z całą koalicją kolarzy, którzy absolutnie nie chcieli z nim współpracować. Gdy atakował on – inni momentalnie wskakiwali mu na koło. Z kolei gdy atakowali inni zawodnicy, to on był z reguły jedynym chętnym do gonitwy. 

Vingegaard nie musiał radzić sobie z podobnymi problemami, na co oczywiście wpływ miała trasa, która nie sprzyjała kolarzom chcącym utrzeć nosa faworytom (gdzie mieli przeprowadzać akcje w stylu Jorgensona i McNulty’ego?), ale przede wszystkim moc Duńczyka. On potrafił sięgnąć po atomowy atak, który rozwiałby wszelkie wątpliwości, Evenepoel pomimo niezliczonych prób, był bezsilny, nie potrafił oderwać się od rywali, którzy na papierze byli słabsi, niż Hindley albo Ayuso. W efekcie, choć wyglądał na najmocniejszego kolarza, to w “generalce” okazał się słabszy od rewelacyjnego Matteo Jorgensona. 

Jedyne, co mogło go pocieszać, to fakt, że jeszcze gorzej poradził sobie Primož Roglič, który zakończył wyścig dopiero na miejscu 10., co jest koszmarnym wynikiem, jak na dotychczasowego króla tygodniówek. Od 2019 roku przejechał 13 wyścigów wieloetapowych (pomijając wielkie toury) i aż 10 z nich wygrywał. Przegrał trzykrotnie – dwa razy w wyniku kraks, a raz mógł tłumaczyć się problemami zdrowotnymi. Teraz trudno mu jakąkolwiek wymówkę, no może oprócz tej, że nie mógł liczyć na taką pomoc kolegów jak w czasach Jumbo-Visma. 

Gdyby teraz stworzyć ranking mocy poszczególnych elementów wielkiej czwórki, wyglądałby on pewnie tak: 1. Tadej Pogačar lub Jonas Vingegaard, 3. Remco Evenepoel, 4. Primož Roglič. Przy układaniu tego typu zestawień warto sobie jednak zadać bardzo istotne pytanie:

Czy to wszystko ma jakiekolwiek znaczenie?

Myślę, że wielu z nas na tak zadane pytanie, odruchowo odpowiedziałaby: “Tak!”. To kusząca opcja – Tour de France to największy wyścig na świecie, ostatnio w dodatku pełen emocji, więc siłą rzeczy zajmuje ważne miejsce w serduszku każdego (albo prawie każdego) kolarskiego kibica. Niewiele rzeczy tak kusi, jak spekulacje na temat tego, kogo na co stać (sam też spekulowałem w ostatnim odcinku “Tygodniówki”, podobnie, jak mój redakcyjny kolega – Kacper). A spekulujemy bazując na tym, czym dysponujemy – na wynikach z tego sezonu.

Problem w tym, że nie jest to zbyt wiele, co pokazuje choćby statystyka bezpośrednich pojedynków Jonasa Vingegaarda i Tadeja Pogačara w miesiącach poprzedzających Wielką Pętlę, od momentu, w którym ta dwójka zaczęła zajmować dwa pierwsze miejsca w tym wyścigu. Od 2021 roku obaj kolarze trzykrotnie spotykali się w nich jako liderzy swoich ekip i trzykrotnie wynik, jakim kończyła się rywalizacja był odwrotny do tego, który kilka miesięcy później oglądaliśmy w Wielkiej Pętli.

Wynik wyścigu poprzedzającego Tour de France Tour de France
2021 Itzulia Basque Country: 2. Vingegaard, 3. Pogacar 1. Pogacar, 2. Vingegaard
2022 Tirreno-Adriatico: 1. Pogacar, 2. Vingegaard 1. Vingegaard, 2. Pogacar
2023 Paryż-Nicea: 1. Pogacar, 3. Vingegaard 1. Vingegaard, 2. Pogacar

Czy jednak ta statystyka oznacza, że słaba forma danego kolarza wiosną jest dobrym sygnałem, bo oznacza, że wszystko, co najlepsze przygotował na lato? No kompletnie nie. W końcu każdy wynik Pogačara i Vingegaarda widniejący w powyższej tabelce plasował go na podium wymienionych wyścigów. I nie, ci dwaj panowie nie są wyjątkiem – niewielu jest kolarzy, którzy potrafią błysnąć w wielkim tourze nawet mimo tego, że przez poprzednie miesiące prezentowali przeciętną formę, choć oczywiście zdarzają się wyjątki, jak choćby Geraint Thomas. Brytyjczyk w zeszłym sezonie do końca bił się o triumf, choć wcześniej ani razu nie był w czołowej “10” choćby etapu któregokolwiek z trzech wyścigów wieloetapowych, w których startował. 

Takich zawodników jest jednak garstka. Dla większości sukces w wielkim tourze to zwieńczenie udanego okresu startowego, w którym notują zwycięstwa i liczne miejsca w czołowej “5”. Każdy zawodnik z podium ubiegłorocznego Tour de France zdążył w miesiącach poprzedzających Wielką Pętlę sięgnąć po przynajmniej jedno zwycięstwo w klasyfikacji generalnej worldtourowego wyścigu tygodniowego. Rok wcześniej podobna sztuka nie udała się wyłącznie późniejszemu zwycięzcy – Jonasowi Vingegaardowi, który jednak zajmował drugie miejsca w Tirreno-Adriatico i Criterium du Dauphine. Jeśli popatrzymy na wcześniejsze edycje Wielkiej Pętli sytuacja wygląda podobnie, a w Giro d’Italia tylko trochę gorzej.

Wyścigi poprzedzające główny cel sezonu, zwłaszcza tygodniówki, mogą być zatem cenną wskazówką dotyczącą tego, kto może się liczyć walce o najwyższe lokaty, a przy kim postawić znak zapytania. Jednak to, że Jonas Vingegaard pokonał na Tirreno-Adriatico rywali o blisko dwie minuty, nie stawia go wcale w o wiele lepszej sytuacji przed Tour de France niż Remco Evenepoela, który męczył się z nieco słabszymi rywalami podczas Paryż-Nicea. Albo nawet Juana Ayuso, który pomimo dobrej dyspozycji nie był w stanie stawić mu czoła we Włoszech. Drobny problem zaczyna się, gdy kolarz pokroju Rogliča – niemal zawsze błyszczący w tygodniówkach, kończy pierwszy poważny sprawdzian daleko za czołówką. Jednak nawet w jego przypadku należy pamiętać, że na dojście do właściwej formy ma jeszcze ponad 3 miesiące. To naprawdę bardzo dużo czasu. 

Poprzedni artykułArnaud De Lie zmienia plany. Rezygnuje z Mediolan-San Remo
Następny artykułBruki dla sprinterów – zapowiedź Danilith Nokere Koerse 2024
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Robert
Robert

Mimo wszystko, kolarstwo to sport drużynowy!! Bez odpowiednich pomocników, żaden z nich nic by nie osiągnął..! O ile wyścigi jednodniowe to pokaz mocy, dyspozycja dnia, szczęście, poszczególnych zawodników, to w etapówkach dobra drużyna to podstawa sukcesy! Jonas, to gość bazujący dobitnie na tej teorii. Wozi się na kole przez większość wyścigu, aby w decydujących momentach zaatakować. Pogi często nie kalkuluje, jeździ spontanicznie, on to po prostu kocha!! Czy nasz Rafał w starych, dobrych czasach kiedy jechał na generalkę mógł osiągnąć więcej mając odpowiednich pomocników, śmiem twierdzić że mógł, i pewni by to zrobił!!