fot. Tour de France

14 lipca 2023 roku Dzień Bastylii świętowali nie tylko Francuzi. Polscy kibice z zapartym tchem oglądali jazdę Michała Kwiatkowskiego na Grand Colombier, który po tym, jak stracił kontakt z czołówką, raz po raz wyprzedzał kolejnych współuciekinierów, by następnie objąć prowadzenie i po raz drugi w karierze sięgnąć po etapowe zwycięstwo w Tour de France. Kolarz INEOS Grenadiers w rozmowie z portalem Naszosie.pl wrócił do tamtego sukcesu.

Sezony w wykonaniu poszczególnych zawodników można porównać do profilów wyścigów – niektórzy kolarze przez cały rok utrzymują równy poziom, niczym etapy sprinterskie. Inni natomiast borykają się z różnymi trudnościami, a ich sezon przypomina bardziej wymagające, górskie odcinki. Tak było również w przypadku Michała Kwiatkowskiego, polskiego kolarza ekipy INEOS Grenadiers, który rozpoczął rok bardzo intensywnie.

Ścigając się z czasem pozostałym do narodzenia córki, Polak startował praktycznie wszędzie, gdzie mógł, „nabijając” 27 dni startowych do końca kwietnia. Przejechał niemalże pełną kampanię brukowanych klasyków, ardeńskie jednodniówki, a także trzy wyścigi etapowe, w tym Tirreno-Adriatico. Nie brakowało jednak problemów, jak choćby wstrząśnienie mózgu, którego doznał w upadku na trasie Gandawa-Wevelgem – wykluczyło go to ze startu w Ronde van Vlaanderen.

– To było podyktowane też planami życiowymi, miała mi się urodzić córka w połowie marca, więc stwierdziłem, że prawdopodobnie nie będę mógł się ścigać od razu po tym wydarzeniu i chciałem jak najlepiej rozpocząć sezon. Wyszło tak, że ścigałem się nawet więcej niż normalnie, naprawdę była to trudna wiosna. Wstrząśnienie mózgu w Gandawa-Wevelgem skomplikowało mi też klasyki w Ardenach. To było już w sumie dość dawno, ale pamiętam, że nie był to najłatwiejszy okres w mojej karierze. Zostało mocno w kościach

– mówił Michał Kwiatkowski w rozmowie z Naszosie.pl, podczas podsumowania sezonu jego akademii, UKS Copernicus.

– To był sezon wzlotów i upadków, miałem wrażenie, że od pierwszego startu powinienem być w niesamowitej formie, tymczasem ta wiosna była dla mnie bardzo trudna, ciężka i intensywna, jeśli chodzi o trening oraz starty. Nie podcięło mi to skrzydeł, ale nie było też najłatwiejsze. Takie poczucie, że tyle pracy włożyłem, a idzie – że tak powiem – „w piach”. Ostatecznie zaowocowało to na Tour de France czy Tour de Pologne i z tego się mogę cieszyć. Młodszy już nie będę i muszę to wszystko wypośrodkować, dodać trochę więcej wypoczynku. Zdałem sobie świadomość, że nie mogę wszystkiego brać na barki i muszę odpowiednio zarządzać siłami w przyszłym sezonie

– dodał.

Wzlot na Grand Colombier

Z czasem sukcesy jednak przyszły. Pierwszym dużym osiągnięciem Michała Kwiatkowskiego w tym sezonie był tytuł mistrza Polski w indywidualnej jeździe na czas. W niespełna 50-kilometrowej czasówce o złotym medalu zadecydowała zaledwie sekunda – o tyle kolarz INEOS Grenadiers pokonał drugiego Macieja Bodnara. Swoim występem Kwiatkowski pokazał, że przed Tour de France – docelowym startem w sezonie – jest w dobrej formie, był jednak oszczędny w słowach, jeśli chodzi o konkretne cele i plan na Wielką Pętlę.

Kilkanaście dni później przemówił czynami, raz po raz próbując zabrać się w odjazdy. Czasem się udawało, innym razem nie, ale nieustępliwość Michała Kwiatkowskiego robiła wrażenie. Na szóstym etapie przez chwilę jechał w czołówce z Jonasem Vingegaardem i Tadejem Pogačarem, a gdy stracił szansę na triumf, pomógł walczącemu o wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej Carlosowi Rodriguezowi.

Na swój moment cierpliwie czekał. Nie nadszedł on również kilka dni później, gdy w Issoire Michał Kwiatkowski przeciął linię mety na ósmej pozycji. Z perspektywy telewidza podczas etapu z metą na Grand Colombier także można było odnieść wrażenie, że i tym razem kolarz INEOS Grenadiers będzie musiał obejść się smakiem.

Początkowo Michał Kwiatkowski dość szybko stracił kontakt ze współuciekinierami – była to jednak kwestia doświadczenia i mądrego zarządzania energią, której wystarczyło mu aż do szczytu. Polak po kolei wyprzedzał kolejnych rywali, by po kilkudziesięciu minutach wjechać na Grand Colombier jako pierwszy, celebrując drugie zwycięstwo na etapie Tour de France w karierze.

– Wiedziałem, co robić, bo znałem ten podjazd. Wziąłem poprawkę z poprzednich etapów, w których byłem w ucieczce i taktyka odpuszczania niekoniecznie była dobra. Tu bardzo dobrze znałem profil i czułem, że nie najlepszym pomysłem było mieć tego dnia kolegę w ucieczce. Jeśli dobrze pamiętam, to Bettiol i ktoś jeszcze miał kompana z zespołu. Gdybym ja był w takiej sytuacji i mój kolega chciałby mi pomóc na przykład przez pierwsze 5 minut podjazdu, to zacząłbym wspinaczkę za mocno. Być może skończyłoby się to tak, że nikt z tego odjazdu nie dojechałby do mety, bo byśmy się zagotowali na początku. A liderzy z tyłu jechali mocnym, równym tempem. Równo rozłożyłem siły i o to chodzi na Grand Colombier

– wyjaśniał Michał Kwiatkowski.

fot. INEOS Grenadiers

Takie jest kolarstwo – żeby wygrywać, wiele rzeczy musi się. Chyba że naprawdę jest się poziom, dwa wyżej od całej reszty, ale niewielu jest obecnie takich kolarzy. W Tour de France wszyscy są na tak wysokim poziomie, że liczą się te najmniejsze rzeczy – np. nie zjedzenie odpowiedniej ilośc kalorii. To się kumuluje i wszystko musi wypalić, u mnie tego dnia akurat wypaliło

– dodał Polak. Jego słowa doskonale wpisują się w filozofię marginal gains, której orędownikiem jest Dave Brailsford, menedżer generalny ekipy INEOS Grenadiers.

Zwycięstwo na Grand Colombier, odniesione w Dniu Bastylii, było zdecydowanie największym sukcesem Michała Kwiatkowskiego w tym sezonie. Później z bardzo dobrej strony zaprezentował się on jeszcze w Tour de Pologne, gdzie uplasował się na trzeciej pozycji w klasyfikacji generalnej. Walczył również w pagórkowatym Renewi Tour, rozgrywanym w krajach Beneluksu. Po serii startów w wyścigach jednodniowych, Michał Kwiatkowski rozpoczął off-season, który wykorzystał między innymi na przygotowania i start w nowojorskim maratonie.

Kolarz INEOS Grenadiers tradycyjnie wziął też udział w Owocowym Przełaju, gdzie uplasował się na 21. miejscu w elicie. Teraz wraca do szosowych treningów, a już niedługo spotka się z kolegami z zespołu na zgrupowaniu na Majorce, gdzie ustali z zespołem kalendarz startów i cele na pierwszy sezon. Jak podkreśla – liczy na to, że w przyszłym sezonie mentalne boosty przyjdą wcześniej. Miejmy nadzieję, że tak właśnie będzie.

Z Torunia, Jakub Jarosz i Kacper Krawczyk

Pierwszą część rozmowy z Michałem Kwiatkowskim można przeczytać –> tutaj.

 

 

 

 

 

Poprzedni artykułPrzełajowy Puchar Polski 2023/24: Michał Paluta i Zuzanna Krzystała triumfują we Władysławowie
Następny artykułTygodniówka#20 – W minutę z Krakowa do San Francisco [podcast]
Szukam ciekawych historii w wyścigach, które większość uważa za nieciekawe.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Kibic
Kibic

Wielki Polski Kolarz brawooo